Sprawą rzekomego przekroczenia uprawnień przez kierownika Dariusza Stalinskiego, mundurowi zainteresowali się po informacjach jakie pojawiły się w prasie. Chodzi o doniesienia o tym, że kierownik zleca podwładnym załatwianie jego prywatnych spraw.
Dariusz Stalinski miał zwyczaj organizowania uroczystych obchodów "Dnia Pracownika Socjalnego".nagradzał swoich podwładnych. Na zdjęciu: jedno z takich spotkań.
Przekroczył swoje uprawnienia?
Tomasz Rybczyński, oficer prasowy mogileńskiej komendy przyznaje: - Zaczątkiem naszych działań były publikacje prasowe. Potem prowadziliśmy dalsze działania.
Po zebraniu materiałów policjanci przekazali je prokuraturze, a ta zleciła wszczęcie śledztwa.
To, że śledztwo zostało wszczęte potwierdza Rita Kubiak z Prokuratury Rejonowej w Mogilnie. Pani prokurator poinformowała, że chodzi o sprawę przekraczanie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego, w okresie od czerwca do października.
Dodajmy, że śledztwo jest na wstępnym etapie i prowadzone jest nie przeciwko Dariuszowi Stalinskiemu, a "w sprawie".
Wiadomo jednak, że sprawa dotyczy wysyłania pracowników ośrodka pomocy społecznej do Bydgoszczy (tam Dariusz Stalinski mieszka), aby załatwiali jego prywatne sprawy, m.in. chodziło o dowiezienie na zakończenie roku szkolnego kwiatów dla nauczycieli, uczących syna kierownika. Dodajmy, że osoby zatrudnione w MOPS jeździły do Bydgoszczy w godzinach pracy.
Stalinski musi odjeść
Bez względu na to jaki będzie wynik śledztwa i czy kierownikowi zostanie przedstawiony akt oskarżenia, Dariusz Stalinski długo już nie będzie kierował ośrodkiem pomocy społecznej. O tym, że obecny burmistrz Mogilna chce Stalinskiemu, przyjętemu do pracy przez poprzedniego włodarza podziękować za pracę, wiadomo było od dawna. W końcu burmistrz złożył kierownikowi propozycję odejścia ze stanowiska za porozumieniem stron. Dlaczego?
- Praca pana Dariusza Stalinskiego w mogileńskim M-GOPS dobiega końca z końcem bieżącego roku. Konieczne jest otwarcie nowego rozdziału w zakresie funkcjonowania tej ważnej gminnej instytucji, dlatego ta zmiana jest niezbędna. Jest sprawą zupełnie zrozumiałą, że każdy pracownik wykonuje swoje zawodowe obowiązki tak długo, dopóki całokształt jego działalności zyskuje aprobatę pracodawcy. Bywają i takie sytuacje, gdy strony dochodzą do wniosku, że dalsza współpraca nie jest możliwa - usłyszeliśmy w ratuszu.
Dariusz Stalinski pytany o swoje odejście mówi, że jeśli doszło do podpisania porozumienia znaczy to, że on i jego pracodawca, czyli burmistrz osiągnęli kompromis.
- Doszło do akceptacji wzajemnych warunków i o tym się nie dyskutuje - mówi. - Kiedy przyszedłem do pracy burmistrzem był pan Kraśny i byłem lojalny wobec mojego pracodawcy. Byłem też lojalny i uczciwy wobec obecnego pracodawcy. I myślę, że przez te lata pracy tutaj wiele się w ośrodku zmieniło, naprawiłem wiele błędów poprzedników.
Nie wszyscy są życzliwi
Pytany o toczące się śledztwo Dariusz Stalinski mówi, że dowiedział się o nim z prasy.
- Nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał, więc trudno mi się ustosunkować. Nie mam się nawet do czego odnieść.
Do odwołania kierownika przyczyniły się skargi jakie składali pracownicy MOPS-u. Mimo to Stalinski mówi, że współpraca z podwładnymi układa mu się bardzo dobrze. A pracownicy kiedy dowiedzieli się o tym, że odchodzi... płakali.
- Zawsze jednak znajdzie się ktoś, kto nie musi być życzliwy pracodawcy. Nawet nie wiem kto mógł na mnie donieść. Ale nie wydawałem poleceń służbowych, nakazując zajęcie się moimi prywatnymi sprawami. Tylko po prostu prosiłem o przysługę i nikt z pracowników tego nie kwestionował. Najgorsze jest to, że teraz kiedy odchodzę, nie mówi się o tym, co zrobiłem dla tego miasta, ale o jakimś wyjeździe - ubolewa Dariusz Stalinski.
Wyniki policyjnego śledztwa będą znane za kilka tygodni, do sprawy zatem powrócimy.