Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzeum II Wojny Światowej. Efekty "zdemolowanej" wystawy [zdjęcia]

Hanka Sowińska
Hanka Sowińska
Rewolwer nagant – narzędzie sowieckich katów. - W latach trzydziestych XX wieku ten model broni był używany przez Sowietów do popełniania masowych mordów, w tym także na Polakach w ramach operacji (anty)polskiej NKWD z lat1937-1938, w której zamordowano ok. 200 tys. osób - mówi dr Marek Szymaniak.
Rewolwer nagant – narzędzie sowieckich katów. - W latach trzydziestych XX wieku ten model broni był używany przez Sowietów do popełniania masowych mordów, w tym także na Polakach w ramach operacji (anty)polskiej NKWD z lat1937-1938, w której zamordowano ok. 200 tys. osób - mówi dr Marek Szymaniak. Mikołaj Bujak
- To, w jaki sposób Witold Pilecki, uosobienie niezłomnej odwagi i zachowania wewnętrznej wolności w czasach totalnego terroru był dotąd pokazywany na wystawie, uznaję za skandal – mówi dr Marek Szymaniak, kierownik Działu Naukowego w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

Irena Sendlerowa wydobyta „zza ciemnego winkla”, mjr Jan Piwnik „Ponury”, a nie Sophie Scholl jako pierwszoplanowa postać oporu przeciwko Niemcom. Rotmistrz Witold Pilecki nareszcie przedstawiony w sposób odpowiadający jego bohaterskiej postawie. Ojciec Maksymilian Kolbe i rodzina Ulmów, symbole polskiego męczeństwa czasu II wojny światowej – wcześniej pominięte – od kilku tygodni już obecne na wystawie głównej w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

- To, w jaki sposób Witold Pilecki, uosobienie niezłomnej odwagi i zachowania wewnętrznej wolności w czasach totalnego terroru, był dotąd pokazywany na wystawie kosztującej grubo ponad 50 milionów złotych uznaję za skandal – mówi dr Marek Szymaniak, kierownik Działu Naukowego w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. - Zmiana, którą wprowadziliśmy w ostatnim czasie w ekspozycji, służy wydobyciu Pana Rotmistrza z narracyjnego niebytu. Obecnie prezentowany jest już na pierwszym planie, w sposób interesujący i przyciągający uwagę.

Prawa autorskie za państwową kasę?

Czy jest gdzieś drugie takie muzeum, które wzbudza tak wielkie kontrowersje? Trudno o podobny przykład. Wszystko za sprawą odmiennych poglądów byłego i obecnego kierownictwa na to, w jaki sposób - w wybudowanej za prawie pół miliarda złotych polskiej instytucji kultury - pokazywana jest historia najstraszliwszego konfliktu w dziejach świata i roli, jaką odegrali w nim Polacy.

- Dr Szymaniak: - Warto mieć również na uwadze, że gdańskie muzeum to obecnie jedna z największych tego rodzaju placówek na świecie opowiadających o II wojnie światowej. W żywej dyskusji toczonej dziś wokół polskiego doświadczenia czasu tego straszliwego kataklizmu, instytucja ta ma więc do spełnienia ważną misję.

Dla dr. Karola Nawrockiego, dyrektora MIIWŚ (zastąpił na tym stanowisku prof. Pawła Machcewicza) było i jest rzeczą oczywistą, że ekspozycja prezentowana w państwowej instytucji kultury, budowanej za pieniądze polskiego podatnika, może podlegać korektom i zmianom - niezależnie od tego, kto jest obecnie jej dyrektorem.

- Tak nie uważa były szef MIIWŚ, dla którego ingerencja w wystawę główną po jego odejściu ze stanowiska sprowadza się jedynie do naruszenia praw autorskich osób, które były odpowiedzialne za jej powstanie – zauważa dr Szymaniak.

„Pozew jest kuriozalny”

