Przedstawiciele obu związków zawodowych w MZK zaczęli bić na alarm, kiedy odkryli przyszłoroczny plan wydatków miasta na komunikację miejską.
- Ratusz chce obciąć te wydatki o 5 milionów złotych, co stawia naszą spółkę w dramatycznej sytuacji - alarmuje Andrzej Arndt, szef Związku Zawodowego Pracowników Komunikacji Miejskiej w MZK. - W tej sytuacji albo przez pół roku nie będziemy dokonywać żadnych napraw, albo trzeba będzie przeprowadzić zwolnienia grupowe, co może dotknąć nawet i 100 osób naszej załogi - dodaje.
Wtóruje mu Marek Napierała, przewodniczący zakładowej Solidarności: - Sprawa jest na tyle poważna, że rozważamy złożenie doniesienia do prokuratury na prezydenta miasta o działanie na szkodę własnej spółki - przyznaje związkowiec.
Przeczytaj również: Bydgoscy radni decydowali o ulgach. Przed ratuszem protestowali związkowcy [zdjęcia, wideo]
Obaj zgodnie twierdzą, że miastu nie zależy na największym miejskim przewoźniku. Przyznają, że nikt z miasta nie konsultował z nimi takich planów finansowych i potwierdzają, że jeśli na najbliższej sesji prezydent nie wyjaśni, jak zamierza pokryć stratę MZK, to zwrócą się do załogi z prośbą o zaostrzenie protestu.
- Strajk jest, oczywiście, ostatecznością - twierdzi Napierała. - Poza tym prezydenta codziennie wozi szofer, więc nie odczuje go tak, jak powinien. Ale są jeszcze inne formy protestu, na przykład blokada ratusza albo podobne - wskazuje związkowiec.
Ratusz tymczasem do obaw związkowców podchodzi ze spokojem. - Mówimy o kwocie 145,4 milionów, którą w przyszłym roku wydamy na komunikację miejską - przyznaje Łukasz Niedźwiecki, zastępca prezydenta Bydgoszczy. - To suma wydatków na wszystkie usługi transportu publicznego, nie tylko te świadczone przez MZK. Ustalając tę kwotę, opieraliśmy się na zapisach już zawartych umów oraz na stawkach oferowanych w ostatnich przetargach. Oczywiście stawki zostały zwaloryzowane o wskaźniki inflacji i cen paliw. Oczekujemy, że MZK będzie świadczyło dla mieszkańców Bydgoszczy usługi po stawkach, jakie oferuje rynek, a nie dużo wyższych, jak chcieliby związkowcy - wyjaśnia prezydent. Stanowczo odpiera też zarzut o brak komunikacji z władzami MZK.
Czytaj e-wydanie »