- Do tej pory sądziłam, że honorowe krwiodawstwo to męska rzecz. Tymczasem w gronie wyznaczonych do odznaczeń zauważyłam Panią.
- Bynajmniej nie jestem jedyną kobietą, która honorowo oddaje krew. W moim klubie HDK, działającym przy "Anwilu" wśród stu sześćdziesięciu pięciu honorowych krwiodawców, jest nas trzynaście.
- Co zdecydowało o tym, że trafiła Pani do klubu HDK i zaczęła oddawać krew innym, sobie nie znanym ludziom?
- W moim przypadku, to tradycja rodzinna. Mój tata, Jerzy Czerenkiewicz od prawie 40 lat oddaje krew. Ma na swym koncie ponad 50 litrów. Tą ideą bezinteresownego dzielenia się darem życia zaraził także mnie.
- Ile litrów krwi podarowała już Pani innym?
- Ja oddaje krew dopiero od dziewięciu lat. Pierwszy raz - gdy skończyłam osiemnaście lat. Do tej pory oddałam ponad 5 litrów.
- Nie myśli Pani czasami, że ratując czyjeś zdrowie, może narazić na szwank swoje.
- Nie, tak nie myślę. Jestem spokojna, bo wiem, że tata oddał tyle krwi, i jest zdrowy. Zresztą w punktach krwiodawstwa widać dużą troskę o zachowanie higieny. Używany jest sprzęt jednorazowego użytki. Nie ma więc się czego bać.
- Kiedyś krwiodawcy odnosili jakieś profity z tego, że przekazują innym najcenniejszy z leków. A jak jest teraz?
- Teraz tych korzyści jest coraz mniej. Pozostały chyba tylko jakieś lekarstwa ze zniżką. Nie chodzi jednak tutaj o jakieś zyski. Dla mnie najważniejszy jest cel , jakim jest ratowanie komuś zdrowia i życia.
- Na koniec proszę powiedzieć kilka zdań o sobie. Czym Pani się zajmuje na co dzień?
- Ukończyłam informatykę na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracuję w "Remwilu". Jestem specjalistką do spraw marketingu.
