- Jeszcze kilka tygodni temu neurochirurdzy zapowiadali, że zerwą swoje kontrakty i odejdą z pracy. Warunkiem zmiany zdania miało być zawarcie porozumienia z dyrekcją szpitala. Oddział istnieje nadal, więc chyba udało się wypracować jakiś kompromis?
- Niezupełnie. Umowy lekarzy ze szpitalem są tak skonstruowane, że dyrekcja może z nami w każdej chwili zerwać kontrakt, natomiast my mamy ograniczone możliwości. W umowie jest taki zapis, że lekarz może tylko wówczas ją wypowiedzieć, gdy nastąpi rażące naruszenie warunków.
- Rozumiem więc, że dyrekcja nie zrobiła niczego, co mogłoby lekarzom dać podstawę do twierdzenia, że warunki zostały naruszone?
- Moim zdaniem już sam brak tomografu jest podstawą do twierdzenia, że dyrekcja łamie warunki umowy. Pacjentów w bardzo ciężkim stanie, z poważnymi urazami głowy musimy transportować do prywatnej przychodni, która ma taki sprzęt. Ciągle jesteśmy narażani na odpowiedzialność karną, przecież gdyby po drodze komuś coś się stało, co przecież jest bardzo możliwe, moglibyśmy zostać oskarżeni. Przeniesienie naszego oddziału z dala od radiologii również jest błędem.
- Co więc zamierzacie zrobić?
- Poczekamy do końca roku. Dyrektor zawierając nowy kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia musi porozumieć się z lekarzami w sprawie ich stawek. Jeśli nie otrzymamy wówczas zapewnienia szybkiej realizacji najpilniejszych choćby inwestycji, nie będziemy pracować dalej.
- Czego oczekujecie od dyrekcji? Kiedy zaczęliście protestować dyrektor stwierdził, że chodzi wam przede wszystkim o pieniądze?
- Pieniądze są ważne, ale neurochirurdzy potrzebują także godnych warunków pracy. Operujemy na stole który ma blisko trzydzieści lat. Nie mamy specjalistycznego sprzętu. Brakuje nawet defibratora. Ma go nawet odział opieki paliatywnej, a tu, gdzie ratuje się życie młodych ludzi uznano, że nie jest potrzebny.
- Mówił pan, że nie odpowiada wam lokalizacja oddziału, dlaczego?
- Przede wszystkim z powodu oddalenia od radiologii. Łóżka szpitalne nie mieszczą się do windy. Żeby przetransportować pacjentów na badania musimy, przewozić ich na wózku. To problem nie tylko dla personelu, ale przede wszystkim dla chorego, który po urazie nie powinien być ruszany. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć, dlaczego dyrekcja uznała, że to właśnie położnictwo musi sąsiadować z radiologią. Przecież na tym oddziale takie badania RTG nie są częste.
Neurochirurdzy z włocławskiego szpitala chcą remontu oddziału i nowego sprzętu
Joanna Lewandowska

Aleksander Sinkiewicz
Rozmowa
z Aleksandrem Sinkiewiczem,
ordynatorem neurochirurgii włocławskiego szpitala
Podaj powód zgłoszenia
W
TEN karabin na fotce to chyba ostatni argument Oddziału w rozmowach z dyrektorem???/