Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wszyscy mogą być szturmanami

Rozmawiał Roman Laudański
Pułkownik doktor Jan Wilk
Pułkownik doktor Jan Wilk Fot. Tytus Żmijewski
Rozmowa z pułkownikiem dr n. med. Janem Wilkiem, Kierownikiem Kliniki Psychiatrii Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy, konsultantem wojskowej służby zdrowia w dziedzinie psychiatrii

- Żołnierze rosyjscy wracający z Afganistanu śpiewali o kolegach, którzy zginęli, niewiernych żonach, dziewczynach, narkotykach, wódce i religijnym fanatyzmie. O czym będą śpiewali Polacy?

- Też się nad tym zastanawiam. Zastanawiać się nad tym powinien każdy dowódca, zdroworozsądkowy decydent, psycholog czyi psychiatra. Możemy tylko przewidywać, o czym będą śpiewać i czego słuchać. Po części takie piosenki żołnierzy rosyjskich to stygmat armii z poboru. Ja nie spotkałem się jeszcze z apoteozą patologii, która przewijałaby się w takich piosenkach czy wierszach. Natomiast samo śpiewanie jest odreagowaniem, zwróceniem na siebie uwagi. Niestety, istnieje niebezpieczeństwo afirmowania się w znormalizowanym społeczeństwie pokoju w różny sposób - również poprzez pieśni, jako "żołnierz stamtąd", "afganiec", "ktoś, kto TO przeżył", bo był na wojnie i To wyróżnia go spośród innych. Najbardziej patologicznym przykładem takich zachowań jest psychopatologia więzienna, gdzie paragraf, liczba przesiedzianych lat to wyróżnik w hierarchii. Trzeba też pamiętać o mentalności, kulturze i poziomie życia kraju, z którego pochodzą żołnierze.

- Im wyższy poziom życia...

-...tym większy odsetek stresu pourazowego. W Iraku było międzynarodowe wojsko. Na konferencjach analizowaliśmy, dlaczego w różnych armiach odsetki ludzi potrzebujących pomocy psychicznej są diametralnie różny ?Można zaobserwować, że im niższy jest poziom życie/ rozwój cywilizacyjny państwa, z którego pochodzą żołnierze, tym łatwiej radzą sobie oni z trudnymi sytuacjami.

- Nasi radzą sobie dobrze?

- Jesteśmy pośrodku, mamy raczej styl życia i cywilizację zachodnią.

- Żołnierze z Mongolii lub Ukrainy radzili sobie znacznie lepiej?

- Także Rumuni i inni. Jestem pełen podziwu dla żołnierzy z Mongolii. Byli skromni, życzliwi, pogodni. Może wpływa na to inny system opieki zdrowotnej w tamtych państwach i inny monitoring zjawisk? Ministerstwo obrony USA np. nie daje już Purpurowego Serca tym, którzy zostali porażeni i musieli wcześniej zjechać do domu z powodu zaburzeń stresu pourazowego. Brak jest na tą chwilę w polskiej armii skutecznego systemu osłony psychologiczno psychiatrycznej również na czas misji. Prawo czasu pokoju to m.in. Ustawa o ochronie zdrowia psychicznego, która znacznie ogranicza możliwość fachowej interwencji czasu działań bojowych. W przypadku rany fizycznej sytuacja jest jasna: żołnierz nie może pełnić służby i zapada decyzja o jego powrocie do kraju. Natomiast jeśli chodzi o zaburzenia psychiczne, sytuacja jest bardziej skomplikowana. Żołnierz musi wyrazić zgodę już na samą rozmowę z fachowcem i odmówić badania. Dowódca, psycholog, psychiatra muszą reagować, gdyż powinni mieć na uwadze nie tylko dobro konkretnego żołnierza, ale całej grupy. I - co najważniejsze - muszą ocenić zdolność do wykonania zadania i dbać o zdolność bojową pododdziału.

- Po co psychiatra jedzie na wojnę lub - używając wersji polskich polityków - na misję?

-Nazwijmy to działaniami w warunkach bojowych zbliżonych do pola walki. Psychiatra, jak każdy lekarz, ma pomagać żołnierzom. Nie tylko indywidualnemu żołnierzowi, ale utrzymaniu zdolności bojowych pododdziałów.

- Jakie rany psychiczne trzeba leczyć?

- Kłopoty psychiczne, traumy dają o sobie znać natychmiast lub po dłuższym okresie czasu. Zaburzenia na polu walki to nie tylko Zespół Stresu Pourazowego (PTSD). To zjawisko trudne i niebezpieczne, ale dotyczy szerokiego otoczenia żołnierza - całego społeczeństwa. Może występować od miesiąca do półtora roku od traumatycznego przeżycia. Najczęściej występuje w końcu misji lub już po powrocie i dotyczy nie tylko żołnierza, ale jego rodziny, otoczenia, kolegów, przełożonych, itp.

- Ze stresem pola walki trzeba się liczyć wysyłając żołnierzy do Iraku czy do Afganistanu?

- Oczywiście. Stres pola walki jest wpisany wręcz w działania wojenne i nie jest możliwe aby go wyeliminować. Trzeba natomiast skutecznie minimalizować jego skutki. Wojsko wyjeżdżające na działania wojenne czy sytuacje bojowe jest częścią społeczeństwa. Wszyscy powinni wiedzieć, że tam są ich synowie, ojcowie. Wysłał tam ich kraj, by wykonywali trudne zadania, i należy otoczyć ich opieką. Szeroki jest wachlarz zaburzeń jakie mogą wystąpić na wojnie. Tutaj mówimy o fizjologicznych reakcjach na sytuację traumatyczną a są jeszcze inne zaburzenia psychiczne stresu pola walki. W największym zainteresowaniu dowódców i nas - fachowców wojskowych jest zjawisko ostre zaburzenia stresowe (ASD). Występują one natychmiast po urazie i mogą, mogą trwać do czterech tygodni i mogą same wycofać się bez terapii lub przejść w inne formy zaburzeń. Dotykają każdego normalnego człowieka w ekstremalnej sytuacji pola walki, nienormalnej dla czasu pokoju - np. bezpośredniej konfrontacji ze śmiercią. Problem polega na tym, że te cztery tygodnie, które potrzebuje na "dojście do siebie" przeciętny człowiek, to jest bardzo długi okres czasu w sytuacji bojowej. Rolą bardziej psychologa niż psychiatry jest jak najszybsza pomoc w powrocie żołnierza do jego obowiązków.

- Bo trzeba jeździć na patrole, walczyć a na bazę znowu spadają pociski.

- Wykonywać swoje obowiązki. Nasza rola zaczynać się wtedy od diagnostyki i segregacji. Konkretny pododdział uczestniczył w walce, zginęli cywile lub koledzy. Oceniamy stopień nasilenia zaburzeń i ustalamy zasady interwencji. Jeżeli można pomóc szybko - robimy to na miejscu, jeśli stopień zaburzeń jest tak duży, że nie damy sobie rady w bazie - odsyłamy żołnierza na tyły, czyli do kraju. Mówimy tu o sytuacjach nie do opisania dla przeciętnego zjadacza chleba. Ostrzał, wybuchy, zabici i ranni lub strzelanie do człowieka powoduje tak nasilone i niespotykane w życiu emocje, że żołnierz powinien być przygotowany do takich sytuacji. Każdy żołnierz, ale najbardziej dowódca pododdziału. Musi on umieć jak najszybciej rozładować napięcie w grupie i uzyskać stabilizację psychiczną podwładnych. Jest konieczna edukacja dowódców od stopnia drużyny po najwyższe szczeble w zarządzaniu stresem.

- Zaufanie do kolegów to podstawa?

- Wszystkie opisane powyżej stany zagrażają integralności grupy, a ona w sytuacji bojowej liczy się najbardziej. Poczucie bezpieczeństwa ze strony kolegi jest rzeczą kapitalną. Jakakolwiek wątpliwość: czy nie zawiedzie? - burzy ład, poczucie bezpieczeństwa grupy i może doprowadzić do tragedii.

- Nie jest łatwo być żołnierzem na wojnie?

- Bo to jest wojna, czyli anormalna sytuacja. Prawidłowa droga przygotowania żołnierza rozpoczyna się od naboru, selekcji, szkolenia i ciągłego treningu w warunkach jak najbardziej zbliżonych do misji. Jeżeli wydarzy się coś złego, bez pomocy psychiatry każdy może się zorientować, czy ktoś zdradza objawy choroby psychicznej. Jeśli zdradza takie objawy, musi bezwzględnie być ewakuowanym do kraju i leczony psychiatrycznie. Pomoc psychiatry czy psychologa musi być udzielana w zespole i być nakierowana na odnowienie zdolności bojowej grupy.

