Po trwającym sześć miesięcy śledztwie ruszył proces w sprawie bestialskiego pobicia na bydgoskim Szwederowie. Obrońca oskarżonych złożył wniosek o utajnienie procesu.
Matka żyje w strachu
- Z uwagi na ważny interes prywatny rodzin moich klientów uważam, że proces powinien trwać za zamkniętymi drzwiami - argumentował mecenas Arkadiusz Namysłowski. - Bliscy oskarżonych otrzymują pogróżki. Boją się o własne bezpieczeństwo.
Ten wniosek spotkał się od razu z komentarzem drugiej strony.
- Przychylam się do tej prośby, z uwagi jednak na bezpieczeństwo matki pobitego Marcina W. - tłumaczył prokurator Andrzej Szopa.
Przeczytaj także:Krwawy mord w Bydgoszczy. 16-latka zamieszana w zbrodnię?
Licząca 50 lat Teresa W. twierdzi, że jest nagabywana i zastraszana przez obcych jej ludzi. Jak przyznaje - prawdopodobnie znajomych mężczyzn siedzących na ławie oskarżonych. Doszło nawet do tego, że ktoś uszkodził samochód męża pani Teresy.
Pogruchotana czaszka
Sąd przychylił się do wniosku obu stron. Salę musiało opuścić kilku znajomych oskarżonych. Wyszli na korytarz, gdzie czekali na nich pozostali - w tym również kibole znani z innych spraw sądowych.
Sędzia Mieczysław Oliwa pozwolił pozostać na sali dziennikarzom. Zakazał nagrywania i rejestrowania przebiegu rozprawy. Zaznaczył by, z uwagi na wyłączenie jawności procesu nie pisać o szczegółach zeznań.
Tragedia rozegrała się 21 marca w przejściu między kamienicami przy ulicy Nowodworskiej w Bydgoszczy. Krótko po godzinie 15 na miejsce zostało wezwane pogotowie. Sanitariusze zawieźli ciężko pobitego Marcina W. do szpitala im. Biziela w Bydgoszczy.
Niespełna 30-letni mężczyzna zmarł 28 marca. Lekarze nie zdołali go uratować mimo operacji na otwartej czaszce.
Więcej w piątkowym wydaniu papierowym Gazety Pomorskiej.
Czytaj e-wydanie »