- Nie ma dnia, byśmy krytycznie nie pisali o systemie ochrony zdrowia, o wielomiesięcznych kolejkach do lekarzy, o tym jak NFZ chce przechytrzyć szpitale i na odwrót. Problem tkwi w finansowaniu?
- Nie ma jednej odpowiedzi. Przyczyn jest wiele, z których najważniejsze są pieniądze. Mamy duże możliwości i ambicje nowoczesnego leczenia, ale poziom finansowania jest najniższy w Unii Europejskiej. Mamy ok. 4,7 proc. PKB, gdy minimalny poziom to ok. 6 proc. PKB. W przeliczeniu na złotówki mamy rocznie ok. 66 mld złotych, a powinno być jeszcze 20 mld. I to są brakujące środki, które zapełniłyby lukę w nadwykonaniach, niezapłaconych procedurach ratujących życie i tzw. procedur nielimitowanych, których rozliczanie trwa nawet kilka lat. To wreszcie kwestia budowania, czasami w sposób sztuczny, kolejek pacjentów.
- Z drugiej strony nawet sami lekarze twierdzą, że służba zdrowia pochłonie każdą sumę...
- Tu dochodzimy do drugiej przyczyny - błędów systemowych. Od dawna mówi się, że system ochrony zdrowia jest nieszczelny, że brakuje informatyzacji, choćby takiej, jak na Śląsku. Informatyzacja powoli wchodzi w życie, ale już widać patologie - bywa np., że pacjent jest jednocześnie "leczony"... w dwóch różnych placówkach.
- Zdarza się i tak, że szpitale dopisują kilka badań, których w ogóle nie przeprowadzono.
- To dowodzi o konieczności powstania całościowego systemu informatycznego z historią chorób pacjentów na przestrzeni lat. System informatyczny da też możliwość śledzenia, czy pacjent zapisał się do kilku kolejek u specjalistów tej samej specjalności. Jednak to tylko parę ważnych przyczyn obecnego stanu rzeczy.
- Coraz częściej mówi się, że po ewentualnym zwycięstwie PiS pan byłby kandydatem do ścisłego kierownictwa resortu zdrowia. Pogdybajmy: jaka byłaby pańska pierwsza decyzja?
- Od ręki zmieniłbym mnóstwo absurdalnych rozporządzeń. Kilka dni temu opowiadał mi kolega stomatolog prowadzący jednoosobową praktykę, że zgodnie z nowym zaleceniem ministra musi... sam siebie kontrolować dwa razy do roku. Pisze więc idiotyczne raporty, że myje ręce i sterylizuje narzędzia. Takich szwejkowskich rozporządzeń jest wiele. Można je zlikwidować może nie w jeden dzień, ale w miesiąc. I po drugie - ministrowie muszą rozmawiać ze środowiskiem lekarzy i pacjentów. Tymczasem ministrowie z resortu zdrowia są oderwani od ludzi. Nie da się być mądrym w gronie kilku urzędników.