https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie nośmy w sobie nienawiści

Rozmawiał Marek K. Jankowiak
Wigilia, to na pewno powinien być czas na wyciszenie, refleksję i wygładzenie wszystkich problemów. Ale, niestety, jesteśmy zazwyczaj bardzo zabiegani w tym czasie.
Wigilia, to na pewno powinien być czas na wyciszenie, refleksję i wygładzenie wszystkich problemów. Ale, niestety, jesteśmy zazwyczaj bardzo zabiegani w tym czasie.
Rozmowa z księdzem kanonikiem Ryszardem Pruczkowskim proboszczem parafii pw. Bożego Ciała w Bydgoszczy.

- Wigilia, to dla księdza czas pogłębionej refleksji czy bardziej ciężkiej pracy?
- To na pewno powinien być czas na wyciszenie, refleksję i wygładzenie wszystkich problemów. Ale, niestety, jesteśmy zazwyczaj bardzo zabiegani w tym czasie. Bo przygotowania do tej szczególnej nocy narodzenia Pana trwają już od co najmniej kilku dni. W adwencie spowiedź zajmuje przecież kilka godzin dziennie, a ponadto - kościół przygotować do tego wydarzenia trzeba. Żłóbek, szopka. A przypomnę, że w tej właśnie parafii przez 13 lat mieliśmy żywy żłóbek, więc trzeba to było wszystko ogarnąć. Teraz, gdy trwa budowa nowego kościoła - zamiast zwierząt, trzeba ogarnąć plac budowy. Od kilku lat bowiem wigilijna pasterka odbywa się u nas pod gołym niebem. Oczywiście, dochodzą do tych zajęć także spotkania wigilijno -opłatkowe. Dla mnie na przykład - w hospicjum, w żandarmerii, wśród myśliwych, w gronie ludzi biznesu ...
- Do wigilijnej wieczerzy zasiada ksiądz ze swoimi wikariuszami?
- Z wikariuszami , z klerykami. Ale robię to zazwyczaj dzień wcześniej, gdyż oni mają jeszcze rodziców i do nich właśnie chcą wyjechać, by tam zjeść tych dwanaście symbolicznych, wigilijnych potraw. Gdy moi rodzice żyli, też starałem się z nimi spędzać wigilijny wieczór.

- Sam ksiądz przygotowuje potrawy na tę wieczerzę?
- Teraz już rzadko. Ale nadal potrafię. Jestem chłopak znad Gopła i od małego chodziłem z wędką, więc oprawić rybę, to dla mnie żadna trudność. Wyfiletować też. Jako wikariusz - często sam tego karpia smażyłem. Teraz - wiele potraw otrzymujemy w darze od zaprzyjaźnionych parafian. Ale zawsze mogę sam kluski z makiem zrobić, barszczyk także ugotuję.

- Choinka w kącie stoi. Czy listy do św. Mikołaja były, prezenty dotrą?
- Listów nie było, ale na co dzień nasze duszpasterstwo jest pod szczególnym nadzorem, więc prezenty nam "góra" przy takiej okazji podsyła. I co ciekawe, często są to upominki bardzo praktyczne. Gwiazdor wie na przykład, że raz na jakiś czas proboszcz też potrzebuje ciepły podkoszulek czy nowe skarpety. Czasem - nowe kosmetyki. No, a jak już nie ma żadnego pomysłu na prezent, to zostawia - ważny na każdym świecie - symboliczny czek na określoną kwotę.

- Ma ksiądz swoją ulubioną kolędę?
- " O gwiazdo Betlejemska - zaświeć na niebie mym, tak szukam Cię wśród nocy, tęsknię za światłem Twym. Zaprowadź do stajenki, leży tam Boży Syn, Bóg Człowiek z Panny świętej dany, na okup win..." Tę kolędę lubię najbardziej.

- A gra ksiądz na jakimś instrumencie, żeby podać tonację?
- Kocham akordeon i zawsze marzyłem żeby się nauczyć na nim grać. Ale, niestety, w latach mojej młodości nie wszystkie marzenia się spełniały. A teraz jestem już za stary na naukę. Ale z głosem nie jest najgorzej, więc sobie radzimy.

- Gdy milkną kolędy, wikariusze wyjeżdżają - 24 grudnia, czyli tak, jak dziś, ksiądz zostaje sam. Nie robi się smutno, gdzieś pod sercem?
- Ksiądz nigdy nie jest sam. W ten dzień moje myśli powracają przede wszystkim do tych, z którymi przeżywałem swoje najpiękniejsze wigilie w życiu. Czyli do rodziców i do najbliższej rodziny. Tu wyjawię, że moje wigilijne odwiedziny w żandarmerii wojskowej mają związek z moim tatą, który był przez jakiś czas najstarszym żandarmem w Bydgoszczy. W wieku 83 lat dostał rogatywkę i bardzo był z tego dumny. Przez sześć lat z rzędu dzieliłem się więc opłatkiem z jego kolegami z żandarmerii. W tym dniu często odwiedzałem też chorych w bydgoskim hospicjum. Tam nie potrzeba słów, oczy mówią. Najbardziej dotyk drugiej ręki się liczy. Bliskość i dar obecności. Obiecuję sobie, że wrócę do tego, bo to wielkie przeżycie. Tylko jeszcze trochę tę budowę kościoła muszę podgonić. Mam w Bydgoszczy także siostrzenicę, więc w ten wigilijny dzień staram się do niej też zajrzeć. No i oczywiście , są moi kochani parafianie. Wśród nich - dzieci, które zawsze można przytulić. Zaproszeń jest wiele. Nie ze wszystkich korzystam, bo przed pasterką księdzu w kościele potrzebna jest też samotność. To przecież Bóg się rodzi, moc truchleje... Trzeba się do tego duchowo przygotować.

- A nie drażni księdza ten cały hałas wokół świąt? Coraz bardziej komercyjne do nich podejście? Te spotkania, opłatki, wigilie, śpiewanie kolęd - gdzie się da. Trochę bardziej dlatego, że wypada, a nie dlatego, że jest taka potrzeba?
- Ja myślę, że to wcale nie jest na pokaz. Mamy świadomość, że na co dzień, często niepotrzebnie, skaczemy sobie do oczu. A takie spotkanie jest okazją, żeby wyciągnąć do siebie rękę na znak zgody. Może też w ten sposób próbujemy się zatroszczyć o to, by ciepło, które jest w każdym z nas, nie stygło za szybko. Zamiast mówić, że to nie ma sensu, spróbujmy głębiej przeżyć ten świąteczny czas. Spróbujmy przypomnieć sobie, jak kiedyś ojcu siadaliśmy na kolanach i weźmy sami teraz dziecko na kolana. Porozmawiajmy z bliskimi. Wyłączmy telewizor i zaśpiewajmy razem kolędę. To będzie najpiękniejszy koncert. Posłuchajmy siebie nawzajem. Powiedzmy, co boli i nie nośmy w sobie nienawiści. Przypomnijmy sobie, że narodziny Jezusa w ubogiej stajence, to wielka tajemnica. Życzę Czytelnikom "Pomorskiej", by ciepło promieniujące z tej tajemnicy ogrzało zmarznięte serca i u wszystkich rozpaliło ogień miłości.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska