Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nauczycielka w przychodni [list do redakcji]

Opracował Maciej Ciemny
Są pacjenci, którzy nie mogą pogodzić się z jakością obsługi w miejsko-gminnej przychodni
Są pacjenci, którzy nie mogą pogodzić się z jakością obsługi w miejsko-gminnej przychodni Maciej Ciemny
Czytelniczka poskarżyła się na sposób przeprowadzania okresowych badań w "zielonej" lecznicy. Punktuje kolejki, przerost biurokracji, a przede wszystkim brak szacunku dla pacjenta

Od pragnącej zachować anonimowość Czytelniczki dostaliśmy list, w którym opisuje swoją wizytę w "zielonej" przychodni, gdzie przechodziła okresowe badania potrzebne w zakładzie pracy. Publikujemy fragmenty listu oraz stanowisko dyrektor lecznicy Beaty Sternal-Wolańczyk.
"Co 3 lata, jak każdy pracownik muszę poddać się okresowym badaniom lekarskim. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie oburzająca obsługa pacjentów w Miejsko-Gminnej Przychodni w Świeciu mieszczącej się przy ul. Wojska Polskiego 80 zwanej potocznie "zieloną".
Mój zakład pracy uparcie rokrocznie podpisuje umowę z MGP Świecie i co jakiś czas muszę przejść przez szereg impertynenckich zachowań pań tam pracujących.

Bieganie po piętrach

Zaczęło się we wtorek, 16 czerwca od zderzenia z paniami w rejestracji. Po podejściu do okienka i po cierpliwym odczekaniu 10 minut, zanim panie łaskawie zechciały w ogóle na mnie spojrzeć, zadałam pytanie, dokąd powinnam się udać, by otrzymać skierowanie na badania.
Lakonicznie udzielono mi błędnej odpowiedzi, w efekcie minął kwadrans zanim znalazłam czarodziejskie drzwi. Nie liczę biegania po piętrach, które zaaplikowano mi widocznie dla zdrowotności i rozprostowania nóg. Dobrze, że jestem w miarę sprawna, więc kilkakrotne pokonanie schodów nie sprawiło mi większych problemów. Pomyślałam jednak, jak muszą się czuć pacjenci z trudnościami ruchowymi, albo wieńcowymi?

Spacerowanie od szkoły do przychodni

Za drzwiami pani z medycyny pracy dobitnie odpowiedziała, że owszem wypisze mi skierowanie, ale dopiero za 1,5 godz., gdyż teraz siedzi tu sobie poza godzinami pracy, za które jej nie płacą i za darmo nie zejdzie piętro niżej, aby mnie obsłużyć. Nie pomogły argumenty, że w tym dniu jestem asystentem technicznym na egzaminie zawodowym i pełnię dyżur do ok. godz. 19.30 (za darmo), że wyrwałam się tylko na moment po to skierowanie. Pani z kamienną twarzą malującą wyższość oraz dzierżenie władzy absolutnej tu i teraz, odpowiedziała, że nic jej to nie obchodzi, że to moja głupota, że pracuję za darmo i mam przyjść za 1,5 godz. - koniec kropka.
Na podsumowanie rozmowy dowiedziałam się, że nauczyciele to najbardziej problematyczna i roszczeniowa grupa zawodowa, dlatego jeszcze bardziej należy pokazać im, gdzie jest ich miejsce w szeregu, sprowadzając do poziomu gleby lekceważącym stosunkiem.
Co miałam począć? Przeleciałam się z ul. Kościuszki do "zielonej" i z powrotem pokonując razem cztery kilometry. Po ponownym przyjściu do pielęgniarki zdobyłam upragnione papierki.
Byłam najszczęśliwsza na świecie - otrzymałam skierowanie, jakbym wygrała co najmniej talon na przysłowiowy balon! Jakimś cudem udało mi się za jednym podejściem zrobić EKG, ale to był jakiś łut szczęścia.
Kolejna batalia to załatwienie badań u laryngologa, który przyjmuje tylko po 14.30 we wtorki i czwartki. Postanowiłam spróbować szczęścia w czwartek, 18 czerwca. Udało się - do lekarza dostałam się zaledwie po 45 minutach oczekiwania na korytarzu, co odnotowałam jako niebywałe szczęście.

Stanie w kolejkach

W piątek prywatnie, oczywiście poza terenem "zielonej" udałam się na wykonanie badań cholesterolu z rozbiciem na czynniki pierwsze. Badań nie chciałam robić w "zielonej", bowiem nie dość, że na czczo przesiedziałabym w kolejce ok. 1-2 godz., to jeszcze wykonano by mi tylko cholesterol ogólny, z którego tak naprawdę nic nie wynika. Tak, czy owak zmarnowałam kolejne 30 minut, by oddać krew, a potem kolejne 30 minut, by odebrać wyniki. Ale przynajmniej odbyło się to w miłej i sympatycznej atmosferze - zarówno pani pielęgniarka, jak i wydająca wyniki były uśmiechnięte i nie pracowały za karę.

