Oficjalnie Amerykanin spokojnie czeka na rozwój wydarzeń. Nieoficjalnie wiadomo, że spokojnie w tego teamie już dawno nie jest. Po zdobyciu mistrzostwa świata żużlowiec liczył na duże zainteresowanie i może kontrakt życia w Polsce na sam koniec kariery. Tymczasem tygodnie mijają, a konkretnych ofert brak. Sytuacja była tak zła, że dwa tygodnie temu Hancock osobiście pofatygował się do kilku polskich klubów (w tym do Torunia), żeby zadbać o swoje interesy.
Na razie jednak kluby używają go w roli straszaka na innych zawodników. KS Toruń w ten sposób przekonał do podpisu Chrisa Holdera, Betard Wrocław strasząc Hancockiem podpisał świetny kontrakt z Michaelem Jepsenem Jensenem, a teraz Unia Tarnów chce w ten sposób zbić wartość kontraktu z Artiomem Łagutą.
Hancock nie kryje rozgoryczenia. - W tym czasie wiele rzeczy dzieje się między klubami i innymi zawodnikami, próbują zgrywać nas przeciwko sobie. Uważam, że kluby powinny wybrać konkretnego żużlowca i prowadzić z nim negocjacje aż do osiągnięcia kompromisu - żali się mistrz świata w serwisie internetowym Grand Prix. - To nie jest dla mnie łatwe, gdy stawia się mnie w takiej sytuacji. Dlaczego czekam cierpliwie na klub, który naprawdę będzie mnie chciał w składzie - dodaje.
Hancock jest rozgoryczony, ale to sami zawodnicy zapracowali na takie traktowanie. Latami wykorzystywali koniunkturę i z ofertą jednego klubu podróżowali po kolejnych, po każdej takiej wizycie windując stawkę. Teraz sytuacja jest odwrotna - to klubów jest mniej niż dobrych zawodników i to one korzystają z dobrodziejstw konkurencji.
Hancock zapewne znajdzie w końcu pracę, ale na pewno zarobi dużo mniej niż jeszcze w tym roku w Tarnowie. Juz teraz słychać, że można go mieć za 1,2 mln zł.
Czytaj e-wydanie »Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje