https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Na autostradzie - aż do śmierci

Wojciech Mąka [email protected]
Będę bronił swoich praw - mówi Roman Cumbrowski
Będę bronił swoich praw - mówi Roman Cumbrowski Fot. Andrzej Bartniak
Węzeł autostrady Nowe Marzy wygląda jak Księżyc: góry piachu i wielkie wywrotki. Budowa. Pośrodku tego Księżyca stoi dom.
Ta ciężarówka z ładunkiem waży 80 ton. W głębi gospodarstwo Cumbrowskich
Ta ciężarówka z ładunkiem waży 80 ton. W głębi gospodarstwo Cumbrowskich Fot. Andrzej Bartniak

Ta ciężarówka z ładunkiem waży 80 ton. W głębi gospodarstwo Cumbrowskich
(fot. Fot. Andrzej Bartniak)

Gdy obok niego przejeżdżą 80-tonowa wywrotka, ściany w domu pękają.

Nowe Marzy leżą dwanaście kilometrów za Świeciem, tyle samo przed Grudziądzem. Kiedyś było tu sześć gospodarstw, sklep i mleczarnia. Droga na Gdańsk - z jednej strony zjazd z góry, z drugiej - pod górkę.

Jeszcze pół roku temu droga na Bydgoszcz - Gdańsk była prosta. Dom Cumbrowskich stał po lewej stronie szosy, niedaleko krzyża. Teraz krzyża nie ma.
Drogi też nie. Został dom.

Prowizoryczny objazd omija dom Cumbrowskich z lewej strony. Przy budowie objazdu - wtedy, gdy na teren weszły spychacze - Roman Cumbrowski dostał pierwszego zawału.

- Urzędników było trzydziestu, dyrygowali ruchem. Maszyny, spychacze, robili objazd przez mój teren. Wyszedłem i stałem, a spychacz jechał... Wie pan, co to znaczy? Zatrzymał się ze trzydzieści centymetrów przede mną. Wtedy serce pękło - mówi Roman Cumbrowski.

Konto specjalne
Dramat Cumbrowskich zaczął się w pierwszych latach 90. Już wtedy zaczęto poważnie mówić, że przez Nowe Marzy ma biec autostrada. Ten bieg autostrady miał być skomplikowany - bo w Marzach musi powstać węzeł: ślimaki, zjazdy, i tak dalej. Ludzi trzeba było wysiedlić. Płacąc odszkodowanie.

Cumbrowcy są ostatnimi mieszkańcami Nowych Marz. Pozostali albo się wyniośli, albo umarli. Kiedyś gospodarstwo Cumbrowskich - osiem szklarni, dwa domy, kilka zabudowań gospodarczych - wyceniono na 250 tysięcy złotych. Każda następna wycena była niższa. W końcu Cumbrowskim przelano na konto 177 tysięcy złotych.

- Pamiętam, że specjalnie musieliśmy założyć konto, bo dostaliśmy pismo z urzędu z takim żądaniem. Spieszyłam się, bo nie chcieliśmy, żeby taka kwota została zdeponowana w sądzie. Potem, żeby ją odebrać, musielibyśmy zapłacić ponad 10 tysięcy złotych - opowiada Urszula Cumbrowska.

Dom, którego nie było
Roman Cumbrowski mówi: - Po pierwsze pieniądze, które dostaliśmy, to był zadatek albo zaliczka. Mieliśmy prawo ją wziąć. Mamy na to papiery. Po drugie - zadatek nie jest odszkodowaniem. Te 177 tysięcy to była kwota, na którą biegły oszacował wartość naszej nieruchomości. A wartość nieruchomości, zgodnie z prawem, nie jest równoznaczna z odszkodowaniem. Do odszkodowania mamy prawo. Żaden urzędnik, który rozpatrywał naszą sprawę, nie miał pojęcia o prawie obowiązującym w tym kraju, o naszych prawach i konstytucji.

Żaden urzędnik, który rozpatrywał naszą sprawę, nie miał pojęcia o prawie obowiązującym w tym kraju, o naszych prawach i konstytucji.
Ale w 2004 roku dostali 177 tysięcy. Zapłacił skarb państwa, mimo że ówczesny minister wstrzymał egzekucję i wypłatę odszkodowania. Wojewoda się pospieszył.
Urszula Cumbrowska mówi: - Pieniądze, które dostaliśmy, to kwota wyceny z lat 90. Nikt nie naliczył ustawowych odsetek. Dlaczego?

