Mieszkańcy okolicznych miejscowości nie mogą już znieść fetoru. - Nawet w największe upały nikt nie odważył się otworzyć okna - żalą się.
Zapach gnojowicy to na wsi codzienność. Raczej nie zdarza się, aby ktoś narzekał na sąsiada, że ten "psuje powietrze". Głównie dlatego, że nieprzyjemny zapach pojawia się okresowo, pod drugie stężenie nigdy nie jest tak silne, aby nie można było przejść nad tym do porządku dziennego. Jednak to, co się dzieje na polach w Jaszczu - w ocenie mieszkańców Brzezin w gminie Osie - przekracza wszelkie granice.
Leje się
W ubiegły czwartek zaczęto wylewać tam gnojowicę. - Średnio co dwie godziny przyjeżdża cysterna z 15-17 tys. litrów - relacjonuje jeden z rolników. - Tak jest przez całą dobę. Do hałasu w nocy jeszcze można przywyknąć, ale tego zapachu nie da się znieść.
Problemem na ostatniej sesji Rady Powiatu próbował zainteresować radnych Andrzej Kowalski. - Nie możemy tego tak zostawić - podkreśla. - Trzeba podjąć wszelkie możliwe środki aby ukrócić te praktyki.
Sprawdzamy dokumenty
To może być trudne. Zarówno gmina, jak i powiat nie mają specjalnie możliwości ingerencji w politykę nawozową fermy. Tę określa odpowiedni plan wydany przez wojewodę. - Obawiam się, że w świetle przepisów wszystko może być w porządku, chociaż całkowitej pewności nie mam, ponieważ starostwo nie dysponuje pełną dokumentacją w tej sprawie - stwierdza Józef Gawrych z Wydziału Rolnictwa Starostwa Powiatowego w Świe-ciu. - Przynajmniej jeżeli chodzi o dawki. Problemem jest to, że wybrano najgorszą porę z możliwych na wylewanie gnojowicy - trzydziestostopniowy upał.
Jest jeszcze jedna rzecz. Nie ma polskich norm dotyczących zapachu. Innymi słowy, w takich przypadkach trudno udowodnić, że to co czujemy jest fetorem, który nie ma prawa unosić się w powietrzu.
Nie ta pora
Sprawie uważnie przygląda się także Urząd Gminy w Osiu, który systematycznie odbiera skargi od mieszkańców. - Jedyne, co mogliśmy zrobić, to zdjęcia i przy tej okazji stwierdzić, że w Jaszczu rzeczywiście potwornie śmierdzi - zauważa Marek Lejk z referatu rolnictwa. - Nie ma wątpliwości, że złamano podstawowe zasady współżycia sąsiedzkiego. Nie byłoby tych problemów, gdyby nieczystości wywieziono wczesną wiosną lub jesienią, gdy można wszystko przyorać.
Nie ma takiego numeru
O komentarz w tej sprawie zamierzaliśmy poprosić także kogoś z fermy w Krąplewicach. Odesłano nas do siedziby firmy Prima Foods w Poznaniu. Niestety skontaktowanie się Mirosławem Dackiewiczem, rzecznikiem Prima Foods było niemożliwe. Nikt w firmie nie potrafił podać jego numeru telefonu.