Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wskazuję palcem...

Rozmawiał Michał Żurowski [email protected]
Rozmowa z księdzem biskupem Janem Tyrawą, ordynariuszem diecezji bydgoskiej

- Kardynał Henryk Gulbinowicz, żegnając księdza biskupa przechodzącego z Wrocławia do Bydgoszczy, powiedział, że życzy zdrowia, "bo biskup musi mieć końskie zdrowie". W jakiej zatem kondycji jest ordynariusz diecezji bydgoskiej?
- Nie sposób nie zgodzić się z księdzem kardynałem, a ostatnim tego dowodem jest rezygnacja - właśnie z względów zdrowotnych - biskupa zamojsko-lubaczowskiego Jana Śrutwy. Tak jak nie można traktować diecezji, jak jakiegoś służącego wypoczynkowi prywatnego rancza, tak nie da się udawać zdrowego, gdy choroba uniemożliwia posługę. Mnie zdrowie pozwala ją pełnić. Myślę zarówno o tym, co powinienem, jak i o tym, co chciałbym zrobić.

- A był ksiądz biskup już na urlopie?
- Tak, w jednym z uzdrowisk na Słowacji zaraz za naszą granicą. Niespełna dwa tygodnie, ale udane.

- Co gospodarz diecezji bydgoskiej umieszcza powyżej "powinienem" i zalicza do "chciałbym"?
- Mam swoje prywatne - naukowe - obszary, których nie chciałbym zaniedbać: moją specjalizacją jest teologia dogmatyczna, ale "prywatnie" coraz głębiej tkwię w studium analizującym społeczną naukę Kościoła. Chcę być na bieżąco ze wszystkimi trendami w tej dziedzinie - m.in. po to, by wykorzystywać je w homiliach, wykładach i okolicznościowych wystąpieniach. Do "chciałbym" zaliczam także podtrzymanie codziennego kontaktu z ludźmi tu w tym biurze. Ono zawsze jest otwarte i nie trzeba się zapisywać. Dotychczas nikt nie został stąd odesłany z kwitkiem, bo biskup nie miał czasu. Zależy mi, by to się nie zmieniło. Chciałbym też, by starczyło mi i kondycji i czasu na głębsze zaangażowanie w życie publiczne miasta i regionu.

- Nietrudno zauważyć, że niektórzy gospodarze diecezji - jak np. arcybiskupi Życiński czy Gocłowski - są jednymi z najważniejszych postaci życia publicznego w Lublinie i Trójmieście. Inni sprawują swoja misję bardziej dyskretnie; z dala od kamer. Który model zaangażowania jest bliższy księdzu biskupowi?
- Rola komentatora bieżących wydarzeń mnie nie interesuje. Bliższe są mi spotkania z ludźmi zainteresowanymi konkretną problematyką, fora dyskusyjne - także z udziałem władz świeckich, polityków. Tu w kurii organizujemy takie spotkania od dwóch lat. Raz w miesiącu mówimy o ważnych dla człowieka sprawach: o demokracji, o wychowaniu, o środkach masowego przekazu.

- ...ważnych, ale uniwersalnych, nie bardzo lokalnych.
- Owszem, dotykamy pewnych uniwersalnych zasad, które jednak mogą służyć organizacji życia społecznego w konkretnym mieście i regionie.

- A kwestie przyziemne - w przenośni i dosłownie - jak choćby obraz miasta, w którym przyszło księdzu biskupowi żyć? Czy Jan Tyrawa - jako hierarcha kościelny, ale i obywatel - ma np. swoje zdanie na temat wyglądu Starego Rynku?
- Nie chcę się wtrącać w takie rzeczy, jak choćby to, czy na rynku ma stać pomnik i czy to miejsce na ślizgawkę. Nie chcę, bo zaraz robi się z tego sprawa niemal polityczna i ktoś zabierający głos będzie utożsamiany z jedną ze stron. To władze miasta muszą się nauczyć na takie tematy rozmawiać i stwarzać warunki do dialogu z mieszkańcami. Mnie jako biskupa bardziej od szczegółów interesują zasady, a powiem panu, że i na takim rynku można mówić o zasadach. Trzeba po prostu zachować dwie zasadnicze funkcje tego miejsca: patriotyzmu i szacunku dla upamiętnionych tam ofiar, ale i tętniącego życiem centrum. Jeśli więc młodzi ludzie chcą się tam poślizgać na łyżwach, proszę bardzo, ale niech się czasem w zadumie zatrzymają przed pomnikiem. Ale odwrotnie też trzeba na to umieć spojrzeć: nie przeciwstawiajmy pamięci współczesnemu życiu miasta.