Prof. P. Machcewicz, dr hab. Piotr M. Majewski, dr Janusz Marszalec i prof. Rafał Wnuk złożyli już w sądzie pozew przeciwko dyrekcji muzeum.
- Pozew jest kuriozalny – ocenia szef Działu Naukowego. - Jego autorzy żądają na przykład usunięcia z sekcji poświęconej przedwojennemu Związkowi Sowieckiemu eksponatu, który jest własnością Muzeum i przywrócenia w jego miejsce innego obiektu, też stanowiącego część zbiorów MIIWŚ, prezentowanego na pierwotnej ekspozycji. Ten nowy obiekt to rewolwer nagant, którym zastąpiono propagandową grę planszową, po to, aby budować w tym miejscu wyraźną narrację dotyczącą ludobójczego terroru panującego w państwie Stalina jeszcze przed wybuchem wojny. Tego po prostu brakowało. To zostało rażąco zaniedbane. Nagant - jako narzędzie sowieckich katów - jest przejmującym symbolem masowych mordów dokonywanych na własnych obywatelach i mniejszościach narodowych zamieszkujących ZSRS przed II wojną światową. Tymczasem dominującym motywem narracji w tym miejscu była dotychczas wyłącznie propaganda. To niepoważne. Autorzy pozwu domagają się także przywrócenia filmiku kończącego wystawę, który został zastąpiony przez produkcję IPN „Niezwyciężeni”. Mimo iż w syntetyczny i ciekawy wizualnie sposób zbiera ona najważniejsze fakty obrazujące polskie zaangażowanie w walkę z niemieckim i sowieckim totalitaryzmem, często nazywają ją „tanią propagandą”. To pokazuje, w jaki sposób faktycznie odnoszą się do podkreślania wyjątkowości polskiego wkładu w walkę z okupantami. Autorzy pozwu nie zapomnieli także o upomnienie się o przywrócenie jako muzycznego tła dawnego filmiku, utworu „The House od the Rising Sun”. Treść pozwu uzupełnia jeszcze żądanie opublikowania przeprosin (na koszt Muzeum) i nakazanie wpłaty 10 tysięcy złotych na cel charytatywny. Tyle jeśli chodzi o pozew. Muzeum nadzorowane przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego stoi natomiast na stanowisku, że o blokowaniu jakichkolwiek zmian na wystawie głównej w państwowej placówce kultury, nie mogą decydować osoby prywatne. Muzeum jest własnością społeczeństwa polskiego.

„Demolują” wystawę! Dyrektor i kierownik

W marcu w mediach społecznościowych dr Nawrocki napisał: „Zdemolowaliśmy” właśnie z Markiem Szyma­niakiem kolejną część ekspozycji. Otóż uznaliśmy, że w największej muzealnej inwestycji w polskiej historii nie może zabraknąć rodziny Ulmów, brutalnie zamordowanej przez Niemców za pomoc Żydom”.

- Już podczas pierwszej wizyty w MIIWŚ brak rodziny Ulmów był dla mnie ogromnym zdziwieniem, byłem tym zaniedbaniem mocno rozgoryczony – mówi dr Szymaniak. - Nie rozumiem, jak można było podjąć decyzję o eliminacji tego wątku z wystawy. Ktoś zadecydował o pominięciu symbolu polskiego poświęcenia w ratowaniu Żydów przed śmiercią z rąk Niemców, a dzisiaj wygraża sądem za przywrócenie na wystawie głównej historii o ludziach, których dzielna postawa przywraca wiarę w trwanie człowieczeństwa w czasach totalnego terroru. Podobnie w przypadku św. o. Maksymiliana Kolbe. Jego również pominięto, mimo, że próżno szukać innego przykładu kogoś, kto w obozie koncentracyjnym oddał dobrowolnie życie za drugiego człowieka. Teraz już są! Zwiedzający zobaczą Kolbego i Ulmów, w sekcjach opowiadających odpowiednio: o koszmarze obozowym i Zagładzie Żydów. „Zdemolowaliśmy” w ten sposób część ekspozycji, w tym m.in. przez umieszczenie na dotąd ziejącej pustką dużej przestrzeni, wielkoformatowego zdjęcia, zrobionego przez Józefa Ulmę rodzinie przed ich domem w Markowej, na około rok przed straszną śmiercią.

Tymczasem przez autorów pracujących nad powstaniem wystawy głównej (czy wszystkich, bo jest ich ok. dwudziestu?), wprowadzenie na nią opowieści o tragedii Wiktorii i Józefa Ulmów oraz ich szóstki dzieci (w chwili zbrodni Wiktoria była w zaawansowanej ciąży z siódmym dzieckiem), jak również o ośmiu ukrywanych przez nich Żydów, jest określane jako „polityczna wrzutka”, czy „rozpaczliwa próba naprawienia błędu związanego z przyjęciem nowelizacji ustawy o IPN” (tak dr Marszalec tłumaczył „Dziennikowi Bałtyckiemu” wprowadzone modyfikacje).

- Ktoś, kto tak mówi „zapomina” jednak, że o wprowadzeniu tego wątku mówiliśmy publicznie z dyrektorem Nawrockim już w październiku zeszłego roku – przypomina dr Szymaniak.

„Historyczna rola” prezydenta Gdańska

Pierwsze zmiany w ekspozycji pojawiły się latem i jesienią ubiegłego roku. Pierwsza dotyczyła usunięcia treści politycznych dotyczących walki KOD z konstytucyjnym ministrem, druga wiązała się z usunięciem filmiku wyświetlanego w ostatniej sekcji, nad murem symbolizującym powojenny podział świata.

