- Czy czujecie powrót mody na disco-polo, gracie częściej?
- Disco-polo, muzyka biesiadna, chodnikowa ma się dobrze. Był moment sześcioletniej ciszy, ale tylko medialnej. Kapele uprawiające ten styl, mimo zdjęcia z telewizji programów "Disco Relax" czy "Disco Polo Live", utkwiły w pamięci ludziom i zespoły zapraszano na festyny i imprezy plenerowe. Teraz to co budzi się do życia po latach uderza z podwójną siłą.
- Gracie od 11 lat. Który rok był dla was najlepszy?
- Od dwóch lat gramy coraz więcej, nawet dyskoteki zaczynają do nas dzwonić. Gdy programy muzyczne zniknęły z anteny, graliśmy w "podziemiach": wesela, bale, studniówki, zabawy - i nie wstydzimy się tego. Najlepszym okresem był moment, kiedy dzięki Zbyszkowi i Tomkowi Samborskim, dostaliśmy się do programu "Disco- relax", co przyniosło nam popularność w całym kraju i poza jego granicami. Najlepszy czas dla zespołu to lata od 1998 do 2001. Byliśmy młodzi, doskonale zarabialiśmy.
- Największy sukces?
- Wręczenie złotej nuty - nagroda za debiut w kategorii muzyka taneczna dance w 1999 roku na warszawskim Torwarze. Co istotne, w większości kapel grających muzykę "lekką, łatwą i przyjemną" jest jeden wokal a resztę robią komputery.Natomiast my śpiewamy na żywo - to również jest sukces.
- Piszecie i komponujecie piosenki?
- Zazwyczaj zimą, gdy jest mniej koncertów, piszemy kolejne utwory. Nie jest to wcale łatwe, bo musimy unikać powtórek, aby kolejna płyta różniła się choćby trochę tematycznie i brzmieniowo od poprzednich. Każdy z nas, gdy coś przelewa na papier, robi to na bazie doświadczeń. Nie da się wydać płyty bez piosenek o miłości i to jest największy problem, bo wydaliśmy już sześć krążków, a na każdą trzeba kolejnych tekstów. One nie są zbyt ambitne i nie wymagają dużego skupienia, aby je zrozumieć. Ta muzyka ma przecież ludzi bawić, a nie zmuszać do głębszych rozmyślań. Spełnienie tej misji pozostawiamy innym artystom.
- Co najbardziej zaskoczyło was przez te 11 lat grania?
- Zwiedzamy dużo miejscowości, a to daje nam dużo energii, w tym zawodzie nie ma stagnacji. Niektórzy ludzie twierdzą, że jesteśmy nierobami, że mamy łatwe pieniądze, iż wystarczy je z ziemi podnieść. Jednak nie wiedzą, ile taki styl życia kosztuje stresu. Ja również czasem wolałbym mieć wolny weekend i bawić się jak inni w którymś z klubów. A właśnie wtedy muszę pracować.
- Był więc czas, że miałeś ochotę rzucić to wszystko, czułeś się zmęczony i zacząć w innej branży?
- Był moment kiedy wszystko mi się już znudziło muzycznie. Odstawiliśmy więc z bratem muzykę i próbowaliśmy sił w wielu różnych branżach, między innymi pracy na hali meblowej czy przy malowaniu sufitów. Przydało się. Odpoczywałem psychicznie. Jednak po jakimś czasie zaczęło brakować mi muzyki, prób, spotkań, wyjazdów i postanowiłem zrezygnować z takiej pracy, chociaż wykonywana w Niemczech przynosiła niezłe zyski. Pieniądze nie są najważniejsze, wybrałem muzykę.
- Czy macie jakąś alternatywę, gdyby słuchaczom znudziła się wasza muzyka?
- Gdybym nie grał, to pewnie pracowałbym w ogrodnictwie. W 1997 roku zatrudniłem się jako modelarz kwiatów sztucznych. Pracowałem też przy produkcji doniczek i sztucznych wyrobów ogrodniczych. Może otworzyłbym bar. Zdradzę, że knuję taki cichy plan życiowy, aby za pięć lat otworzyć własny bar lub dom weselny.
- Miałeś jakiś inny pomysł na życie jako nastolatek?
- Grałem w klubie piłkarskim, biegałem, ostro ćwiczyłem w siłowni. Chciałem być gwiazdą piłki nożnej lub kulturystyki. Poza tym, w zespole ludowym "Skrzaty" grałem na kontrabasie, a brat na bębnie. Tam zrodziła się pasja do muzyki.
- Masz marzenie, którego jeszcze nie spełniłeś, a które wciąż liczysz, że się spełni?
- Trzeba powoli zacząć myśleć o założeniu rodziny. Ale jak ja to zrobię, nie wiem czy poradziłbym sobie? Cenię sobie wolność. Jednak takie myśli o spokojnym domu pojawiają się coraz częściej.
- W imieniu fanek muszę zapytać: jesteście wolnymi facetami?
- Tak, kawalerem po różnych przeżyciach miłosnych. Brat podobnie. Jeżdżę na wesela, rozmawiam z ludźmi i często słyszę, że jest coraz więcej rozwodów, ludzie żyją w chaosie pośpiechu, pogoni za pieniądzem. Wtedy tracę zapał do małżeństwa. Najlepszy wiek, by założyć rodzinę to moim zdaniem przekroczenie 40. Ja jeszcze jestem do tego za młody.
- Fanki potrafią zaskoczyć?
- Po koncercie w Wałbrzychu przyniosły kwiaty i zaprosiły do domu na kolację. Byliśmy zaskoczeni. Tym bardziej że z pamięci śpiewały wszystkie nasze piosenki.
- Masz czas na hobby?
- Znajduję go na spotkania w dobrym towarzystwie, aby pobiegać, czasami na wypad na grilla, ognisko czy na ryby.