- W 2004 roku w homilii podczas ingresu mówił ksiądz biskup, że chce współpracować z władzami świeckimi. I co? Jak się współpracuje? Czy to utrudnienie, czy może coś bez znaczenia, że prezydent największego miasta, marszałek województwa i wojewoda są z trzech różnych opcji politycznych? Zresztą wojewody dziś w ogóle nie ma...
- Jestem zwolennikiem rozdziału państwa i Kościoła, jednak nie modelu europejskiego wywodzącego się z tradycji Rewolucji Francuskiej, lecz amerykańskiego. Owszem, Kościół powinien być oddzielony od państwa w tym sensie, że nie uczestniczy w grze o władzę, nie rywalizuje ze świeckimi. Ale Kościół określa zasady, którymi świeccy - a więc i politycy - powinni się kierować. Tymczasem europejska koncepcja rozdziału Kościoła od państwa wyrzuca Kościół z każdej sfery życia publicznego, co znaczy, że "na rynku" zostaje tylko państwo, a to zaś oznacza, że jest ono nieomylne. Kościół jest niepotrzebny, bo państwo staje się swego rodzaju religią, a jego urzędnicy "kapłanami". W modelu amerykańskim państwo potrzebuje Kościoła, bo zakłada, że samo nie wnosi żadnych wartości i nie jest w stanie ich wygenerować. Ktoś musi jednak przygotować obywateli do funkcjonowania w demokracji i to jest właśnie rola Kościoła. Po to, by nie działo się to, co zdefiniował nasz Ojciec Święty: demokracja bez wartości staje się ukrytą formą totalitaryzmu.

- Księże biskupie, z całym szacunkiem, ale ja pytałem tylko, jak ordynariuszowi diecezji bydgoskiej układa się współpraca z władzą publiczną...
- Przenosząc to na nasze regionalne podwórko: mnie nie obchodzi opcja polityczna władzy, ale wyłącznie jej rola jako organizatora życia społecznego. Nie interesują mnie także przekonania religijne ludzi władzy, natomiast moją rzeczą jest przypominanie im - gdy trzeba - że społeczeństwo, którym oni kierują i które ich powołało do rządzenia, jest w znaczącej części - katolicy, prawosławni, protestanci - religijne. A w imieniu tego religijnego społeczeństwa ja mogę występować. Oczywiście wiem, że władza świecka ma swoje ograniczenia i nie może spełniać wszystkich moich oczekiwań czy nawet marzeń. Dlatego się spotykamy, rozmawiamy...

- O czym ksiądz biskup rozmawiał ostatnio z wojewodą i prezydentem Bydgoszczy?
- Z wojewodą nie zdążyłem porozmawiać, a z prezydentem załatwiamy ostatnio sprawę budynku przy ul. Grodzkiej dla Wyższego Seminarium Duchownego.

- Zbliżają się wybory samorządowe, które np. ordynariusz warszawsko-praski abp Głódź określił jako nie tak polityczne jak do parlamentu i zapowiedział, że osobiście będzie wskazywał kandydatów. Duszpasterz bydgoski też będzie wskazywał mieszkańcom diecezji, na kogo mają głosować?

- Proszę zauważyć, że ksiądz arcybiskup Głódź mówił wyłącznie w swoim imieniu, a nie całego Kościoła. Ja akurat się z takim postawieniem sprawy nie zgadzam. Jesienne wybory będą jak najbardziej polityczne, choćby dlatego, że do rywalizacji staną partie polityczne czy inne ugrupowania społeczne. Kościół, uczestnicząc w nich, automatycznie stanąłby przeciwko komuś. Nie zgadzam się z pomysłem wskazywania palcem kogokolwiek także dlatego, że to jest gra o władzę. Kościół może więc tylko przygotować świeckich, np. w Akcji Katolickiej czy w Klubach Inteligencji Katolickiej, do udziału w tych wyborach. I niech startują z dowolnych ugrupowań; byle tylko nie podpisywali się pod programami sprzecznymi ze społeczną nauką Kościoła. Na pewno jednak nie jest rolą Kościoła przypisywanie ludzi określonym partiom.

- Przeniósł się ksiądz biskup z pięknego, bodaj najszybciej w Polsce rozwijającego się Wrocławia, do Bydgoszczy, która - mimo że jest ósmym co do wielkości miastem w kraju, ugrzęzła w stagnacji. Na Dolnym Śląsku boom inwestycyjny i europejski rozmach, tu co najwyżej hipermarkety, a obok wysokie bezrobocie, konflikty w elitach władzy, animozje bydgosko-toruńskie. Jak postrzega ksiądz biskup - i czy traktuje je już jak swoje - to miasto i region?
- Z przerażeniem przyjąłem ostatnio wiadomość, że Kujawsko-Pomorskie - choć sąsiadujące z zasobną Wielkopolską i Pomorzem - wskaźniki ekonomiczne lokują na... ścianie wschodniej. Nie wiedziałem, że jest aż tak źle. Można do tego podejść na dwa sposoby: krzyknąć "ratuj się kto może" i uciec albo odczytać tę złą sytuację jako wyzwanie i założyć, że może być tylko lepiej. A pewne powody do optymizmu są, jeśli np. ten region jest w czołówce krajowej pod względem pozyskiwania środków unijnych.

- Próbował ksiądz biskup porównywać rodzinny Dolny Śląsk z Kujawami i Pomorzem, zastanowić się nad tym, czemu jesteśmy z tyłu?
- Kto wie, czy różnicy nie należy szukać w uwarunkowaniach historycznych. Na Dolnym Śląsku przez minione 60 lat musiała zostać wykonana - także przy udziale Kościoła - ogromna praca, by zintegrować społeczeństwo. W mojej rodzinnej miejscowości znam tylko jedną rodzinę autochtońską, która po wojnie nie wyjechała do Niemiec. Reszta - tak jak w całym tamtym regionie - to ludzie napływowi: od górników z okolic Lille we Francji po kresowiaków z Wilna i Lwowa, ale i chłopów z Kielecczyzny. Czasem ludzie na poziomie, czasem i szumowiny, ale w sumie zbieranina. Trzeba było wysiłku, żeby takie społeczeństwo mogło funkcjonować. Ale ta integracja i ta praca w nią włożona dzisiaj owocuje - dynamizmem, przedsiębiorczością, unikaniem lokalnych antagonizmów. Bo szkoda marnować to, co się zbudowało. Nie mówię, że w Bydgoszczy i okolicach zawsze było łatwo, ale jednak wiele rzeczy pozostawało niezmiennych, poukładanych.

- A taki stan, chce ksiądz biskup powiedzieć, rozleniwia?
- Może nie rozleniwia, ale uspokaja: skoro do tej pory jakoś było, to po co to zmieniać? Takie myślenie hamuje dynamizm, mobilność, przedsiębiorczość. Może o to chodzi? A może i to, że tu niektórzy politycy podsycając animozje bydgosko-toruńskie zbijać chcą kapitał polityczny, popisują się przed wyborcami? A może o to także, że Wrocław ma szczęście do dobrych gospodarzy - najpierw prezydenta Zdrojewskiego, teraz Dutkiewicza. Ciekawa postać ten Dutkiewicz - przyszedł do samorządu z biznesu, ale też zrobił na KUL-u doktorat z logiki. Rządzi miastem mając za sobą zgodne współdziałanie PO, ale i PiS-u.

- Nie korci księdza biskupa, by i tu w Bydgoszczy - np. od najbliższej kadencji samorządu - przyłożyć rękę do takiej politycznej zgody?
- Owszem, chciałbym doprowadzić do takiego forum, by miejscowych polityków z różnych opcji zjednoczyć wokół jakiegoś konkretnego wyzwania. Najpierw jednego - np. przedsiębiorczości - potem kolejnych. Ale to wymaga pracy.

- W marcu 2004 roku powiedział ksiądz biskup Radiu Watykan: "Żal opuszczać Wrocław, ale mam nadzieję, że Bydgoszcz stanie się moją drugą ojczyzną; a może nawet pierwszą". I co, staje się nią? Po planach, jakie ksiądz biskup snuje, można wnosić, że tak...
- Odpowiem - zachowując rzecz jasna szacunek i proporcje - trochę jak nasz Ojciec Święty, który odezwał się do żegnających go tłumów "Żal odjeżdżać". Wiedział, że w Watykanie przyjdzie mu żyć już do końca. Ja podobnie: na zawsze zachowam sentyment do Dolnego Śląska, ale wiem, że do Wrocławia już nie wrócę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska