Koło Łowieckie "Knieja" zorganizowało tu Hubertusa.
- Tradycją naszego koła jest spotkanie 3 listopada, w dniu imienin patrona myśliwych, świętego Huberta - mówi Jerzy Susicki, prezes koła.
W poniedziałek "Knieja" wzbogaciła się o trzech nowych członków. Do koła wstąpili: Jerzy Dzwonkowski, Dariusz Błoński i Jacek Boluk-Sobolewski.
- Myśliwym jestem od ośmiu lat. Tą pasją zaraził mnie przyjaciel, który zabrał mnie na polowanie w Bieszczady. Zauroczyło mnie otoczenie. Polowanie dało mi możliwość obcowania z przyrodą, zupełnie w nowym wymiarze. Niezapomniane wrażenie wywarło na mnie celebrowanie zwyczajów przez myśliwych. Żałuję, że nie mam tradycji myśliwskich w rodzinie. Wszystkiego uczyłem się od podstaw - mówi Jacek Boluk-Sobolewski.
Celebrowanie zwyczajów rzeczywiście robi wrażenie. W Bielsku mogliśmy zobaczyć tradycyjne pasowanie na myśliwego. Najstarszy myśliwy Wojciech Dziadoń wywołał nowych myśliwych z szeregu, wszyscy odkryli głowy. "Nowi" uklękli na lewe kolano, prawą dłoń położyli na tuszy powalonego zwierza. W lewej trzymali broń opartą o ziemię. Mistrz ceremonii maczał nóż myśliwski w farbie ubitego zwierza. Farbą kreślił znak krzyża na twarzy adepta wypowiadając przy tym formułę: - Pasuję Cię na rycerza świętego Huberta.
Było też polowanie. Wzięło w nim udział 17 myśliwych. Upolowali 38 bażantów. Hodował je Józef Leśniak. Następnie odbył się pokot, czyli tradycyjny uroczysty obrzęd zakończenia polowania, podczas którego składany jest raport o przebiegu polowania, ubitej zwierzynie (ułożonej pokotem) oraz ogłasza się króla polowania. Został nim Mieczysław Kapia.
Do "Kniei" należy 27 członków. Na Hubertusa przybyli też przyjaciele koła - władze gminy, sołtys Bielska, myśliwi zrzeszeni w KŁ "Daniel" oraz "Łabędź".
Panowie chętnie zdradzali cechy dobrego myśliwego. Nie ważny jest zawód. "Knieję" założyli toruńscy leśnicy. W kole jest wielu pracowników Biura Urządzania Lasów i Geodezji Leśnej, są przedstawiciele inteligencji pracującej, lekarze, biznesmeni, rolnicy. Kochają przyrodę. Łączy ich pasja do polowań. Te odbywają się raz w tygodniu.
- Walczymy w ten sposób z największym szkodnikiem łowieckim - lisem, który zachwiał równowagę w ekosystemie. Wyginęły kuropatwy, coraz mniej jest bażantów i zajęcy - mówi Susicki. - Na lisa musi być pogoda, najlepiej delikatny mrozek i słońce.
Myśliwy to także dobry kucharz.
- W domu ja zajmuję się kuchnią - mówi Jacek Boluk-Sobolewski. - Z kolegami-myśliwymi wymieniamy przepisy i prowadzimy konsultacje "kulinarne".
Myśliwi zgodnie twierdzą, że najlepszy jest rosół z bażanta.
- Pieczony dzik to także mój smak. Nie gustuję w potrawach ze zwierzyny płowej - dodaje Susicki. - Wiele osób uważa, że myślistwo to zabijanie. W dniu świętego Huberta chciałbym przełamać ten mit. Gospodarka łowiecka to także działalność w zakresie ochrony i hodowli zwierzyny.