Cumbrowski nie ukrywa: - Wie pan, jak działają urzędnicy? Rok temu przyjechała tutaj biegła, która miała oszacować wartość domu sąsiada. Wybrał ją urząd wojewódzki. Przyjechała szacować dom, którego juz dawno nie ma, bo został rozebrany o wiele wcześniej. I jestem pewien, że ona tę wycenę zrobiła...

Pustak w cenie
Za te pieniądze Cumbrowscy zaczęli budować dom. Cumbrowski, żeby zaoszczędzić, robił na budowie jako pomocnik murarza. Dom ma być dwa razy mniejszy niż ten, który teraz mają. I w którym mieszkają w trzy rodziny. Wstępne szacunki budowy nowego domu to 360 tysięcy złotych - zakup gruntu, projekty, pozwolenia, budowa przyłączy, prąd... Dom stoi niedokończony. Nie ma dachu, chociaż więźba jest kupiona.

- Ile chcecie odszkodowania? - pytam Cumbrowskiego.
Odpowiada: - Nie powiem. Trybunał Konstytucyjny orzekł w naszej sprawie, że należy nam się "godne odszkodowanie". Dwa lata temu jeden pustak kosztował 5 złotych. Teraz kosztuje 25 złotych. Jaka jest różnica między tym, co dostaliśmy, a tym co chcemy, to już każdy niech sobie sam obliczy.

Dom podskakuje
Wnuczka Cumbrowskich miała niedawno komunię. Niedaleko domu Cumbrowskich, tak z 50 metrów, stoi wielki kafar. Kafar to maszyna do wbijania pali pod ślimak autostrady. Betonowe pale mają 12 metrów wysokości. Nie wiem, ile ważą. Dużo. W każdym razie - gdy kafar wbija te pale, stary dom Cumbrowskich podskakuje, a Cumbrowscy razem z nim.

Ale gdy było przyjęcie komunijne wnuczki, pracownicy obsługujący kafara przyszli do Cumbrowskich i powiedzieli: - Przepraszamy, ale będzie trochę głośno. I wbijali te swoje pale.

Cumbrowski mówi: - Ci ludzie nie są niczemu winni. Po prostu pracują, robią swoje. Rozmawiamy z nimi, oni z nami. Współczują nam...
Pod ściana stodoły siedzi trzech z budowy autostrady. Jedzą kanapki. Przerwa jest.

Bez nowego serca
Cumbrowski mówi, że jest po dwóch zawałach. Pierwszy był wtedy, jak spychacz zatrzymał się trzydzieści centymetrów przed nim. Po drugim trafił do szpitala w Grudziądzu. Podobno lekarze nie dawali mu szansy na przeżycie, chyba że dostanie nowe serce.

Nowego serca nie ma. I żyje. - Chyba tylko dzięki Opatrzności - mówi.
Dom Cumbrowskich, który stawiali własnymi rękami, zaczął ostatnio pękać. Bo obok przejeżdżają wielkie ciężarówki marki volvo. Od 7 rano do 19 wieczorem. To dla tych ciężarówek robotnicy, tuż pod domem Cumbrowskich wstrzymują ruch samochodów na trasie Bydgoszcz - Gdańsk. Wtedy taka ciężarówka może nikomu nie szkodząc przejechać na drugą stronę drogi.

Przez taką ciężarówkę kiedyś Urszula Cumbrowska o mało się nie poparzyła w kuchni. Bo kuchenka podskoczyła i garnek z wrzątkiem spadł.
Roman Cumbrowski mówi: - Kto by za to zapłacił? Urzędnicy traktowali nas jak jakichś chłopków - roztropków. To ma być płatna autostrada, ktoś będzie czerpał z niej korzyści. Dlaczego nam żałuje się odszkodowania?

Wezwanie wojewody
Zbigniew Hoffmann, wojewoda kujawsko - pomorski dwa tygodnie temu podpisał wezwanie do opuszczenia nieruchomości. Wezwanie Cumbrowscy dostali następnego dnia po podpisaniu. Odwołali się od niego.
- Gdyby państwo załatwiło z nami sprawę tak, jak trzeba, wszystko byłoby w porządku - mówią. - Ale państwo weszło w nasze życie i teraz musi nam to wynagrodzić.

Cumbrowski dodaje: - My tutaj jeszcze mieszkamy, bo nikt nie śmie nas tknąć. Bo jesteśmy "na prawie".

- Jak długo może wytrzymać człowiek, który za oknem ma 80-tonowe ciężarówki i budowę autostrady? Przecież jest jakaś granica... - pytam.
- Wytrzymam do śmierci - mówi Cumbrowski.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska