Gospodarstwo agroturystyczne Ireny Brulińskiej w Dobrzyniu nad Wisłą ma dopiero pięcioletnią tradycję. Ale te pięć lat zostało wykorzystane bardzo dobrze. Dziś jest to jedna z bardziej znanych na ziemi dobrzyńskiej baza turystyczna. Jak się zaczęło?
- Od wycieczki szkolnej do Kudowy. Wraz z nauczycielkami opiekowałam się dzieciakami, a warunki zakwaterowania były, delikatnie mówiąc, słabe. Doszłam do wniosku, że i ja mogę się zająć turystyką i robić to znacznie lepiej.
Rodzina Brulińskich po kilkuletnim pobycie w Leniach - gdzie mąż był weterynarzem, a pani Irena prowadziła sklep - postanowiła z ciasnego, służbowego M-2 przejść na swoje. Kupili w Dobrzyniu starą, 160-letnią chałupę. Wymagała remontu, a już przy tej okazji powstał nowy budynek.Tak stworzyły się materialne podwaliny pod gospodarstwo agroturys-tyczne. Było jeszcze bogate doświadczenie kucharskie pani Ireny i nie- odparta chęć działania w turystyce.
Obok nowego i starego budynku powstał domek letni, altana, zainwestowano w parking. Od starej chaty do pobliskiego klasztoru i kościoła prowadziły podziemne przejścia. Teraz są już zawalone, ale to dodatkowa atrakcja i znakomita okazja do snucia legend. Letni pokój na górze urządzony został stylowo, oryginalnym wiejskim sprzętem.
Wbrew przepowiedniom niedowiarków, gości tu nie brakuje. Wypoczywali trener Engel i prezes Listkiewicz, redaktor Szaranowicz, aktor Pręgowski, wielu innych, którzy - jak zapewnia pani Irena - miło wspominają pobyt w Dobrzyniu.
Czy córki państwa Brylińskich - Martyna, Magdalena lub Małgorzata będą kontynuować dzieło rodziców? - Raczej nie, może Małgosia...? Ta praca daje dużo satysfakcji, ale jest naprawdę bardzo ciężka...