W walentynkowy weekend nie chce się myśleć o ciemnych stronach miłości, ale takie też istnieją. Pojawiają się najczęściej w trakcie zawodu miłosnego, gdy to co miało być spełnieniem marzeń, staje się źródłem poważnych problemów.
Młodzi, ale nie tylko oni, regularnie odwiedzają w tej sprawie gabinety pedagogów, psychologów i psychiatrów. Ci ostatni wskazują na trzy najważniejsze grupy, na jakie można podzielić pacjentów z zawodem miłosnym. Pierwszą stanowią małżonkowie, między którymi pojawiają się problemy, których nie są w stanie sami usunąć. - Najczęściej chodzi oczywiście o zdrady - mówi Maria John, psychiatra. - Wtedy wali się często cały świat. Trzeba próbować go odbudowywać. Choć czasem może się to nie udać do końca życia. Wszystko jest sprawą indywidualną.
Więcej wiadomości ze Świecia na www.pomorska.pl/swiecie.
Kolejna grupa to ludzie w wieku 25 - 35 lat. - Tym po prostu znudziło się wspólne życie i postanowili się rozejść, ale nie zawsze dwie osoby są na to przygotowane - uściśla John.
Najtrudniej jest wśród nastolatków. Oni zawody miłosne przeżywają najmocniej. - Dlatego, że jest to nowe doświadczenie. Zawsze mówię im, że "pierwsze koty za płoty". Najczęściej po kilku miesiącach się otrząsną i będą silniejsi o zdobyte doświadczenia.
Silniejsi po zawodzie
Obserwacje psychiatry potwierdza Roman Jonac, psycholog z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Świeciu. - Młodzież ma mniejsze umiejętności radzenia sobie z negatywnymi emocjami. Dopiero je rozwija. Czasem nieodzowna jest pomoc psychologa - tłumaczy.
Jednak pomocy psychologa zasięgają również starsze osoby. - Dziś ludzie są zbyt skupieni na sobie. Nie umieją znaleźć kompromisu - zauważa Jonac. - Czasem na tym polega moja praca z nimi. Staram się pokazać im, że zapomniana kompletnie została sztuka nieeskalowania różnic, które powodują konflikty.
Z zawodami miłosnymi nastolatków ma regularnie do czynienia Monika Rychlicka, pedagog z Gimnazjum nr 2 w Świeciu. - Uczniowie nie zgłaszają się chętnie. Dopiero uczą się rozmawiać o emocjach i wolą to robić między sobą niż z dorosłymi - mówi Rychlicka. -Prawda, że wybierają częściej rozmowę ze mną niż z rodzicami, z którymi młodzież prawie w ogóle nie rozmawia o uczuciach.
Pedagog zawsze podchodzi do rozmowy bardzo indywidualnie. Stara się wskazać na ewentualne dobre strony zawodu miłosnego.- Kryzys wymusza zmiany i warto postawić na szukanie w nich pozytywów. Zawód miłosny to nowe doświadczenie, które może w przyszłości uczynić nas silniejszym - tłumaczy Rychlicka. Przyznaje, że tworzące się w gimnazjum pary są raczej powodem do szczęścia niż do udręk dla grona pedagogicznego. - To pokazuje, że młodzież dojrzewa do swoich emocji. Należy jednak pamiętać o przestrzeganiu pewnych zasad w szkole, nie można się z uczuciem obnosić.
Czytaj e-wydanie »