- Interesował się pan zaburzeniami pola walki w minionych wojnach.

- Od kiedy istnieją wojny i ich opisy spotykamy się z opisami zaburzeń i zachowań stresu pola walki. Również w Biblii. Przed II wojną światową już uwzględniano to na poziomie batalionu był psycholog który, przygotowywał żołnierzy, oficerów, do radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Robili to wtedy również Brytyjczycy, Amerykanie, ale analiza zjawiska i systemy wsparcia rozwinęły się szczególnie po II wojnie światowej, kiedy statystyki ujawniły dość duże odsetki żołnierzy niezdolnych do walki z powodu zaburzeń psychicznych.

- Ile procent żołnierzy amerykańskich cierpiało na PTSD po Wietnamie?

- Statystyki podaję różne odsetki. Natomiast obecne badania mówią o ok. 37% porażonych ogólnego stanu zaś w pododdziałach szturmowych może dochodzić nawet do 60 procent. Nasze statystyki mówią o kilkunastu procentach. W czasach Układu Warszawskiego przewidywane straty szacowane były na pół procenta stanu.

- Nie jest łatwo odpowiedzieć na pytanie o przewidywalne straty?

- Intensywniejsze badania trwały w czasie wojny w Korei, Wietnamie, ale także wojen prowadzonych przez Izrael. Najlepsze standardy postępowania mają Żydzi po wojnach Jom Kipur, Pokój dla Galilei i po Wojnie Sześciodniowej. Może dlatego, że jest to kraj w stanie ciągłej wojnie. Izrael można porównać do jednej wielkiej bazy wojskowej. Tak łatwiej badać zjawisko stresu pola walki. My przekonujemy się o skali zjawiska dopiero wtedy, kiedy nasi żołnierze użyci są w sytuacjach bojowych.

- Każdy może być żołnierzem?

- Przy przyjęciu do wojska kandydatów selekcjonuje każda armia i stara się wychwycić i odrzucić osoby, które z dużym prawdopodobieństwem nie uzyskają stabilizacji w grupie, oraz tych, którzy mogą mieć problemy psychiczne. W czasie trudnego i forsownego szkolenia odbywa się segregacja. Nie wszyscy mogą być w wojsku. Nie wszyscy zostają szturmanami.

- Czy nasi żołnierze zostali odpowiednio przygotowani do tego, co czekało ich Iraku czy Afganistanie?

- Nigdy nie jest się "odpowiednio dobrze" przygotowanym do takich sytuacji. Wojskowi psychiatrzy i psychologowie zawsze byli przygotowani do tego, że trzeba będzie pomagać żołnierzom-pacjentom i żołnierzom jako grupie. Osobiście w 2001 roku obroniłem w Akademii Obrony Narodowej pracę: "Działanie grup wsparcia psychologiczno-psychiatrycznych na współczesnym polu walki". Psychologowie byli z żołnierzami w Iraku od razu z pierwszą zmianą. Niestety, ówczesne koncepcje wojskowe nie zakładały bezpośredniej pomocy z naszej strony "na polu walki", na poziomie batalionów, tylko na tyłach. Sytuacja bojowa jest najlepszym sprawdzianem wcześniejszych założeń. Misje unaoczniły wszystkim: nam, przełożonym i społeczeństwu skalę problemu i naszą rolę w ich rozwiązywaniu.

- Jak na śmierć żołnierza reagują jego koledzy?

- Reakcje na sytuacje trudne mogą być tak różne jak różne są zachowania ludzkie, często burzliwe i nieobliczalne. Strata, zranienie, sam widok martwego człowieka, skutki ostrzału czy bombardowania są traumą dla psychiki i zawsze rodzą negatywne odczucia. Strach przed śmiercią, przerażenie i poczucie bezsilności są często porażające. Jeszcze gdy żołnierz natrętnie przypomina sobie i ponownie przeżywa sytuację traumatyczną, unika sytuacji do niej podobnych lub prezentuje jeszcze inne zaburzenia i już mamy definicję PTSD. Jeżeli żołnierz uczestniczy w sytuacji bojowej, ratownik w zawaleniu się hali, lub strażak bierze udział w wyjątkowo trudnym zdarzeniu, to nie ma możliwości, żeby u tej osoby nie pozostał ślad w psychice, on przeszedł nad tym obojętnie. Każda trudna sytuacja, bycie ofiarą lub sprawcą, budzi emocje i musi je budzić. To też świadczy bowiem o naszym człowieczeństwie.

- Półroczny pobyt na misji nie powoduje stresu?

- Wspólne przebywanie w zamkniętej bazie, mieszkanie w jednym kontenerze staje się trudną sytuacją. Nie ma możliwości rozładowania napięcia emocjonalnego. Natomiast kiedy pododdział jest sytuacji bojowej gdzie giną żołnierze, to zasadą jest, że im bardziej grupa jest zintegrowana, tym łatwiej sobie radzi ze stresem. Więzi wewnętrzne są dużo trwalsze i mocniejsze. Dobry terapeuta może monitorować zachowania w grupie, żeby nie doszło do sytuacji kryzysowych np. do samobójstw. Każdy człowiek widząc śmierć, skutki działań wojennych, wypadków, drastycznych katastrof, zawsze zada sobie pytanie o sens życia, o śmierć, o swoje postępowanie. Takie refleksje świadczą o naszym zdrowiu psychicznym, ale mogą tez pójść w patologię, którą najszybciej wychwyci grupa. To ona najczęściej zgłasza, że z kolegą dzieje się coś złego.

- Żołnierze są daleko, jak ze stresem radzą sobie żony?

- Każdy odpowiedzialny żołnierz, który podejmuje decyzję o byciu żołnierzem czy o wyjeździe w strefę wojny musi brać pod uwagę różne warianty nie tylko tego, co będzie się działo z nim, ale również z jego rodziną. Każdy odpowiedzialny mężczyzna będzie myślał, czy jego rodzina da sobie radę bez niego. Myślenie w kategoriach: "jakoś to będzie", "zostawiamy sytuacje kłopotliwe, a one same się rozwiążą", jest błędne. Życie uczy, że problemy tylko się spiętrzają. Sytuacją komfortową jest wyjazd z uporządkowanymi sprawami rodzinnymi, emocjonalnymi i jasną motywacją, dlaczego się tam jedzie. Wyjazd na "zakręcie życiowym" lub "dla adrenaliny", to spotykana motywacja, ale niekoniecznie zdrowa psychicznie. Oprócz poczucia obowiązku żołnierza jest wymiar finansowy co też jest zdroworozsądkowe. Często umożliwia to rozwiązanie problemów materialnych żołnierzy.

- To zdrowa motywacja.

- Tak, jeśli jest zaakceptowana przez wszystkich członków rodziny. Pozostawienie na pół roku czy dłużej spraw nierozwiązanych, dzieci potrzebujących męskiej ręki, bo przecież wyjeżdżają żołnierze-ojcowie kilku-, kilkunastoletnich dzieci wymaga namysłu. Wyjazd związany jest z ryzykiem, że coś może źle pójść. Nie wszyscy biorą to pod uwagę.

- Jak reagują rodziny?

- Zwykle jest to pułapka oczekiwań, możliwości i sposobów komunikacji. Nawet jeżeli wiemy, że może nas spotkać coś złego: ostrzał, mina, śmierć - nigdy nie będziemy tak przygotowani, żeby intelekt pokrywał się z emocjami i kierował nimi. Im dłuższy okres pobytu żołnierza poza granicami kraju, tym większe niebezpieczeństwo wystąpienia "sytuacji trudnych" psychicznie. Żołnierz gdy jest na wojnie zwykle uspokaja bliskich, że jest wszystko w porządku. Do rodziny natomiast, poprzez różne media, nie tylko polskie, docierają niepokojące sygnały. Dziennikarze mają w tym też swój niechlubny udział, nadają często sensacyjne i wyrwane z kontekstu "news-y", które psychologów, psychiatrów i dowódców doprowadzają do szewskiej pasji. Rodziny żołnierzy widzą i słyszą te wiadomości a później tworzą czarne scenariusze z udziałem mężów i ojców. Czasem pozostawiona w kraju żona, nie wiedząc, co dzieje się z jej mężem, zaczyna myśleć kategoriami, że on pojechał tam na wczasy, a ją zostawił z problemami dnia codziennego. Odzywają się emocje. To, że żołnierz jest na wojnie, a rodzina w domu, nie znaczy wcale, że przestali być zwykłymi ludźmi. Mają swoje potrzeby, problemy. Żadne oddalenie nie służy umacnianiu więzi między ludźmi. Bywa, że mamy pacjentów, nie tylko żołnierzy, ale i członków ich rodzin, przeżywających traumę z powodu trudności życia codziennego. Tu, na miejscu, potrzebują ciepła, opieki, poczucia bezpieczeństwa. Tego nie może dać żołnierz, który jest w Afganistanie. Mogą pojawić się rysy w związku, zachowania ryzykowne, nadużywania substancji psychoaktywnych np. alkoholu.

- W końcu zapytam o media. Raz, po czarnej serii kolejnych ofiar śmiertelnych w Afganistanie, wybucha medialna wrzawa, a później, gdy wszyscy zajmują się aferą hazardową, a też giną żołnierze, ich śmierć przechodzi bez echa.

- Dotykamy życia medialnego w kraju. Dziennikarze mają w tym dużą pseudozasługę. Moim zdaniem, zaczyna być kreowana rzeczywistość medialna, która ma na celu tylko zwiększenie oglądalności lub sprzedaży. W wielu przypadkach media, nagłaśniając problemy, wykonują dobrą robotę, ale kiedy wynajdują wyłącznie tematy zastępcze - odwracają uwagę od rzeczy istotnych, trudnych. Jestem daleki od stwierdzeń medialnej manipulacji. Nasze obecne życie psychospołecznego, z nieustannym brakiem czasu, pędem życia, schłodzeniem interpersonalnych, zaczyna przypominać życie z TVN24 w tle. A rzeczywistość nie zawsze odpowiada temu, co idzie akurat na antenie. Rzeczywistość wojskowa jest prosta, wręcz siermiężna, ale prosta i czytelna w podstawowych relacjach międzyludzkich i zachowaniach. Im bardziej zasady są czytelne i proste, tym jest lepiej. Natomiast dziennikarze, moim zdaniem, czasem próbują kreować inną rzeczywistość i postawy, co nie służy nam dobrze.

- Co się dzieje, gdy żołnierz wraca z misji z problemami?

- Żołnierz jest pacjentem Narodowego Funduszu Zdrowia, może pójść do każdego lekarza i psychologa, zwykle unika wojskowych. Nie jesteśmy w stanie monitorować skali zjawiska zaburzeń psychicznych po misjach. Źle jest gdy żołnierz ma problemy psychiczne, gorzej - kiedy nie zgłosi się po pomoc. Nie ma możliwości, by żołnierz wracający z sytuacji bojowej był jak nowonarodzony. Bez śladu przebytych zdarzeń. One zawsze pozostają.

- Wszystko ma swoją cenę. Trzeba zapłacić samemu za udział w wojnie?

- Niestety, w życiu już tak jest, że wszystko, co przeżywamy, zostawia ślad. Rzeczy dobre i złe. Chodzi tylko o to, żeby reakcje, które następują na skutek urazów nie utrwaliły się i nie spowodowały szkodliwych dla człowieka i jego otoczenia zmian w zachowaniu i samopoczuciu. I nie doprowadziły do wystąpienia innych zaburzeń, dysfunkcji społecznych bądź uzależnień. Po to Ministerstwo Obrony Narodowej zaproponowało utworzenie turnusów rehabilitacyjno-leczniczych. Na początku media nadały uczestnikom zbyt pochopnie piętno tchórzy niegodnych etosu rycerza polskiego. A jest zupełnie inaczej. Żołnierze wracają i prawie wszyscy wymagają przejścia turnusu: oddechu, refleksji i pomocy. Jeśli nie w rozwiązaniu trudnych sytuacji, to chociaż w ich zdiagnozowaniu. Obecnie udział w turnusach jest tylko dla ochotników. Są one nieodpłatne i prowadzone w Ciechocinku, Busku Zdroju, Krynicy Górskiej i Lądku. Od nowego roku ma to być Krynica i Ciechocinek. Moim zdaniem, najlepszym rozwiązaniem jest, by wszyscy powracający z misji odbyli takie turnusy.
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska