Jan Ostrowski jest prezesem Stowarzyszenia Ochrony Przyrody i Dziedzictwa Kulturowego.
Organizacja planuje reaktywować produkcję zapomnianych kulinariów w gospodarstwach regionu. - To zadziwiające ile tradycyjnych, regionalnych produktów zapomniano. Ludzie zaprzestali własnych wyrobów głównie za sprawą przemysłu - opowiada Jan Ostrowski.
W pierwszej kolejności miłośnicy regionu sięgnęli po syrop buraczany, wyrób znany jeszcze w latach sześćdziesiątych, choć współcześnie zupełnie zapomniany.
Trudno wyliczyć wszystkie zalety specyfiku, bo też jego zastosowanie jest wielorakie. Przede wszystkim łagodzi kaszel i wzmacnia organizm.
Ponadto syrop, o konsystencji miodu, nadaje się na kanapki, bo jest słodki z posmakiem karmelu.
Dodany do wypieków nadaje szczególnych walorów, zwłaszcza w piernikach. - W przeszłości służył też zamiast cukru. Natomiast małe dzieci ssały chusteczki maczane w syropie. To je uspokajało, przecież kiedyś nie było smoczków - śmieje się Jan Ostrowski.
Nektar z buraków wykorzystywano także do produkcji nalewek. - Miały podobno właściwości lecznicze, a ich nadmiar nie objawiał się następnego dnia bólem głowy - opowiada.
Nic dziwnego, że syrop buraczany zyskał uznanie ministra rolnictwa i od 4 kwietnia obok powideł śliwkowych z doliny Wisły, andrutów kaliskich czy miodówki witosławskiej znajduje się na krajowej liście produktów tradycyjnych. A w konkursie zorganizowanym przez Ośrodek Doradztwa Rolniczego i Agrosmak wyrób zdobył drugie miejsce.
Do produkcji syropu wykorzystuje się tzw. praski.
Egzemplarz, który trafił do Jana Ostrowskiego, liczy ponad sto lat i jest wykonany najprawdopodobniej przez kowala.
W praskach lądują pokrojone, ugotowane buraki cukrowe, z których właśnie wyciska się syrop.
Jan Ostrowski ma nadzieję, że tym pomysłem zainteresują się gospodarze regionu, a syrop buraczany będzie wśród turystów równie popularny co oscypek w górach lub flądra nad morzem.