Historia brodnickiej "Żelatyny", szczególnie niedawna, obfituje w dramatyczne wydarzenia. Jednym z jej wątków jest proces Kazimierza Grabka, niedoszłego króla żelatyny, którego pobyt i interesy w Brodnicy nikt mile nie wspomina. Strajki, obrona zakładu przez załogę, wreszcie uzyskanie z Ministerstwa Skarbu możliwości produkcji. Powstała spółka - Brodnickie Zakłady Żelatyny - z prezesem Marianem Szkamrukiem na czele i głównym udziałowcem Markiem Hildebrandtem.
Okres próby
prawie trzyletniej, wyznaczony przez Ministerstwo Skarbu, firma przeszła pomyślnie. Nie zmarowano nic z potencjału załogi, maszyn, urządzeń. Przeciwnie - zaiwestowano ponad 1 mln złotych.
- Wykupienie majątku obwarowano wieloma zastrzeżeniami, ale wywiążemy się z wszystkich zobowiązań. Chodzi miedzy innymi o utrzymanie załogi na poziomie pięćdziesięciu pracowników, zainwestowanie w maszyny
_kolejny milion złotych
_w ciągu najbliższych dwóch lat - powiedział nam Marian Szkamruk.
Należy przypuszczać, że brodnicka "Żelatyna" da sobie z tym radę. Przyznać trzeba, że jest na fali. Miesięczna produkcja żelatyny to dziś pięćdziesiąt ton, a jeszcze przed rokiem - dwoma laty, dochodziło się tylko do trzydziestu ton. Załoga liczy 55 pracowników. Norma więc jest utrzymana.
Jak będzie po wejściu Polski do Unii Europejskiej? Produkt jest już dziś konkurencyjny, najwyższej marki i od tej strony nie powinno być żadnego problemu. Natomiast inwestować trzeba będzie w zakład, by uzyskać standardy unijne. Do maja przyszłego roku na pewno nie uda się tego dokonać.
Dziś udało się zmodernizować wjazd do zakładu. Nareszcie, bo ważne jest pierwsze wrażenie, przy bramie. Nowa stacja uzdatniania wody to kolejne zadanie.
Coraz mocnejsza pozycja
na rynku pozwoliła spółce - Brodnickie Zakłady Żelatyny - na zakup pakietu kontrolnego, 55 proc. udziałów - w brodnickiej mleczarni "Bromilk". Najbliższa przyszłość pokaże jak ten argumant zostanie wykorzystany.