- Było i jest dla mnie rzeczą oczywistą, że na wystawie nie będzie tolerowany zaangażowany politycznie obraz, na którym pojawia się urzędujący prezydent Gdańska, jako symbol polskiego zrywu solidarnościowego, a temat emigrantów jest traktowany instrumentalnie. Poza tym uznaję to dzieło za rzecz wątpliwą pod względem artystycznym, a jego utrzymywanie na wystawie za nielicujące z powagą placówki - tłumaczy dr Szymaniak.

I dodaje: - Prezentowana w to miejsce anonimowa produkcja IPN „Niezwyciężeni” będzie wieńczyła zwiedzanie do momentu, kiedy zakończymy podjęte już prace nad nowym obrazem. Przygotowujemy oryginalny film, który będzie podsumowywał poszczególne sekcje wystawy głównej.

Poza tym jesienne zmiany na wystawie głównej dotyczyły również dodania nowych treści o Wolnym Mieście Gdańsku. - Przed ich wprowadzeniem zwiedzający dowiadywali się dużo o represjach, które dotknęły w nim Żydów, a niczego o prześladowaniach, które ze strony Niemców, cierpieli Polacy. Tych zmian prof. Machcewicz nie kwestionuje. Uważa, że są one pomysłem jego zespołu. Dlaczego ich zabrakło, tego już nie tłumaczy – mówi dr Szymaniak.

W jednej gablocie ofiara i kat

Przed wejściem do korytarza, w którym z głośników do zwiedzających dochodzi przemówienie ministra Józefa Becka (z 5 maja 1939 r.), i gdzie na ścianach wiszą faksymile tajnego protokołu będącego częścią paktu Ribbentrop-Mołotow, jest kolejna zmiana.

Właśnie tu pokazywany jest kpt. Antoni Kasztelan, powstaniec wielkopolski, oficer przedwojennego polskiego kontrwywiadu, dowódca obrony Helu. Poddany brutalnemu śledztwu i osądzony został ścięty na gilotynie. Mundur i pamiątki osobiste po kapitanie Niemcy odesłali rodzinie. Kilka lat temu trafiły do zbiorów Muzeum. Jeszcze kilka miesięcy temu, wbrew woli rodziny i osób kultywujących pamięć o kapitanie, były eksponowane w jednej gablocie z obiektami mówiącymi o pseudoeksperymentach przeprowadzanych przez Rudolfa Spannera.

- Połączenie w ten sposób losów polskiego bohatera i niemieckiego oprawcy, uwłaczało godności kapitana Kasztelana. Stąd zmiana, której jak najszybsze wprowadzenie było dla mnie ważne, także ze względu na uczucia rodziny – wyjaśnia dr Szymaniak.

Zmiany dotyczą także postaci mjr. Henryka Dobrzańskiego „Hubala”.
- Poświęciliśmy Dobrzańskiemu osobne miejsce w sekcji opowiadającej o początkach okupacji niemieckiej w Polsce. Udało nam się pozyskać bardzo atrakcyjny materiał ikonograficzny, który pokazujemy w monitorze na tle dużego, eksponowanego na pierwszym planie zdjęcia „Hubala” w mundurze z 1936 r. I jeszcze jedno: „Hubal” to dowódca Wydzielonego Oddziału Wojska Polskiego, a nie partyzant. Major nigdy nie zdjął munduru – podkreśla szef Działu Naukowego.

Nagant i operacja antypolska NKWD kontra kolorowa propaganda

Zmiany zostały też wprowadzone w części poświęconej opowieści o państwie sowieckim przed 1939 r. (w bloku „Droga do wojny”). To najbardziej kolorowa część wystawy głównej ilustrowana przez licznie eksponowane tu reprinty propagandowych plakatów.
- Naszym celem było przywrócenie właściwych proporcji w tej opowieści. Chcieliśmy wzmocnić wątki dotyczące terroru – wyjaśnia dr Szymaniak. - Państwo Stalina nie było wyłącznie krajem kolorowej propagandy, mającej zakłamywać otaczającą rzeczywistość i ukrywać zbrodnie. Dlatego w miejsce jednego elementu „z tej serii” umieściliśmy zupełnie inny – rewolwer nagant – narzędzie katów. W latach trzydziestych XX wieku ten model broni był używany przez Sowietów do popełniania masowych mordów, w tym także na Polakach w ramach operacji (anty)polskiej NKWD z lat 1937-1938, w której zamordowano ok. 200 tys. osób. Włączając do narracji muzealnej ten eksponat, pokazujemy, że metryka sowieckiego ludobójstwa na narodzie polskim sięga okresu wcześniejszego niż 17 września 1939 roku. O tym osoby pozywające nas do sądu „zapominają”.

Zobacz także wideo: Pierwsze urodziny Muzeum II Wojny Światowej

Pogromca Enigmy wreszcie wyeksponowany

Ta informacja ucieszy fanów Mariana Rejewskiego, genialnego matematyka i kryptologa, który pod koniec grudnia 1932 r. jako pierwszy złamał kod niemieckiej maszyny szyfrującej (był dotąd obecny w sali, w której eksponowana jest Enigma).

Dr Szymaniak: - Dla Mariana Rejewskiego również zostało wydzielone osobne miejsce. Stanowi teraz centralną postać opowieści o łamaniu niemieckich szyfrów. Jest pokazany tak, jak na to zasługuje, to znaczy na miarę swojego wielkiego dokonania. Zdecydowaliśmy się tu na rozszerzenie narracji, ponieważ na Zachodzie wiedza o nazwisku osoby, która złamała szyfr jest niedostateczna, a niekiedy nawet celowo zakłamywana. Część wykorzystanego materiału przekazała pani Janina Sylwestrzak – córka kryptologa.

Irena „Sprawiedliwa” wyszła zza winkla

Modyfikacje pojawiły się także w dużym bloku zatytułowanym „Opór”.

Dotychczas opowieść muzealna w tej części rozpoczynała się od Sophie Scholl, niemieckiej działaczki antynazistowskiego ruchu oporu, straconej w 1943 r.

- W moim przekonaniu - przyznaje dr Szymaniak – wybór Scholl na pierwszoplanowy symbol oporu w okupowanej Europie, był nieporozumieniem. Była ona przedstawicielką kilkuosobowej konspiracyjnej organizacji „Biała Róża”, której działalność jest absolutnie nieporównywalna np. z Cichociemnymi. Postać Scholl jest ważna z punktu widzenia opowieści o bestialstwie niemieckiego terroru, ale drugoplanowa w narracji o symbolach walki zbrojnej i konspiracyjnej.

Sophie Scholl pozostała na wystawie, ale jest już usytuowana w miejscu odpowiedniejszym dla jej historii i poświęcenia. Obecnie na pierwszym planie w „Oporze” spotykamy legendę polskiej partyzantki, mjr. Jana Piwnika „Ponurego”, Cichociemnego.

Dr Szymaniak: - Cichociemni byli dotąd prezentowani w niedostatecznie dostrzegalny dla widza sposób. Obecnie prezentujemy symbolikę i treści dotyczące tej formacji zbrojnej na pierwszym planie. Kolejna ważna zmiana dotyczy postaci Ireny Sendlerowej. Dotychczas, aby natrafić na polską Sprawiedliwą wśród Narodów Świata, trzeba było dobrze się rozglądać. Wiele osób w trakcie zwiedzania po prostu jej nie dostrzegło. Nic dziwnego, była w sposób nieprzemyślany muzealnie ukryta za ciemnym winklem. Teraz widzimy ją przez piwniczne okienko wybite w zakrywającym ją dotąd szczelnym murze. Po drugiej stronie przez podobne okienko oglądamy powstańców warszawskich, składających przysięgę w trakcie mszy św. To też nowy element. Jest ich zresztą dużo więcej: w sekcji opowiadającej o partyzantce w okupowanej Europie eksponujemy teraz nie tylko samą liczbę polskich partyzantów, ale wskazujemy, że byli oni tylko częścią polskich podziemnych sił zbrojnych, liczących ok. 350-400 tys. zaprzysiężonych żołnierzy. O ten szacunek upominał się m.in. Światowy Związek Żołnierzy AK. Zwracamy też specjalną uwagę na pominięty wcześniej wątek o agresji sowieckich partyzantów względem polskiego podziemia i wyraźnie przypominamy, że polska walka o niepodległość miała dwóch wrogów: niemieckiego i sowieckiego. Tego brakowało.

- Brakowało też wyeksponowania w sekcji obozowej martyrologii duchowieństwa polskiego. Autorzy ekspozycji traktują zresztą ten wątek bardzo marginalnie. Ojciec Kolbe jest tutaj świetnym przykładem – podkreśla dr Szymaniak.

Zmian jest więcej i przygotowywane są następne. - Niedługo dodamy wątek poświęcony stratom osobowym czasu II wojny światowej. Wszystkie zmiany przeprowadzane są w dotychczasowej estetyce. Najważniejsze jednak, że wreszcie na wystawie pojawili się polscy bohaterowie i wyraźnie podkreślony został ważny wkład Polaków w walkę z totalitarnym złem – podsumowuje dr Szymaniak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska