Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nakło. Roman Grubich wędruje po bagnach i fotografuje ptaki. Jest najlepszy

(ale)
Rybołów w locie nad karpnikami w Występie
Rybołów w locie nad karpnikami w Występie Roman Grubich
Roman Grubich o trzeciej nad ranem, uzbrojony tylko w aparaty fotograficzne, pędzi na nadnoteckie bagna. Potrafi tam godzinami czaić się, by zrobić to jedno jedyne zdjęcie. Na foto wodnika czekał dwa lata. - Ale - mówi - wcale nie żałuję. Warto było.

Urodziłem się z dziwnymi nawykami - mówi o sobie Roman Grubich. - Było nas na osiedlu ze trzydziestu chłopaków. Dwudziestu dziewięciu uganiało się za piłką, rozrabiało, rozbijało szyby kamieniami, albo z procy. A tylko mnie ganiało za ptakami. By zobaczyć - gdzie i jak mieszkają, co robią, jak żyją. I to się nie zmieniło do dziś. Moi dawni koledzy piją piwko w parku, a ja nadal ganiam za ptakami. Ale tego nie żałuję. Ciekawsze jest podpatrywanie ptaków, niż ludzi.

Czytaj: rzewędrował ponad 400 km wzdłuż Noteci. Maciej Boinski szykuje się na podbój Warty, też zimą

Interesuje się ptakami odkąd sięga jego pamięć. Najpierw podpatrywał je przez lornetkę, którą dostała od ojca na przyjęcie I komunii. Frajda ogromna, bo jako dzieciak odnosił wrażenie, że przez lornetkę ma je na wyciągnięcie ręki. Chodził więc na podnakielskie łąki i napatrzyć się nie mógł.

Potem za pierwsze zarobione pieniądze kupił aparat fotograficzny - radziecki zenith TTL. Jak na owe czasy - bardzo dobry. Tyle że bardziej do fotografowania miasta, niż w zbliżeniu ptaków. Bo zdjęcia nie były zbyt ostre. Dopiero po latach, już jako dorosły mężczyzna dorobił się aparatu z prawdziwego zdarzenia - pierwszego japońskiego nicona. Tej firmie pozostał wierny. Dziś ma kilka aparatów fotograficznych. Niektóre bardzo profesjonalne. Z bardzo jasnymi obiektywami.

Kiedy na jednym z wernisaży w nakielskim Muzeum Ziemi Krajeńskiej opowiedział, że to zdjęcie zrobił z daleka, bo z trzech-czterech metrów, publiczność nie kryła zdziwienia.

- Bo - wyjaśnił - na tym zdjęciu jest ptaszek mniejszy od wróbla. I bardzo płochliwy. A mam przecież tylko obiektyw 300 milimetrów... Przydałby się większy, 600 mm, ale nie mam 40 tysięcy złotych.
- Ile?! Toż tyle kosztuje nowy samochód! - komentował jeden z uczestników wernisażu. Niestety, fotografowanie to bardzo kosztowne hobby.

Zanim zaczął fotografować przyrodę, zebrał sporo literatury. Czytał o zwyczajach ptaków, o technice fotografowania i chwytania zwierząt w obiektyw. Trzeba przecież wiedzieć, gdzie można spotkać płochliwą kureczkę nakrapianą, gdzie żeruje bardzo płochliwy wodnik czy czapla, znać, że brodźce brodzą w błocie, a łyski, perkozy na głębszej wodzie. Bo przecież nurkują. I że w okolicach Nakła spotkać można ze sto gatunków ptaków. W tym wiele przelotnych. A więc choćby kiedy przelatują przez nadnoteckie łąki.
Ale - jak fotografować - uczył się sam. Metodą prób i błędów. Targał z sobą na bagna lustro, by robić zdjęcia z lustrzanego odbicia. By uzyskać doskonałą głębię ostrości.

Wczesną wiosną Roman Grubich buduje na mokradłach szałasy, by ptaki przyzwyczaiły się do jego widoku. Najpierw to był namiot ornitologiczny kupiony w sklepie wędkarskim. Za każdym razem musiał go zwijać, by nie padł ofiarą złodziei. Nie był najlepszy. Zbudował więc stały szałas z płyt pilśniowych. Obłożył go siatką i trzciną. - Najlepsze - mówi - są szałasiki. Takie małe, które nie rzucają się w oczy. Oczywiście ptaków.

Najczęściej stawia je blisko Noteci. W okolicach Występu, Ślesina, Samostrzela, Nakła. Na płochliwego wodnika, niewiele większego od kosa, polował z aparatem od kwietnia. Ustrzelił po dwóch latach. W lipcu. Potem uparł się, by zatrzymać w obiektywie pojawiającą się coraz częściej na nadnoteckich mokradłach czaplę siwą. Bo wiedział już, że przylatuje. Widział ją przecież przez lornetkę.

Roman Grubich wstaje o trzeciej nad ranem i przez kilka godzin ślęczy bez ruchu w szałasie. Czeka, by ptak podszedł do niego na odległość od 1,5 do 2,5 metra. Często bywa na mokradłach 2-3 razy w tygodniu. W każdą wolną chwilę. Kiedy słońce wysoko, ptaki znikają. Gorsze jest też dla fotografa światło. Wraca więc wieczorem, gdy ptaki zaczynają znowu żerować. Kiedy opuszcza szałas w otwór, w którym tkwił obiektyw wkłada imitującą go butelkę. Żeby ptaki przyzwyczaiły się.

To, co pokazuje na wernisażach - a miewa je nie tylko w Nakle, także w Szubinie, Lubostroniu, Bydgoszczy - to kilkadziesiąt zdjęć wybranych z wielu tysięcy slajdów. Slajdy wywołują tylko specjalistyczne zakłady w Bydgoszczy i Poznaniu. One najbardziej oddają koloryt przyrody. - Zdjęcia cyfrowe - mówi nakielski fotografik -inaczej.

Roman Grubich nie dba o poklask. Zna swoją wartość. Wie, że w tym, co robi, jest dobry. I jest szczęśliwy. Poza czasem niczego innego od życia nie potrzebuje. By było go tyle, by mógł częściej bywać na bagnach. Z lornetką, albo z aparatem fotograficznym. A trzeba przecież pracować, z czegoś żyć, prawda?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska