Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Peszek: Moja mała wielka rewolucja

Rozmawiała Magdalena Janowska
Maria Peszek podczas koncertu w Toruniu.
Maria Peszek podczas koncertu w Toruniu. Tytus Szabelski
Rodzina Peszków jest artystyczna, to starzy rewolucjoniści, którzy wiedzą, że o swoją sztukę trzeba walczyć

Rozmowa z
Marią Peszek
aktorką, piosenkarką

- Kto był pierwszą osobą, której dała pani do posłuchania materiał z płyty "Jezus Maria Peszek"?
- Z całym procesem twórczym bardzo intensywnie związany był mój chłopak. Później pierwszymi osobami, które słyszały płytę, byli moi rodzice, bo oni zawsze są na początku kolejki. A potem mój nowy wydawca. W wytwórni wszyscy byli zachwyceni i wstrząśnięci. Moi rodzice podobnie - tata był lekko wybity i skonsternowany, mama od początku czuła się poruszona emocjonalnie, ale w sumie wszyscy byli na tak.

- I nikt nie ostrzegał, że będzie burza?
- Do tego akurat jestem przy-zwyczajona, wcześniej też tak się działo. A co do ostrzeżeń, to nikt mnie nie powstrzymywał, bo to artystyczna rodzina, starzy rewolucjoniści, którzy doskonale zdają sobie sprawę, że ze sztuką po prostu już tak jest. Ludzie z wytwórni uważali natomiast, że to jest bardzo dobry materiał i bardzo potrzebny głos, choć oczywiście zdawali sobie sprawę, że nie jest to propozycja łatwa. Jedyną osobą, która miała jakieś obiekcje, był mój brat - ale jemu chodziło tylko o jeden utwór "Nie wiem, czy chcę". Uznał, że jest tak drażniący i bolesny, że może nie powinno być go na płycie.

Czytaj też: Tofifest 2012: Krystyna Janda w Toruniu

- Największą uwagę krytyki przykuły chyba jednak inne utwory - "Sorry Polsko", w którym padają m.in. słowa "Lepszy żywy obywatel niż martwy bohater" i "Szara flaga", w której śpiewa Pani: "Boli mnie Polska, wisi mi krzyż". Okrzyknięto je protest songami.
- Dla mnie bardzo ważne są głosy tzw. zwykłych ludzi, którzy piszą do mnie i wypowiadają się o płycie. Dla nich najdotkliwszy jest właśnie utwór "Nie wiem, czy chcę" czy "Pan nie jest moim pasterzem". Ale tak naprawdę te reakcje dopiero się kształtują - premiera płyty była zaledwie cztery tygodnie temu, więc to jeszcze świeża sprawa.

- Album "Jezus Maria Peszek" to deklaracja. W Polsce taka postawa nie jest chyba widziana najlepiej.
- Nie tyle jest źle widziana, co niewyobrażalna dla wielu osób. Taka deklaracja przyjmowana jest jako przekroczenie pewnych granic, co wydaje mi się trochę dziwne. Trochę już się do tego przyzwyczaiłam, bo moje wcześniejsze płyty również wywoływały spore wrzenie, ale tym razem było ono rzeczywiście nieprawdopodobne. Reakcje, o których mówimy, wynikają chyba z otwartości, z jaką komunikuję swoje poglądy. Wprawdzie nikogo nie obrażam, nikogo nie atakuję, ale kłębi się tam od ludzkich emocji - może to jest niezbędne, żeby to, o czym śpiewam, skutecznie trafiło do innych. Ta płyta jest o wychodzeniu poza ogólnie przyjęte normy społeczne. Ona jest dla tych, którzy żyją trochę inaczej niż wskazują im podstawowe kalki, dla stojących z boku i ośmielają- cych się iść własną drogą. Myślę, że dzięki albumowi "Jezus Maria Peszek" jest im trochę raźniej.

- Nietolerancja dla inności jest tym, co w Polsce boli panią najbardziej. A co tu trzyma?
- Ludzie. Ja bardzo lubię ludzi i w gruncie rzeczy lubię Polaków. To, co robię, nie miałoby sensu poza Polską: śpiewam po polsku, Polska to moje naturalne środowisko i kontekst dla tego, czym się zajmuję. Dobrze się tu czuję.

- Wokal i muzyka, której jest pani współautorką, różnią się znacznie od tego, co słyszeliśmy na poprzednich krążkach.
- Ta zmiana, która wydarzyła się wewnątrz mnie, była tak duża, że pociągnęła za sobą zmiany we wszystkim: sposobie myślenia, sposobie życia i sposobie robienia sztuki. Pierwszy raz odważyłam się na to, żeby samodzielnie dobierać dźwięki, komponować, być współproducentem, czyli wpływać na aranże i brzmienie. Całej tej przemianie musiał towarzyszyć też inny rodzaj ekspresji - sposób śpiewania musiał być inny niż do tej pory, żeby to, o czym mówię, brzmiało wiarygodne. O tym też jest ten album, stąd w tytule wziął się Jezus - symbol odnowy i przemiany. Bardzo cieszę się z tej płyty i myślę, że efekt jest dość spójny.

- A kiedy poczuła pani, że kończy się Maria Awaria - poprzednie wcielenie sceniczne i że coś się zmienia?
- To było jakieś dwa lata po premierze "Marii Awarii". Bardzo intensywnie pracowaliśmy z tą płytą, a że odniosła sukces, graliśmy ją na koncertach. Z czasem poczułam się tym zmęczona, potem zaczęłam chorować, więc naturalnie Maria A-waria musiała już umrzeć, ale nie mogła, bo wciąż były jakieś zaproszenia, propozycje. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i w końcu urządziliśmy pogrzeb Marii Awarii - taki performance i wówczas zniszczyliśmy wszystkie pióropusze, w których występowałam i symbolicznie skończyliśmy tamten etap, żeby móc zająć się czymś innym.

- Trzecia płyta jest bardzo osobista i bardzo dla pani ważna. Nie czuje pani pustki, wypalenia, obawy, że trudno będzie nagrać kolejną?
- Mam już bardzo konkretny pomysł na następny album i myślę, że nie rozczaruję tych, którzy czekają na kolejną woltę, ale na razie nic jeszcze nie zdradzę. Nie czuję pustki. Mam poczucie oczyszczenia, wyzwolenia i ulgi i po raz pierwszy w życiu jestem szczęśliwym czło-wiekiem. Jedyne, czego mi teraz potrzeba, to dużo siły i energii, żeby poradzić sobie z przygotowaniami do koncertów. Tylko tyle.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska