- Miejskiemu Centrum Kultury "stuknęło" trzydzieści lat działalności. Na sobotę (12 bm.) przygotowywana jest z tej okazji gala z niespodzianką. Powspominajmy, jak to się zaczęło....
- Szczerze? Zaczęło sie od jednego biurka w urzędzie miasta i pracownika odpowiedzialnego za sprawy kultury, konkretnie od pani Jolanty Rutkowskiej. Po roku roku było już kilka osób i pokój "dla kultury" przy ulicy Szmurły, ale w kolejnym roku placówka znów przeniósł się do urzędu. W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym roku otrzymała lokum w budynku pensjonatu "Kościuszko" przy ul. Raczyńskich.Były tam fantastyczne warunki: sala widowiskowa, scena, sale do zajęć, biblioteka.
- Co sprawiło, że jednak zmieniła się lokalizacja?
- Po swoją własność zgłosił się właściciel pensjonatu i wówczas Miejski Dom Kultury przeniesiono do dawnej siedziby partii przy ulicy - Mickiewicza. Niestety, nie można było tam rozwinąć działalności, bo panowała tam okropna ciasnota. Tak było aż do roku dwa tysiące dwunastego, kiedy to po remoncie kina Zdrój otrzymaliśmy obecną siedzibę.
- Kieruje pani Miejskim Centrum Kultury od osiemnastu lat. Które z dawnych form pracy wciąż są kontynuowane?
- Przede wszystkim najstarszy ciechociński festiwal, czyli Spotkania z Folklorem Kujaw i Dobrzyńskiej oraz Festiwal Piosenki Przedszkolnej. No i oczywiście Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, o której mało kto wie, że narodziła się właśnie w Ciechocinku. Pierwszy koncert charytatywny z udziałem Jurka Owsiaka i zespołu Zdrowa Woda odbył się u nas, choć jeszcze nie pod obecnym szyldem tej wielkiej akcji. Moim pomysłem była organizacja Ciechocińskich Spotkań Teatralnych. Wystarczy powiedzieć, że dzięki tej dorocznej imprezie mieszkańcy i kuracjusze obejrzeli u nas sześćdziesiąt sześć spektakli teatralnych i kabaretowych i że gościliśmy wielkich artystów sceny polskiej między innymi Ewa Dałkowska, Zdzisław Wardejn, Henryk Machalica, Piotr Nahorny, Marek Perepeczko. Wielu już nie żyje.
- Pamięta pani pierwsze spotkania z teatrem?
- Tak. Było to to w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym ósmym roku. Zaprezentowaliśmy widzom "Ławeczkę" Gelmana przeniesioną z Teatru Horzycy w Toruniu oraz kabaret "Widelec" z Białegostoku oraz bydgoski kabaret "Klika".
- Jak dziś wygląda oferta MCK?
- Nieskromnie powiem, że jest bardzo różnorodna. W nowej siedzibie urodziło się nie tylko wiele sekcji rozwijających zainteresowania i talenty: plastyczne, teatralne, muzyczne, wokalne, fotograficzne, ale też cykliczne prezentacje ich dorobku takie, jak koncerty "Cztery pory roku" czy "Artystyczne przekładańce". Mamy wspaniałą Pracownię Malarstwa i Rysunku profesora Pawła Lewandowskiego - Palle. O zainteresowaniu placówką niech świadczy choćby to, że w sekcji tanecznej mamy kilka grup, w których tańczy ponad sto dziewcząt i chłopców.
- Jest coś, o czym marzy dyrektorka trzydziestoletniej placówki?
- O tak. Mieliśmy kiedyś ogólnopolskie, a potem międzynarodowe Konkursy Malarskie "Człowiek i jego praca". Umarły z prozaicznej przyczyny, z braku pieniędzy. Marzy mi się ich odtworzenie. A ponadto marzy mi się, by w naszym mieście festiwali organizować festiwal lub przegląd filmów dokumentalnych. No i chciałabym, by obecne kino 2D stało się kinem 3D.