Agnieszka Siejka z Torunia, Anna Arseniuk z podtoruńskiego Górska i Katarzyna Siekierzyńska z Poznania są zdeterminowane, by zrobić to za wszelką cenę. Chcą o własnych siłach, bez wsparcia z zewnątrz, przemierzyć lody Spitsbergenu i zdobyć szczyt Newtontoppen (1713 m n.p.m.) - najwyższy na wyspie. Na trasę ruszą 15 marca 2012 r., by w 21 dni przejść w arktycznych warunkach 300 kilometrów. Są przekonane, że to wyzwanie nie tylko dla mężczyzn.
Nie zrobiła tego dotąd żadna Polka
Spitsbergen jest największą wyspą Norwegii (39 tys. km kw.), należącą do archipelagu Sval bard na Morzu Arktycznym. Odkryta została w roku 1596 przez ekipę holenderskiego żeglarza i podróżnika Willema Barentsa. Na wyspie żyje ok. 3 tys. mieszkańców zajmujących się głównie rybołówstwem (dawniej wielorybnictwem) i wydobyciem węgla. Spitsbergen jest atrakcyjny nie tylko dla polarników i naukowców, ale także dla zwykłych turystów. To najbardziej dostępny fragment Arktyki. Można tam dolecieć samolotem, jak zrobią to nasze panie.
Pierwsza kobieca
Swą wyprawę nazwali oficjalnie Pierwszą Polską Kobiecą Zimową Ekspedycją Newtontoppen (1713m n.p.m.).
- Na Spitsbergenie nasze życie skurczy się do fizjologii i podstawowych działań: stopić śnieg, zjeść śniadanie, złożyć namiot, spakować się, iść, rozłożyć namiot, stopić śnieg, zrobić kolację, spać - wyliczają uczestniczki. - Te zwykłe czynności decydują o przetrwaniu w tak trudnych warunkach.
Wyprawę wymyśliła Dorota Horba z Wieliczki, która już w trakcie przygotowań musiała zrezygnować z wyjazdu. Najpierw rzuciła hasło: biegun północny. Potem zaproponowała uczestnictwo w memoriale Piotra Morawskiego - konkursie dla ludzi z pasją i ciekawymi pomysłami. Dzięki temu uczestniczki otrzymają trochę wysokiej jakości sprzętu wyprawowego. Warto przypomnieć, że 32-letni Piotr Morawski zginął w 2009 r. podczas wyprawy na ośmiotysięcznik Dhaulagiri - wpadł do szczeliny lodowcowej.
Królestwo niedźwiedzia polarnego
- Mój ojciec dostaje palpitacji serca, gdy słyszy, że tam jadę - przyznaje Agnieszka Siejka. - Jak jedzie kobieta, to na pewno ją porwą, zgwałcą, zamordują i jeszcze zjedzą. Boją się o nas i rodziny, i znajomi. Ba, same się boimy. Dlatego intensywnie trenujemy, także na strzelnicy. Obaw nie możemy wyrażać zbyt głośno, bo jeszcze nam powiedzą, byśmy siedziały w domach przed telewizorami.
Treningi strzeleckie są konieczne, bo Spitsbergen to królestwo niedźwiedzia polarnego.
Wojciech Jazdon, doświadczony bydgoski polarnik, który wraz z trzema kolegami był na Spitsbergenie w 1997 roku (pierwszy w historii dwukrotny trawers Spitsbergenu, 1100 km) potwierdza: - Tam niedźwiedzie są wyjątkowo groźne. Dlatego, że nie wolno na nie polować - nie czują się zagrożone. To one są myśliwymi i bywa, że zabijają turystów. Zwierzę można zbić tylko w ostateczności, w samoobronie.
Ekipa Jazdona zabezpieczała się przed niespodziewanym atakiem niedźwiedzi w nocy mocując wokół namiotów na linkach ładunki hukowe. Jednak na jednym z biwaków, gdy zmęczeni marszem zapomnieli o ryzyku, wielki miś przeszedł między namiotami. Szczęśliwie nie połakomił się na polskich polarników.
Pozwolenie na wyprawę wydaje gubernator na postawie promesy ubezpieczeniowej i zaświadczenia o niekaralności. Nasze panie wypożyczą broń już na wyspie.Podobno są to Mausery z roku 1944 z oznaczeniami armii niemieckiej.
Czas i trasa
Polki przeznaczą na wyprawę 25 dni - od 15 marca do 10 kwietnia 2012 r. Trasa wiedzie z największej na wyspie miejscowości Longyearbyen, przejściem przez zamarznięty Sassenfiord (czyli fiord) do doliny Gipsdalen, z wejściem na szczyt Newtontoppen i z powrotem mniej więcej tym samym szlakiem. Gwoździem programu będzie oczywiście zdobycie szczytu Newtontoppen - najwyższego na Spitsbergenie.
- Szczerze mówić ta góra nie prezentuje niczego szczególnego. Wchodziłyśmy już na znacznie wyższe - wyjaśnia Agnieszka Siejka. - Najgorsze jest dojście pod szczyt. Zwykle wchodzi się na niego na nartach, bo to tylko 300 metrów przewyższenia, czyli różnicy między szczytem a otaczającym go terenem. Do tego podejście jest stosunkowo łagodne.
Polki zamierzają posiedzieć na szczycie parę godzin, porobić zdjęcia. Nie wiadomo, czy fiord będzie zamarznięty. Jeśli nie, trzeba będzie go obejść, co wydłuży trasę i może naruszyć zapasy żywnościowe.
Te i cały ekwipunek będą ciągnęły na specjalnych saniach - jak twierdzą - ładnych, niebieskich.
Transport wymaga odpowiednich uprzęży. Wojciech Jazdon twierdzi, że w jakiekolwiek uprzęże się wyposażą, to i tak uczestniczki wyprawy będą raz przed sankami, raz za nimi, a innym razem obok, a nawet pod.
Każda będzie miała na saniach 40 kg sprzętu i 30 kg jedzenia.
Czas przytyć
- Ja chyba wezmę trochę mniej, bo już przytyłam 1,5 kilograma, z czego jestem naprawdę dumna - śmieje się Agnieszka Siejka.
Wszyscy polarnicy radzą, by dziewczyny przytyły, szczególnie że nie ważą za dużo. Doświadczeni mówią, że zanim gruby schudnie, to chudy umrze. I teraz dziewczyny zaczynają jeść: zjadają dziennie po dwa pączki, eklera, bezę z nadzieniem kawowym, posztecika i kanapkę. Całkiem nieźle.
Więcej strachu
- Spitsbergen to zawsze duże wyzwanie i spore zagrożenie dla uczestników - kontynuuje Wojciech Jazdon. Gdy szliśmy przez wyspę w roku 1997, także w marcu, był 27-stopniowy mróz, śnieg, duża wilgotność powietrza i silny wiatr.
Liczba zagrożeń towarzyszących wyprawie jest tak duża, że Jazdon będzie jeszcze namawiał kobiety, by zabrały na wyprawę doświadczonego polarnika.
- Wojtek bardzo nas nastraszył. Jest przekonujący - przyznaje Agnieszka Siejka. - Inny polarnik - Wojciech Moskal - przeciwnie, uspokoił, zapewnił, że damy sobie radę. Obyśmy tylko uciągnęły te sanki. Ma jednak rację Jazdon, że nigdy nie byłyśmy w takich warunkach i że może nas zgubić brak doświadczenia. Dlatego w najbliższym czasie Moskal opowie nam o procedurach obowiązujących w Arktyce. Boimy się też, że nie dogadamy się jako zespół. Ktoś przecież powiedział, że jak są trzy kobiety, to kłótnie będą trzy razy dziennie.
Moskal przeszkoli wkrótce kobiety w zimowych warunkach w okolicach Trójmiasta - jeśli ściśnie mróz - może nawet na Zatoce Puckiej. W ramach przygotowań chcą też "zaliczyć" zimowy obóz w Karkonoszach lub na Babiej Górze w Beskidach.
Za nimi już wyprawa w Tatry - o zgrozo mało zimowe. Łachę śniegu musiały szukać na dużej wysokości i tam przynajmniej zrobiły sobie sesję zdjęciową.
Nawigacja
Polarniczki boją się też pobłądzenia w zamieci śnieżnej. Pytane przez reportera ,,Pomorskiej" jak radzą sobie z nawigacją, odpowiadają z rozbrajającą szczerością: jak kobiety!
Przygotują się jednak - wezmą mapy, kompas, GPS, by potwierdzić, że idą według założonej trasy. Będą też wyposażone w telefon satelitarny zapewniający kontakt z krajem. "Komórki" tam nie działają.
O uczestniczkach
Agnieszka Siejka: - Nie wyobrażam sobie życia bez gór, podróży, przygody i porcji adrenaliny. Ważniejsze szczyty: Jebel Toubkal (4167 m n.p.m), Mount Blanc (4810 m), Grossglockner (3798 m) i Elbrus (5642 m). Do tego kilka maratonów i półmaratonów.
Anna Arseniuk: - Lubię sporty wytrzymałościowe, głównie biegi długodystansowe i górskie. Moją pasją jest hodowla rzadkich i mało znanych roślin cytrusowych i tropikalnych. Ważniejsze biegi i rekordy: 10 km - 38 min. 22 sek. (Pasłęk 2011), maraton 42.195 km - 03:08:35 (Rzym 2011), III Maraton Karkonoski w 2011 r. - 04:16:30, 100 km (bieg 4 etapowy) - 7:50:02 (Zamość 2010).
Katarzyna Siekierzyńska: - Uwielbiam bieganie, góry i podróże. Ważniejsze szczyty: Kilimandżaro (5985 m), Gran Paradiso (4061 m), Mont Blanc (4810 m), do tego maratony, półmaratony i biegi na 15 km i 10 km.
Strona wyprawy
Przygotowania i losy wyprawy można śledzić na stronie internetowej:
www.spitsbergenpolishfemaleexpedition.pl.