To nie tylko najstarszy wyścig kolarski świata (w niedzielę rozegrany został po raz 100), ale także jeden z pięciu najważniejszych wyścigów klasycznym sezonu, tzw. kolarskich monumentów.
Wydawało się, że wszystklo sprzysięgło się przeciw naszemu kolarzowi. Nie tylko zmagał się ze zmęczeniem po 5. miejscu w Amstel Gold Race i 3. w Walońskiej Strzale. Omega Pharma miała sporego pecha na trasie najsłynniejszej odsłony klasyków ardeńskich. W połowie dystansu upadł i wycofał się z wyścigu Michał Gołaś, który tak mocno wspierał Kwiatkowskiego w dwóch pierwszych wyścigach w tym tygodniu. Potem trzy razy defekt roweru miał Jan Bakelants.
Ostatnie 30 km, w tym trzy kluczowe podjazdy, Kwiatkowski jechał już sam, wcześniej odpadł bardzo zmęczony Tony Martin. Torunianin jechał sam, ale za to bardzo mądrze, często krył się na trasie w peletonie i wydawało się, że traci siły.
Nic z tych rzeczy. Na morderczym finiszu po pokonaniu ponad 250 km i 10 podjazdów Kwiatkowski musiał oglądać plecy jedynie mistrza Australii Simona Gerransa oraz Hiszpana Alejandro Valverde. Do zwycięstwa zabrakło jeszcze kilku metrów.
To drugie z rzędu podium torunianina w klasykach ardeńskich. Po tym sukcesie powinien awansować do pierwszej piątki rankingu zawodowców Międzynarodowej Unii Kolarskiej.