Spotkanie autorskie z Krzysztofem Jackowskim w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chojnicach zgromadziło liczne grono ciekawych nie tylko jego książki, ale i jego samego. Jak wygląda, co mówi? Czy jest zarozumiałym bufonem, czy też cichym jak myszka tropicielem kontaktów z innym światem?
Okazało się, że przed czytelnikami stanął facet w dżinsach i koszuli, swobodny i nadpobudliwy, bo raczej trudno było mu usiedzieć na krześle. Na dodatek pojawił się nie tylko ze swoimi książkami - dwoma tomami autobiografii pt. "Zmarli mówią", ale też w towarzystwie uroczej blondynki Katarzyny Świątkowskiej, która była inspiratorką dzieła i jest osobistą muzą jasnowidza.
Ale mówił tylko on. I spotkanie było raczej długim monologiem, aniżeli odpowiadaniem na pytania, bo tych było mało, a poza tym trudno było się dorwać do głosu...
Przeczytaj również: Jasnowidz z Człuchowa: Zmarli zawsze dużo mówią...
Można się było dowiedzieć, że Jackowski przeżywa męki, zanim zabierze się do robienia wizji i że raczej tego nie cierpi. Robi wszystko, żeby to odłożyć. Patrzy w telewizor, grzebie w komputerze. Skoro jednak jest jasnowidzem, to wizje robić musi. - Cóż, dzień bez trupa jest dniem straconym - mówił. - Non stop żyję sprawami, które mam rozwiązać. I to już tak jest, że jak masz tych trupów 700, to chcesz ich mieć 750...To ciągła walka, żeby mieć więcej...
Sława to dla niego rzecz względna. - Być Lindą, Pazurą - ironizuje. - No, Tuskiem to raczej nie. Ale kiedy w naszym szpitalu znalazłem się z powodu migotania przedsionków, to lekarka chciała ode mnie kwitek ZUS. Bez tego nie miała zamiaru ruszyć palcem. Taka to jest sława.
Na swoim jasnowidzeniu nie zrobił kokosów. Dziś przyznaje: - Głupi byłem, ale ciężko jest się targować z ludźmi...
Zobacz też: Krzysztof Jackowski - Duchy jeżdżą ze mną samochodem!
Przekonywał, że jasnowidzenie nie jest niczym nadzwyczajnym, choć trzeba mieć w sobie chęć przekraczania barier i granic. On to ma. Ale można się też tego nauczyć.
Obcowanie ze śmiercią i z przedmiotami, które należały do umarłych, go nie przeraża, choć przyznaje, że boi się tego, że umrze. - To największy koszmar, który czeka mnie i was wszystkich - mówił.
O czym marzy? - Szczęście dla mnie to pojechać do ciepłego kraju, zapierdalać tam do wieczora na zmywaku, a potem mieć czas dla siebie. I totalnie wszystko w d..., oprócz księżyca i paru innych detali. Bo tylko niepozorne chwile dają nam szczęście. I tego się nie kupi...
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
Czytaj e-wydanie »