Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

MPO w Toruniu pod lupą śledczych

Lech Kamiński
Piotr Rozwadowski od końca 2009 r. jest prezesem Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania i sekretarzem rady nadzorczej spółki Biogaz Inwestor, w której MPO ma część udziałów
Piotr Rozwadowski od końca 2009 r. jest prezesem Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania i sekretarzem rady nadzorczej spółki Biogaz Inwestor, w której MPO ma część udziałów Lech Kamiński
Prokuratura prześwietla przetargi Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania w Toruniu. Sprawdza, czy w ich trakcie doszło do składania fałszywych oświadczeń i nieprawidłowości.

Kilka dni temu do siedziby Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania w Toruniu, spółki w 100 proc. należącej do miasta, weszła policja. Na wniosek Prokuratury Rejonowej Centrum-Zachód zabezpieczyła dokumenty przetargowe, wobec których są wątpliwości.

- W toku śledztwa sprawdzana jest prawidłowość przeprowadzenia w latach 2010-2013 sześciu przetargów - mówi Ewa Janczur, prokurator rejonowy. - Jak ustalono, ta sama osoba w spółce Biogaz-Inwestor była członkiem rady nadzorczej, a w spółce Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania pełniła funkcję prezesa.

Jak można przypuszczać, chodzi o Piotra Rozwadowskiego, który od 2009 r. jest prezesem MPO i sekretarzem rady nadzorczej Biogazu, spółki, w której 9,6 proc. udziałów ma MPO, a pozostałą część miasto. To człowiek z politycznego zaplecza prezydenta Torunia Michała Zaleskiego. Był związany ze stowarzyszeniem Czas Gospodarzy, które jest filarem komitetu wyborczego Zaleskiego.

Co łączy MPO Toruń i Biogaz?

MPO z Biogazem mają wspólną siedzibę. Łączą ich też przetargi. Śledczy prześwietlają pięć konkursów rozpisanych przez MPO i jeden Biogazu. Sprawdzają, czy postępowania zostały przeprowadzone zgodnie z prawem zamówień publicznych. Janczur: - I czy doszło do złożenia fałszywych oświadczeń o niebyciu członkiem organu nadzorczego wykonawcy ubiegającego się o udzielenie zamówienia.

Wspomniane przetargi ogłoszone przez MPO wygrał Biogaz, a wśród osób, które o tym decydowały, był też Rozwadowski. Problem w tym, że prezes MPO jednocześnie zasiadał w radzie nadzorczej Biogazu. Na taki układ nie pozwala zaś prawo zamówień publicznych. Przepisy zakazują pracować przy przetargu osobie powiązanej z wykonawcą, który w nim startuje. W przetargach standardową procedurą jest składanie przez rozstrzygające je osoby oświadczeń pod rygorem odpowiedzialności karnej, że nic ich nie łączy z oferentem. W tym przypadku pojawiają się wątpliwości wobec Rozwadowskiego. Dlatego śledczy weryfikują, czy doszło do nadużycia władzy, by przysporzyć spółce korzyści wynikających ze zwycięstwa w przetargu.

Janczur: - Czyn stanowiący przedmiot postępowania zagrożony jest karą do 10 lat pozbawienia wolności. Śledztwo obecnie prowadzone jest w sprawie. Nie wydano postanowienia o przedstawieniu zarzutów.

Zapytaliśmy prokuraturę, czy dochodzenie obejmuje wątek świadomego zdekompletowania dokumentacji przetargowej spółki poprzez usunięcie z akt istotnych dokumentów. - Ujawnienie w chwili obecnej informacji dotyczących sposobu działania osób pozostających w zainteresowaniu organów ścigania, zakresu przeprowadzonych czynności oraz innych danych zgromadzonych w toku śledztwa mogłoby mieć negatywny wpływ na wykonywane czynności procesowe oraz gromadzony materiał dowodowy - tłumaczy prokurator. - Na obecnym etapie postępowania nie można wykluczyć, iż zakresem postępowania objęte mogą być również inne czyny pośrednio związane z postępowaniami przetargowymi.

Przetargi ogłoszone przez MPO, które wygrywał Biogaz, dotyczyły akcji zima. W 2010 r. Biogaz wygrał jedną z 16 części konkursu na wynajem sprzętu ciężkiego wraz z obsługą związanego z likwidacją skutków zimy. Chodziło o odśnieżanie ulic równiarką drogową. To była jedyna oferta w tej części przetargu. Umowa opiewała na 17,7 tys. zł. W 2011 sytuacja była podobna. Kolejne postępowania, w których brał udział Biogaz, też dotyczyły odśnieżania równiarką drogową, były dzielone na kilkanaście części, a w tych, w których startowała ta spółka, nie pojawiły się konkurencyjne oferty. W 2011 r. Biogaz otrzymał 15,6 tys. zł. Rok i dwa lata później miał zainkasować 12,5 tys. zł i 12,8 tys. zł, ale zimy okazały się łagodne i umowy nie zostały zrealizowane.

Ale podobnych spraw nie trzeba szukać daleko. Bydgoski sąd rejonowy bada teraz, czy Andrzej G., były szef Miejskiego Zarządu Dróg w Toruniu nadużył władzy przy rozstrzyganiu przetargów ogłaszanych przez MZD, by przysporzyć korzyści Biogazowi. Wieloletni dyrektor drogowców był przewodniczącym rady nadzorczej Biogazu. Według śledczych zataił ten fakt w oświadczeniu zawartym w dokumentacji przetargowej i był wśród osób decydujących o wygranej Biogazu w czterech konkursach w latach 2008-2010. Chodziło o profilowanie dróg gruntowych. Były szef MZD nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że fałszywe oświadczenie złożył przez pomyłkę.

Andrzej G., były szef MZD przejechał się na Biogazie

- Oskarżony przyznał, iż pod oświadczeniami, że nie jest członkiem rady nadzorczej wykonawcy ubiegającego się o zamówienia, są jego podpisy - mówiła kilka miesięcy temu szefowa Prokuratury Centrum-Zachód. Andrzejowi G. grozi od roku do 10 lat więzienia.

Pierwsze sygnały, że w przypadku przetargów ogłaszanych przez MPO może dochodzić do nieprawidłowości, dotarły do nas w kwietniu. Wtedy otrzymaliśmy anonimowy list, pod którym widniał podpis "pracownicy MPO". Dotyczył głównie złej atmosfery w firmie i trwających wówczas wyborów przedstawiciela załogi do rady nadzorczej. Pojawił się tam jednak wątek dokumentacji przetargowej. "Markiewicz (Renata Markiewicz, członek rady nadzorczej MPO - przyp. red.) po przyjściu rano do pracy stwierdziła, że w jej pokoju ktoś poprzewracał teczki z dokumentami. Sprawę zgłosiła zgodnie z procedurą, którą przecież sama wdrażała (...) Kobieta sprawdziła półki i stwierdziła, że z teczek przetargowych zginęły oświadczenia, jakie składał prezes Rozwadowski przy podpisywaniu dokumentów na przetargi z Biogazem w latach 2011, 2012 i 2013. Zostały wyciągnięte tylko oświadczenia, reszta dokumentacji całego procesu przetargu pozostała" - czytamy w liście.

"Pracownicy MPO" sugerują, że za zaginięciem dokumentów mógł stać jeden z pracowników spółki, zaufana osoba Rozwadowskiego. "Złożenie fałszywego oświadczenia umożliwiało prezesowi Rozwadowskiemu decydowanie o całym procesie przetargowym. I w dokumentach widać, że wszystko podpisywał. W całym bałaganie z wykradzeniem dokumentów zapomniano jeszcze o roku 2010. Tutaj zachował się komplet dokumentów. Ale i tak widać, że prokurator powinien zapukać do Pana Rozwadowskiego" - czytamy dalej w liście.

W kwietniu wysłaliśmy Rozwadowskiemu pytania w sprawie zarzutów postawionych w tym liście. Odpowiedziała Magdalena Krzyżanowska, rzeczniczka prasowa MPO. - Pani Markiewicz o rzekomym przeszukiwaniu jej pokoju poinformowała 11 kwietnia - tłumaczyła rzecznik. - W tej sprawie podjęte zostały odpowiednie działania, a pani Markiewicz zna ich wyniki. Prezes Rozwadowski był od samego początku poinformowany o sprawie. Nieprawdą jest, jakoby nie reagował na zgłoszony problem. Pani Markiewicz nie zgłosiła prezesowi zaginięcia jakichkolwiek dokumentów.

Wówczas próbowaliśmy się skontaktować z autorami anonimowego listu. Nie odpowiedzieli na prośbę o spotkanie. Skontaktowaliśmy się z Renatą Markiewicz, która odpowiada za przetargi w MPO i zasiada w radzie nadzorczej. Nie chciała się wypowiadać. Pracownik, wobec którego stawiane były zarzuty o wtargnięcie do jej biura i zdekompletowanie dokumentacji, zaprzeczył, że doszło do tych zdarzeń. Dlatego z uwagi na brak możliwości potwierdzenia większości domniemanych faktów odstąpiliśmy od podejmowania tematu.

W związku z nowymi faktami wysłaliśmy do MPO pytania dotyczące przetargów. Rozwadowski w odpowiedzi informuje, że wystąpił do prokuratury z prośbą o wyjaśnienie, czy MPO jest "uprawnione do u-dzielenia odpowiedzi na w/w pytania". "Tym samym oczekuję wyjaśnień i informuję, iż do czasu uzyskania odpowiedzi ze strony Prokuratury Rejonowej w Toruniu udzielenie informacji przez MPO nie będzie możliwe" - czytamy dalej.

Samowolka w MPO

Atmosfera wokół MPO zaczęła gęstnieć kilkanaście miesięcy temu. Już wtedy można było mówić o samowolce w spółce.

Czytaj także: Samowolka w toruńskim MPO

Rok temu opisaliśmy dziwne operacje związane z finansowaniem przez MPO kwotą 200 tys. zł koncertu muzyki pop na Motoarenie i udzieleniu 200-tysięcznej pożyczki piłkarskiej Elanie. O wydatkach zarząd nie powiadomił rady nadzorczej. Wbrew statutowi tej spółki. - Co do zasady, organ wykonawczy gminy, np. prezydent, nie powinien ingerować w sprawowanie zarządu w spółce komunalnej i "ręcznie sterować" spółką z o.o., bo narusza to ustawowy podział kompetencji organów - komentował wtedy "Pomorskiej" prof. Stanisław Sołtysiński, jeden z autorów kodeksu spółek handlowych z 2000.

Nikomu jednak włos z głowy nie spadł. Władze Torunia praktycznie przemilczały ujawnione fakty. Do tej pory MPO nie zdradziło nam pełnej treści kontraktu na koncert na Motoarenie zawartego z Grupą Eurozet. Mimo że Wojewódzki Sąd Administracyjny pozytywnie rozstrzygnął naszą skargę na bezczynność MPO w kwestii udostępnienia umowy, spółka złożyła skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego. A ten zajmie się nią być może za kilka miesięcy.

A co z pożyczką dla Elany, w której miasto w międzyczasie zdążyło się pozbyć udziałów? Z ostatniej odpowiedzi, jaką otrzymaliśmy od MPO w tej sprawie, dowiedzieliśmy się, że Elana wystąpiła do MPO z prośbą o rozłożenie spłaty pożyczki na raty. MPO natomiast było wówczas na etapie negocjowania wysokości rat.

Co na to prezydent Torunia Michał Zaleski? W jego odpowiedzi na nasze pytania czytamy: "Wiem o prowadzonym postępowaniu w sprawie przetargów w MPO, jednakże nie posiadam kompetencji do podejmowania decyzji personalnych w stosunku do członków zarządu MPO. Zgodnie z art. 10a ust. 6 ustawy z dnia 12.12.1996 o gospodarce komunalnej, członków zarządów spółek powołuje i odwołuje rada nadzorcza (...). Do kompetencji rady nadzorczej należy także zawieszanie w czynnościach z ważnych powodów poszczególnych lub wszystkich członków zarządu MPO (...). Od urzędników pracujących w gminie, a więc również w podległych mi spółkach, oczekuję postępowania zgodnego z przepisami prawa. Każdy ma świadomość odpowiedzialności za swoje czyny, w tym za składanie oświadczeń woli. Nie można ode mnie oczekiwać ręcznego sterowania sprawami każdej spółki. Kierowanie spółką to zadanie i kompetencje zarządu. Nadzór nad bieżącym funkcjonowaniem spółki (...) pełni rada nadzorcza" - pisze prezydent Torunia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska