MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie zabieraj organów do nieba

Hanna Sowińska
Wydaje mi się, że mieszkańcy Leśnej nie bali się podjąć tematu dotyczącego oddawania narządów po śmierci. - mówi ks. Piotr Sadkiewicz
Wydaje mi się, że mieszkańcy Leśnej nie bali się podjąć tematu dotyczącego oddawania narządów po śmierci. - mówi ks. Piotr Sadkiewicz
Rozmowa z księdzem Piotrem Sadkiewiczem proboszczem parafii Leśna koło Żywca

Proboszcz 2005 roku

Proboszcz 2005 roku

Został nim właśnie ks. Piotr Sadkiewicz. - Bogu na chwałę robimy to wszystko - mówił wówczas wyraźnie wzruszony laureat. - Bóg zapłać wszystkim. Wśród dzieł, które zainspirował proboszcz z Leśnej można wymienić m.in. promocję życia, organizowanie akcji krwiodawstwa i bazy danych o dawcach szpiku kostnego, zachęcanie do zadeklarowania, że jest się potencjalnym dawcą organów, integrację z niepełnosprawnymi, zbiórki żywności dla ubogich i oprawek okularów dla mieszkańców Ghany, remont kościoła, czy sprowadzenie relikwii 58 świętych do parafii (za Katolicką Agencją Informacyjną).

- "Non omnis moriar" (Nie wszystek umrę). Jeśli podzielę się sobą po śmierci, moja cząstka będzie żyć. I uratuje życie śmiertelnie choremu. Komu ta idea, tak pięknie wyrażona przez Horacego, może być bliższa niż katolikom?
- Wychodząc z propozycją do parafian, by deklarowali się za życia, że po śmierci przekażą swoje organy do przeszczepienia, nie opierałem się na starożytnych sentencjach, choć oczywiście można się tym podeprzeć. Czerpałem przede wszystkim z nauczania Kościoła i Jana Pawła II. Mówiąc najprościej - "bazowałem" na najnormalniejszym w świecie rozumieniu przykazania miłości. W jego codziennym rozumieniu i wymiarze.

- Kościół popiera transplantacje, a Ojciec Święty wielokrotnie podkreślał, że oddanie organów jest ważnym aktem miłości drugiego człowieka. Dlatego kiedy odszedł, arcybiskup Józef Życiński apelował: "Podziel się sobą po śmierci. Uratujesz życie bliźniemu i pięknie upamiętnisz nauczanie Jana Pawła II". Polacy bardzo chcieli pamiętać o Papieżu, ale dzielić się sobą nie chcą. Z wyjątkiem parafian z Leśnej...
- (śmiech) Nie znaczy to, że mieszkają tu jacyś inni ludzie. To nie tak. Wydaje mi się, że nie bali się podjąć tego tematu. To bardzo trudny problem i trzeba było sporej odwagi, by zacząć o tym myśleć, mówić i innych przekonywać.

- Ksiądz zaczął o tym mówić na kazaniach, podczas kolędy w domach parafian? Jak to się zaczęło?
- Początkiem było nabożeństwo do Bożego Miłosierdzia. W 2000 r. ksiądz biskup przywiózł do naszej parafii relikwie świętej siostry Faustyny. Podczas kazania powiedział, żebyśmy nie tylko modlili się i mieli złożone ręce, ale coś zaproponowali. Coś bardzo konkretnego.Zacząłem poszukiwać. W jakiejś lokalnej gazecie przeczytałem o akcji oddawania krwi, zainicjowanej przez strażaków. Pomyślałem: - Dlaczego nie możemy tego u nas zrobić? Ze śląskiej stacji krwiodawstwa przyjechał ambulans. Tak się to zaczęło.

- Wiem, że wśród mieszkańców Leśnej są także dawcy szpiku kostnego. Jak liczna jest to grupa?
- W Światowym Banku Dawców Szpiku Kostnego zarejestrowanych jest obecnie 267 osób. Wszystkie zostały przebadane. W ciągu niespełna trzech lat wytypowano siedmiu potencjalnych dawców, ale po szczegółowych badaniach tylko od trzech dokonano pobrania tkanki.

- Największy sukces to ten mierzony liczbą parafian, którzy za życia zdeklarowali się, że po śmierci chcą przekazać swoje organy do transplantacji. Ilu ich jest?
- Około 50 procent mieszkańców, czyli prawie 1500 osób. W parafii nie ma żadnej listy tych, którzy podpisali deklaracje. Nie odbywało się to w ten sposób, że brał je każdy, kto chciał. Z tymi, którzy byli zainteresowani wypełnieniem oświadczenia woli prowadziliśmy rozmowy.

- O co ludzie wtedy najczęściej pytali?- Różne były wątpliwości. Próbowałem, na ile oczywiście moja wiedza medyczna była odpowiednia, tłumaczyć sprawy medyczne. Problem pojawiał się przy definicji śmierci pnia mózgu. O to ludzie pytali najczęściej. Druga rzecz, już czysto religijna, to Zmartwychwstanie... - Wierni zapominają, że Kościół katolicki nie sprzeciwia się kremacji, że nie wszyscy "przechodzą na drugą stronę" w takiej postaci, w jakiej byli za życia doczesnego.
- Działają jeszcze jakieś stereotypy. U nas ciągle za mało mówi się o pewnych rzeczach, jest również zbyt niska świadomość tego, co dotyczy nauki Zmartwychwstania. Stąd pojawiają się problemy.
- Mówiąc prozaicznie, wielu ludzi uważa, że trzeba być w "komplecie", gdy stanie się przed Stwórcą...
- (śmiech) Coś właśnie takiego jest.
- Cała Polska powinna brać przykład z Leśnej, tymczasem w naszym kraju medycyna transplantacyjna przeżywa ogromny kryzys. Zaczęło się już w 2006 roku. Wtedy potencjalnych zmarłych dawców miało być 604; co dziesiąta rodzina nie wyraziła zgody.
- Z całym szacunkiem dla pani, ale jeśli media tak działają, to trudno się dziwić.
- Ksiądz mówi o tym, co stało się po aresztowaniu warszawskiego transplantologa.
- Nie tylko. Potem też były spektakularne akcje, bardzo nagłośnione przez prasę, radio i telewizję. I polityków, oczywiście. Korupcja w służbie zdrowia była, jest i będzie, ale nie można wyolbrzymiać, bo cierpią ciężko chorzy ludzie. Niedawno byłem na konferencji prasowej w Warszawie, w której brał udział prof. Wojciech Rowiński (krajowy konsultant w dziedzinie transplantologii klinicznej - przyp. H.S.). Powiedział coś bardzo ważnego. Że obciążać trzeba sumienie wielu dziennikarzy tymi, którzy umarli, a mogli żyć. Obciążyć trzeba również sumienie byłego ministra sprawiedliwości. Przez takie akcje iluś Polaków straciło życie.
- Tłumaczyliśmy Czytelnikom "Pomorskiej" m.in. to, w jaki sposób specjalny zespół lekarzy orzeka o śmierci pnia mózgu, ale raz posiane ziarno nieufności zrobiło swoje.
- No właśnie.
Rozmawiała
Hanna Sowińska

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska