Dziś działkowcy zbierają się w grupach i opowiadają tym, których wczoraj w ogrodzie nie było o tej tragedii. Jak twierdzą do tak nieszczęśliwego wypadku doszło tu po raz pierwszy.
- Około godziny 9. usłyszałam podjeżdżającą karetkę na sygnale - opowiada starsza kobieta mająca ogródek przy uliczce co ten, w którym doszło do tragedii. - Zauważyłam ratowników biegnących z noszami. Chwilę potem podjechało kilka innych aut na sygnale. Było dosłownie gęsto od policji.
36-latka nie udało się uratować. Najprawdopodobniej był to nieszczęśliwy wypadek. Lekarz obecny na miejscu zdarzenia wykluczył udział osób trzecich.
Ciało mężczyzny znalazła jego żona. Gdy obudziła się rano, widząc, że małżonka nie ma w domu, wyszła do ogrodu. W dużym basenie pływał twarzą do ziemi. Mimo reanimacji podjętych przez pracowników pogotowia mężczyzny nie udało się uratować. Zostawił syna, który dwa-trzy lata temu rozpoczął naukę w szkole podstawowej.
Działkowcy snuje domysły na temat tego, dlaczego mężczyzna się utopił. Czy poślizgnął się na śliskim dnie, dostawał zawału, udaru, a może stracił przytomność, bo pogoda w niedzielę rano takim sytuacjom sprzyjała.
- Nie wyobrażam sobie, jak ta kobieta będzie mogła dalej na tej działce bywać - mówi jedna z pań, która pilnuje wnuka pluskającego się w maleńkim baseniku. - Przecież tu wszystko będzie jej przypominało niedzielną tragedię.
Sąsiedzi opowiadają, jak młode małżeństwo pięknie urządziło działkę rekreacyjną. Nowy, duży drewniany domek, nowe meble w część jadalnej pod chmurką, trampolina dla chłopca, basen, dużo lamp solarnych i modnych dekoracji.
- Musiało to kosztować pewnie ze sto tysięcy - ocenia jeden z sąsiadów. - Mogli cieszyć się z takiego ogródka jeszcze z pół wieku. A tu taka tragedia. Pani Justynka, żona zmarłego, taka przyjemna kobieta, nie zasłużyła sobie na taki los.
