Czym jest adwent?
Czasem radosnego oczekiwania, przygotowania na przyjście Pana Jezusa.
W publicznym przekazie obowiązują dwie narracje. Według pierwszej twardo bronimy granicy, co oczywiście jest obowiązkiem państwa. W drugiej padają pytania o człowieczeństwo, o miłosierdzie. O uczynki miłosierdzia: głodnego nakarmić, spragnionego napoić, nagich odziać.
Każdemu, bez względu na narodowość, zapatrywania polityczne należy pomagać. Pomagać należy potrzebującym np. w Syrii. Podam przykład z Bydgoszczy. Kilka miesięcy temu zorganizowaliśmy spotkanie na temat pomocy uchodźcom w Aleppo. Zaprosiłem do Bydgoszczy zajmujących się tym ludzi. Spotkanie było nagłośnione w mediach. Proszę mi powiedzieć, ile osób przyszło na to spotkanie?
Zakładam, że tylko kilka.
Nikt. To pokazuje, że jeśli chodzi o pomoc ubogim, potrzebującym, uchodźcom, to raczej rzadko jesteśmy tym zainteresowani. W bazylice prowadzimy różne akcje pomocowe. Czy myśli pan, że jest dużo chętnych do niesienia pomocy? Pewnie często jest tak, że ludzie siedzą w bamboszach w wygodnym fotelu przy kominku i w ten sposób w mediach naprawiają świat. Jak mało jest ludzi, którzy tak naprawdę się angażują, poświęcają swój czas innym? Nie mówię o pieniądzach, a o czasie, żeby pobyć w towarzystwie ludzi potrzebujących naszej pomocy. W raporcie „Szlachetnej Paczki” można przeczytać, że mamy w kraju dwa miliony ubogich ludzi w Polsce. A jedna trzecia Polaków ich nie zauważa?!
Jest coś nie tak z naszym człowieczeństwem.
Gdzieś je zagubiliśmy. Dlatego zadaniem Kościoła, drogą synodalną, którą ma Kościół podążać jest zauważanie wreszcie drugiego człowieka. Pomoc, wsparcie dla potrzebujących. Nasz założyciel, święty Wincenty a’ Paulo mówił: kochajmy Boga, bracia, w pocie czoła i w trudzie naszych rąk. To jest dewiza naszego zgromadzenia. Staramy się to robić.
Wywołał ksiądz Aleppo, Syrię. Media podały, że na polsko -białoruskiej granicy znaleziono zwłoki 24-letniego Issy Jeriosa, chrześcijanina z Syrii. Issa znaczy Jezus. Adwent będzie przygotowywał do Bożego Narodzenia, a młody Jezus umarł na granicy… Bardzo to symboliczne.
Przypomnę inną sytuację. Dwa tysiące lat temu pokazali w Jerozolimie Jezusa i Barabasza. Jezusa, który głosił miłość i Barabasza, który był zbrodniarzem. Wszyscy pamiętamy, kogo ludzie kazali ukrzyżować. Tak naprawdę nie zmieniliśmy się. Boimy się miłości. Boimy się miłosierdzia. Boimy się drugiego człowieka. W czasie pandemii chyba jeszcze bardziej zamknęliśmy się na drugiego człowieka.
Może nasza religijność jest bardzo powierzchowna?
Ilu Polaków chodzi dziś do kościoła? Może trzydzieści procent. A siedemdziesiąt procent to co? To dlaczego wskazujemy, że chrześcijanie nic nie robią, tylko chodzą do kościoła i nie pomagają. Jest wręcz przeciwnie. Widzę zaangażowanie chodzących do kościoła. Biorą udział w prowadzonych akcjach. Nie generalizowałbym, że czekamy na święta, jesteśmy tak wierzącym krajem, a niczego nie robimy. Większość i tak nie przychodzi do kościoła. Pojawia się tylko co trzeci.
Podczas wieczerzy wigilijnej wielu z nas postawi dodatkowe nakrycie dla „spóźnionego wędrowca”.
Myślę sobie, że obecna sytuacja od strony politycznej jest trudna. A my mamy ciągotki, by patrzeć, rozprawiać o wielkich sprawach dziejących się gdzie indziej, a nie zauważamy sąsiada potrzebującego pomocy. Gdybyśmy te puste nakrycia przy naszych stołach, w naszych domach przeznaczali dla sąsiadów potrzebujących pomocy, to nie musielibyśmy w bazylice otwierać ogrzewalni dla kobiet i mężczyzn. Możemy rozprawiać o granicy, a wokół siebie nie zauważamy potrzebujących. Przychodzą do nas często mężczyźni w wieku 70 plus. To nie są bezdomni, a ludzie odrzuceni przez najbliższych. Wszyscy musimy dokonać rachunku sumienia.
A jednak nie zamykamy się na pomoc.
Dużo pomagamy, zgoda. Tylko nie chodzi o pieniądze, a o czas. O zauważenie drugiego człowieka, o bycie z nim i przy nim. Ile wokół nas osób samotnych, schorowanych? W ramach akcji „Bazylika pomaga” dostarczamy do domów pomoc dla potrzebujących. Przynieśli mu żywność w piątek, a w poniedziałek jedzenie wisiało na klamce. Okazało się, że mężczyzna nie żył od trzech dni. Nikt do niego nie zajrzał.
Nie trzeba migrantów, granicy i lasów.
Dlatego uważam, że często sami jesteśmy „migrantami” w naszych mieszkaniach, domach, ogródkach i posiadłościach. Żebrzemy nie tyle o pomoc, co o spotkanie z drugim człowiekiem.
