Zdaniem Wojciecha Barana, radnego powiatowego uczniowie na zajęcia praktyczne nie powinni sami przynosić produktów potrzebnych do nauki zawodu. Chodzi o klasy o profilu gastronomicznym w Zespole Szkół w Bielicach.
Przeczytaj także: Mogilno. Wysokie podatki mają łatać dziury w kasie miasta
Sami gotują i sami to potem zjadają
- Mniej zamożni uczniowie nie są w stanie uczestniczyć w zajęciach. Tak nie może być, żeby kogoś nie było stać na zajęcia - mówi Baran. - Dlatego kształcenie praktyczne powinno się przenieść do jakiś zakładów.
- Nie wierzę w to, że jak ktoś nie przyniesie szklanki mąki czy jajka to nie może brać udziału w zajęciach - mówi starosta Tomasz Barczak, któremu szkoła w Bielicach podlega.
Jak wyglądają praktyczne zajęcia gotowania wyjaśnia Andrzej Konieczka, naczelnik wydziału oświaty starostwa.
- Uczniowie przynoszą produkty wartości 8-10 złotych. Takie zajęcia odbywają się w szkole zawodowej osiem razy w miesiącu, w technikum rzadziej - wyjaśnia naczelnik. - Nie można przenieść zajęć do pracodawcy (baru, restauracji - przyp. red.). Nikt nie przyjmie 20 dzieciaków. A dania wykonane na zajęciach i tak uczeń zjada lub zabiera do domu.
Bez produktów też wpuszczą na zajęcia
Andrzej Konieczka zapewnia także, że nie ma problemu jeśli jakiś uczeń nie przyniesie produktów.
- Nie jest prawdą, że uczeń nie jest wpuszczany na zajęcia, dołącza po prostu do innych i gotują razem.
Wojciech Baran mówi, że takie tłumaczenie go zasmuca. Jak mówi - uczeń, którego nie stać na zakupy czuje się gorszy, a taki system kształcenia prowadzi do dyskryminacji. I prosi władze powiatu, aby to zmienić.
Andrzej Konieczka zapewnia, że jeśli jest jakiś "drastyczny przypadek", że ktoś nie może kupić produktów to można skorzystać z pomocy społecznej lub systemu stypendialnego.
- Jeśli trzeba to proszę do mnie się zwrócić. Kupię jajka, mąkę. A uczeń wcale nie musi wiedzieć, że to jest ode mnie - deklaruje starosta Tomasz Barczak.
Jedzenie jest jak książka
Sprawdziliśmy jak organizowane się zajęcia gastronomiczne w innej placówce, w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 w Inowrocławiu.
Dyrektor Artur Mikołajczak mówi, że część zajęć odbywa się w szkolnej kuchni. Wtedy uczniowie nie przynoszą produktów. Natomiast na produkty na zajęcia praktyczne poza kuchnią uczniowie się składają. Co miesiąc przynoszą po 15 złotych.
- Traktujemy to jak kupienie książki - mówi dyrektor.
I dodaje, że w innych szkołach gastronomicznych także młodzież płaci za składniki do przygotowanych dań.