Tuż po godz. 13.00 sala konferencyjna LOTTO-Bydgostii zaczęła zapełniać się sympatykami wioślarstwa. O 15.00 pękała już w szwach. Wyczuwało się atmosferę wyczekiwania, na coś wielkiego, historycznego. Wioślarze LOTTO-Bydgostii z czterech kolejnych igrzysk wracali z medalami. Zapoczątkował Robert Sycz sięgając wraz z Tomaszem Kucharskim po złoto w dwójce podwójnej wagi lekkiej w Sydney i Atenach. W Pekinie wychowankowie klubu Bartłomiej Pawełczak i Miłosz Bernatajtys, wraz z torunianinem Łukaszem Pawłowskim i Pawłem Rańdą, pod wodzą Mariana Drażdżewskiego, sięgnęli po srebrny medal w czwórce bez sternika wagi lekkiej, a przed czterema laty Magdalena Fularczyk(wówczas jeszcze bez drugiego członu Kozłowska), w dramatycznych okolicznościach sięgała razem Julią Michalską po brązowy krążek w dwójce podwójnej.
I właśnie Magda, wychowanka Wisły Grudziądz razem z Natalią Madaj, która po igrzyskach w Londynie przeniosła się z Posnanii do Bydgostii miały podtrzymać olimpijską medalową passę.
Prezes klubu Zygfryd Żurawski był jeszcze bardziej „zachłanny” i już na początku tego roku zapowiedział, że wioślarze Bydgostii z Rio przywiozą dwa medale. Ten następny miała zdobyć jedna z czwórek podwójnych, żeńska z Moniką Ciaciuch lub męska z Dariuszem Radoszem i Mirosławem Ziętarskim z AZS UMK Energa Toruń.
- Nie pogniewam się, jak obie staną na podium. Dzisiaj zdobędziemy po jednym medalu z każdego koloru - zapowiedział optymistycznie Żurawski przed rozpoczęciem czwartkowej transmisji w TVP. Podobnie zdanie miał Rafał Bruski, prezydent miasta, który dotarł do klubu tuż przed biegami finałowymi. Noworoczna prognoza się prezesa sprawdziła się.
O 16.04 swój, jak się później okazało „bieg życia”, rozpoczęły wioślarki LOTTO-Bydgostii. Podopieczne Macieja Witkowskiego i Michała Kozłowskiego nie wyszły od początku na czoło stawki. Uczyniły to Brytyjki, mistrzynie olimpijskie z Londynu (z tego składu wiosłowała 41-letnia Katerine Grainger, zaś Anne Watkins zastąpiła Victoria Thornley), które o pół łódki płynęły przed Polkami, a za nimi Litwinki. Niespodziewanie słabo wiosłowały groźne Greczynki. W sali dało się wyczuć ogromne napięcie. Wyprzedzą Brytyjki, czy nie. Jak zachowają się Litwinki, notabene reprezentujące bydgoski klub. Po półmetku Magda z Natalią zaatakowały po raz pierwszy, ale rywalki się nie dały...
- Wiedziałem, że nasze wioślarki mają już medal, lecz przez myśl przeszło mi czy zdołają sięgnąć po ten najcenniejszy – komentował uszczęśliwiony prezes Żurawski.
Bo drugi, na finiszu, był już piorunujący. W sali rozległ się ogromny krzyk: Jest! Jest! Dziękujemy! Dziękujemy! W oczach wielu osób pojawiły się łzy, łzy szczęścia. Sternik klubu zewsząd zbierał gratulacje.
- Zapowiadały „bieg życia” i to zrobiły – mówił z dumą prezydent Bruski. – Teraz czekamy na pozostałe dwie polskie osady, a następnie na udane występy kajakarki Beaty Mikołajczyk i ich koleżanek.
W siedzibie Bydgostii podczas dekoracji zapanowała euforia. Głośno odśpiewano Mazurka Dąbrowskiego, medale uczczono szampanem (bezalkoholowym - co zaznaczył prezes Żurawski).
Och, ten start
Tuż przed biegiem dwójki na starcie stanęły czwórki.
Męska podwójne ruszyły o 15.12. Mateusz Biskup, Wiktor Chabel, Dariusz Radosz (Lotto Bydgostia) i Mirosław Ziętarski (AZS UMK Energa Toruń). Rozległo się głośne: Polska, Polska, Darek, Mirek! I rytmiczne okrzyki "raz, raz" - w rytmie ich wiosłowania.
Oni zaś, rozpoczęli najwolniej z wszystkich osad. Długo płynęli na szóstej, później na piątej pozycji. Na ostatnią pięćsetkę wpłynęli na za Niemcami, Australijczykami i Estończykami. Mocno podkręcili tempo wiosłowania. Zbliżyli się do Estończyków, lecz do upragnionego medalu zabrakło 1,5 sekundy.
Ryszard Kubiak, sternik brązowej czwórki ze sternikiem IO w Moskwie w 1980 roku bardzo żałował słabego startu polskiej osady.
- Ich straty na pierwszych 500 m zadecydowały, że nie zdobyli choćby brązowego krążka. Uważam jednak, że ta osada za cztery lata w Tokio może powtórzyć wyczyn naszych „dominatorów” z Pekinu.
Wybroniły brąz
Odmienną taktykę zastosowała żeńska czwórka podwójna. 24-letnia szlakowa Monika Ciaciuch, urodzona w Ślesinie, wychowanka trenera Daniela Bernatajtysa, a obecnie Michała Kozłowskiego, od początku narzuciła swoim partnerkom z osady Marii Springwald, Joannie Leszczyńskiej i Agnieszce Kobus, wysokie tempo wiosłowania. Z każdym metrem Polki zwiększały przewagę nad Niemkami, Holenderkami i Ukrainkami , która na półmetku urosła do ponad 2 sekund.
- Oby tylko wytrzymały do mety – mocno ściskał kciuki Andrzej Dominiak, z Totalizatora Sportowego, partnera klubu.
Na 300 m przed metą skutecznie zaatakowały Niemki i Holenderki. Polki zdobyły brąz.
- 60 lat temu w Bled, też uciekałyśmy przed rywalkami w mistrzostwach Europy (wówczas w IO panie jeszcze nie startowały). Dogoniły nas wioślarki Związku Radzieckiego, więc wiem co to za uczucie - mówiła Anna Gołębiewska, ze srebrnej osady czwórki ze sternikiem. - Mocno kibicowałam młodszym koleżankom, myślałam, że dadzą radę. Ogromne się cieszę, że zdobyły brąz. W Tokio mogą sięgnąć po mistrzowski tytuł.
Prezes Żurawski nadmienił, że członkowie LOTTO-Bydgostii występujący w barwach Litwy zdobyli jeszcze srebrny i brązowy krążek (dwójka podwójna mężczyzn i kobiet). Zaprosił też wszystkich sympatyków wioślarstwa na 18 sierpnia do klubu na olimpijski piknik. - Gorąco powitamy nasze medalistki i pozostałych reprezentantów naszego klubu. Na medalistki czekają nagrody finansowe, znacznie większe aniżeli zapewnia PKOl.
Radość w Kruszwicy, ósemka też w finale
Za nim odbyły się decydujące biegi o medale na starcie stanęły cztery polskie osady rywalizujące o awans finału A. Jako pierwsze pojawiły się siostry Maria i Anna Wierzbowskie (obie LOTTO-Bydgostia) w dwójce bez sternika, które do Rio zakwalifikowały się z majowych regat ostatniej szansy w Lucernie.
Polki trafiły do mocniejszego półfinału (trzecie na mecie zawodniczki RPA miały lepszy czas od Dunek, triumfatorek drugiego półfinału) i już po 700 metrach było wiadomo, że nie zajmą jednego z trzech premiowanych awansem miejsc. Minęły metę na piątej pozycji za Brytyjkami, Amerykankami, wioślarkami z RPA i Rumunii. Dało się zauważyć, co potwierdził obserwujący zaganiana ekranie trener Waldemar Nowakowski, że od połowy dystansu siostry płynęły już spokojnie oszczędzając siły na finał B zaplanowany na piątkowy poranek.
Zgoła odmienny, choć również zakończony piątą pozycją, był półfinał dwójek podwójnych pań wagi lekkiej z udziałem kolejnej wioślarki z Bydgostii Martyny Mikołajczak, która tuż przed igrzyskami zastąpiła w osadzie Joannę Dorociak. Bydgoszczanka wraz doświadczoną Weroniką Deresz do ostatnich metrów toczyła zacięty bój o przynajmniej trzecie miejsce z Chinkami i Rumunkami. Niestety zbyt dużej straty w pierwszej części dystansu nie zdołały nadrobić mocnym finiszem.
Półfinał męskich lekkich dwójek, a więc konkurencji z tradycjami (medale Sycza), tym razem prawie o zawał przyprawił Stefana Janeczka, prezesa Gopła Kruszwica. Jego wioślarz Artur Mikołajczewski wraz z gdańszczaninem Miłoszem Jankowskim przez większość dystansu płynęli na czwartym miejscu za dwójkami Norwegii, RPA i Włoch. Z tymi ostatnimi na ostatnich 500 metrach stoczyli heroiczny bój o premiowaną pozycję. Polacy pokonali rywali różnicą 0,22 sekundy.
- Chyba głośny doping, okrzyki: dawaj! dawaj! im pomogły - podsumował zadowolonych z ich wiosłowania trener Drażdżewski.
Prezes Janeczek oglądał ten emocjonujący bieg wraz z żoną w domu.
- Oj byłem bliski zawału. Takich emocji dawno nie przeżywałem. Spełniła się pierwsza część mojego marzenia. Nasz wioślarz wystąpi w finale olimpijskim. Teraz trzymam kciuki by spełniła się jego druga część. Jaka, każdy wie.
W repesażu ósemek z pięciu startujących osad, cztery awansowały do finału. Nie było niespodzianek. Tą ostatnia okazali się Włosi, którzy tuż przed igrzyskami zastąpili wykluczonych Rosjan. Polacy zajęli czwartą pozycję.