Na audiencję do lekarza wydającego orzeczenia o przydatności do zawodu mogłam ubiegać się dopiero w kolejnym tygodniu w środę, czyli 24 czerwca.
Ale najpierw czekała mnie kolejka do pielęgniarek medycyny pracy, czyli do pań z władzą absolutną, po skierowanie do tegoż lekarza. By dostać się do pielęgniarek czekałam od 7.30 niewielkie 80 minut. Siedziałam grzecznie i starałam się "nie wyjść z siebie i nie stanąć obok", gdyż świadomość kolejnego już bezsensownego marnowania mojego cennego czasu wzbudza we mnie zawsze niekontrolowaną agresję.

Po wejściu do gabinetu panie musiały zauważyć moje podminowanie i zły nastrój, bo w miarę szybko i bez zbędnej wymiany słów zrobiły, to co do nich należało: kolejna papierologia, badanie ciśnienia i wzroku. Ciśnienie ze złości miałam podniesione, co oczywiście odpowiednio w gabinecie skomentowałam i wyszłam.

Sterczenie pod gabinetem

Nadmienię, że stercząc pod gabinetem pielęgniarek medycyny pracy musiałam przepuścić bez kolejki jakiegoś znajomka lekarki, bo EKG w tym dniu wykonywano dopiero po 15, a panu wykonano dosłownie przed moim nosem.
Potem zawisła na mnie groźba oczekiwania o kolejny kwadrans dłużej, bo w kolejce czekała pacjentka z dzieckiem, a pani doktor kategorycznie, tonem nie uznającym żadnego sprzeciwu zarządziła, że mam ją wpuścić przed siebie. Jak tylko pani doktor się oddaliła - polecenia oczywiście nie spełniłam, bo ile można siedzieć na twardym krześle czując, jak "kość ogonowa przebiła mi się prawie przez kręgi szyjne do samego czubka głowy"?
Przed pokojem lekarza medycyny pracy kolejny przystanek trwający ok. kwadransa, ale to naprawdę było tyle co mrugnięcie oka w porównaniu do oczekiwania sprzed 3 lat, które wyniosło prawie godzinę.

Reasumując na badania okresowe, które w normalnych firmach przeznacza się ok. 2-3 godzin podczas jednego dnia, ja zmarnowałam 9 dni, 7 wizyt i łącznie ok. 525 minut, czyli prawie 9 godzin.

Wliczam w to kilkakrotne dojścia i powroty do "zielonej", sterczenie w niekończących się kolejkach przed niezliczonymi gabinetami, odpowiadanie na powtarzające się pytania zadawane w trakcie wywiadów przez zmieniające się jak w kalejdoskopie osoby wypełniające stosy papierów.
A można by to załatwić w jednym pokoju, przez 2 lekarzy (ogólny i laryngolog) i 2 pielęgniarki - jedna bada: EKG, oczy, ciśnienie, a druga w tym czasie zapisuje wyniki i robi wywiad.
To zakrawa na jakiś absurd! Przepracowałam w swoim życiu w wielu firmach, ale nigdy nie byłam traktowana przez lekarzy medycyny pracy jak śmieć. Obecnie wykonując zawód nauczyciela czuję się celowo upokarzana podchodząc do badań okresowych.
Jak można ganiać człowieka przez ponad tydzień po różnych piętrach i gabinetach, każąc przychodzić po kilka razy do budynku przychodni. Czy nie można ustalić jednego, ewentualnie dwóch dni celem wykonania kompleksowych badań? Czy to taki problem?

Karanie pedagogów

Mam wrażenie, że nauczycieli w społeczeństwie uważa się za tak ogromnych nierobów i darmozjadów, iż za karę należy fundować im badania pożerające zarówno cenny czas pracy jak i czas przeznaczony na odpoczynek."
Anonimowej Czytelniczce odpowiada dyrektor "zielonej" przychodni.

Odpowiedź dyrektorki

"W odpowiedzi na list przesłany do redakcji Gazety Pomorskiej pragnę wyjaśnić, że w Miejsko-Gminnej Przychodni w Świeciu lekarz medycyny pracy od lat przyjmuje pacjentów w środy w godzinach 8-12.
Na okresową wizytę u lekarza medycyny pracy pacjent-pracownik powinien zgłosić się już z wynikami wymaganych badań.
Zgodnie z przyjętą organizacją pracy w Miejsko-Gminnej Przychodni w Świeciu skierowania na poszczególne badania można odbierać od poniedziałku do piątku w godzinach 11-14, tj. w godzinach przyjęć przez pielęgniarki medycyny pracy.
Podkreślenia wymaga, że nadrzędnym celem Miejsko-Gminnej Przychodni w Świeciu jest możliwie sprawne świadczenie usług na rzecz pacjentów. Należy jednak pamiętać, że zarówno przychodnia, jak i i jej personel, zobowiązani są postępować zgodnie z przyjętymi, czasochłonnymi procedurami. W tej sytuacji nie zawsze świadczenie na rzecz konkretnego pacjenta może być wykonane niezwłocznie.
Ubolewam, że autorka listu przed jego wysłaniem do redakcji Gazety Pomorskiej nie zwróciła się do mnie, jako dyrektora Miejsko-Gminnej Przychodni w Świeciu, ze stosowną skargą. Gdyby tak uczyniła, mogłabym zbadać zasadność skargi i w przypadku uznania jej za uzasadnioną podjąć dalsze kroki w przedmiotowej sprawie".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska