Tuszyński mieszka w schronisku dla bezdomnych w Świeciu, nie ma żadnych dochodów.
- Łapię się robót dorywczych, ostatnio pracowałem dla Towarzystwa Przyjaciół Dolnej Wisły. Ciąłem lód na jeziorze w Topolnie, wycinałem krzewy na zboczach w Grucznie, wywoziłem ziemię z chaty w Chrystkowie, gdzie ma być położona nowa podłoga. Dojeżdżałem tam rowerem ze Świecia w 18 stopniach mrozu. Nie narzekałem, robiłem to, co do mnie należy, mimo że pan Pająkowski zaoferował tylko 5 zł za godzinę - dodaje Tuszyński.
- Nie mogę się doprosić wypłaty. Ciągle słyszę od dyrektora, że mam przyjść następnego dnia. Straciłem cierpliwość, bo staram się o rentę, potrzebuję pieniędzy na kserokopie dokumentacji. Szlag mnie trafił, że żałuje mi 200 zł, bo takie kwoty to on pewnie zostawia w restauracjach - uważa Tuszyński.
Zobacz też: "- Oszukali mnie pracownicy pomocy społecznej w Świeciu"
Jarosław Pająkowski, skarbnik TPDW, tłumaczy, że na wypłatę Tuszyński powinien poczekać do końca miesiąca. - Na taki tryb się umówiliśmy - twierdzi. - Mimo to, gdy dowiedziałem się, że on potrzebuje zaliczki, wypłaciłem mu 100 zł.
O roszczeniach innych pracowników Pająkowski nie słyszał: - Nikt nie zgłaszał pretensji. Zresztą staram się unikać umów na gębę, a nauczony tym doświadczeniem, w ogóle nie będę ich zawierał.
- To bardzo dobrze! Ostrzegam ludzi, żeby nie dali się nabrać - komentuje Andrzej Tuszyński, który znalazł już inne zajęcie w Grucznie. - To nieprawda, że miałem odbierać pieniądze pod koniec miesiąca, umówiliśmy się, że będę je dostawał w razie potrzeby i tak było, ale do czasu. Nie podaruję dyrektorowi reszty wypłaty. To, że jestem prostym facetem nie oznacza, że można mnie oszukiwać. Nie pozwolę sobie!
Czytaj e-wydanie »