Stanął w drzwiach ratusza 22 grudnia. Ogłosił bezterminowy strajk głodowy. Od tego czasu kilka razy zawieszał protest, ale żądania ma wciąż te same.
Nie wróci do schroniska
Jerzy Rosiński ma postawę roszczeniową. Żyje z zasiłków, nie pracuje, bo jak mówi jest schorowany. Nie stać go wynajęcie mieszkania. Nie chce też już mieszkać w schronisku, bo popadł w konflikt z pracownikami placówki i ośrodka pomocy społecznej. Nie potrafi dogadać się z innymi osobami mieszkającymi w domu przy Łąkowej. Dla wystającego pod urzędem miejskim mężczyzny jedynym możliwym rozwiązaniem jest przeprowadzka do komunalnego mieszkania. Wiadomo jednak, że go nie dostanie. Jest umieszczony jedynie na liście rezerwowej. Poza kolejnością urzędnicy lokalu mu nie dadzą. Jerzy Rosiński szuka więc ratunku w mediach.
Choć, jak mówi niektórzy mówią i piszą o nim nieprawdę, dlatego grozi procesami i śle sprostowania.
- Piszą o mnie, że nie złożyłem wniosku o mieszkania, że szantażuję burmistrza, że chciałem już zrezygnować z protestu - to nieprawda - mówi Rosiński. - Poszedłem spod urzędu na święta, bo namówił mnie komendant straży miejskiej. Uprzedziłem też, że nie będę stał na ulicy w Sylwestra, bo boję się, że ktoś rzuci we mnie petardą.
Na ulicy bez papierosów
Po świętach kiedy Rosiński wrócił po ratusz dostał pismo, że popołudnia i noc musi spędzać poza bramą ratusza. Jak tłumaczył zastępca burmistrza urząd nie może brać odpowiedzialności za to co się dzieje popołudniami pod drzwiami budynku. Bezdomny koczuje więc na wąskim chodniku. Teraz ubolewa, że zakazano mu palenia papierosów.
-na terenie ratusza nikt nie może palić, to i tego pana zakaz obowiązuje - mówi komendant straży miejskiej Mirosław Kuss.
Protestujący dostosowuje się do zaleceń.
- Owijam się kocem i siedzę na krzesełku, trochę się prześpię, ale niedługo bo jest zimno. Nad ranem idę na dworzec, tam pracownicy dają mi gorącą wodę, żebym mógł zalać sobie herbatę czy kawę. Chodzę też do przychodni. Czasem policjanci przywiozą mi coś do picia. Kiedyś takie dwie panie to normalnie płakały w nocy jak tu byłem - opowiada.
Jerzy Rosiński ma nadzieje, że miasto mu ulegnie i da mieszkanie. W urzędzie stanowczo powtarzają, że to niemożliwe. Jak zatem rozwiązać problem, zanim upór mężczyzny odbije się poważnie na jego zdrowiu?
Pomaganie ludziom, m.in. takim jak Jerzy Rosiński to zadanie Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Spytaliśmy więc Marię Konkiewicz, czy podlegająca jej placówka zajęła się tematem.
Usłyszeliśmy, że pan Rosiński nie złożył wniosku o żadną pomoc. Zresztą jeśli jego postulatem jest przyznanie mieszkania, to powiat i tak nie pomoże, bo mieszkań nie ma.
- My o tym, że ten pan stoi pod urzędem wiemy tak naprawdę z przekazów medialnych - wyjaśnia Maria Konkiewicz. Pani kierownik zapewniła nas jednocześnie, że spróbuje porozmawiać z protestującym i zobaczy czy można mu pomóc.
*****************************************
To bardzo dobrze, że miasto nie ugięło się pod presją Jerzego Rosińskiego i nie przyznano mu mieszkania. Przecież dziesiątki innych osób latami czekają na przydział. Dziwi mnie jednak obojętność wielu osób, instytucji, organizacji wobec faktu, że w środku mroźnej zimy na ulicy stoi człowiek, gotów na złość wszystkim zamarznąć przed ratuszem.