Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Niebezpieczne" związki Konstantego Dombrowicza z Toruniem

Rozmawiał ADAM WILLMA [email protected]
Konstanty Dombrowicz
Konstanty Dombrowicz Fot. Adam Willma
- Toruń miał szczęście do Zaleskiego - rozmowa z Konstantym Dombrowiczem, prezydentem Bydgoszczy.

www.pomorska.pl/publicystyka

Więcej publicystyki znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/publicystyka

- Gdzie był pan zameldowany w Toruniu?
- W akademiku, był to czasowy meldunek, za to przez kilka lat. Na początku przy ul. Moniuszki, później już na Bielanach. Ale mój związek z tym miastem to nie tylko studia, w Toruniu kończyłem też liceum. A więc najpiękniejsze lata we wspomnieniach łączą się z tym miastem. Nawet te nieprzyjemne chwile, jak pochody pierwszomajowe, na które mieliśmy obowiązek chodzić, po latach wydają się już tylko zabawne.

- Pierwsze randki również zaliczył pan w Toruniu?
- Oczywiście. W czasach licealnych raczej nie było na to czasu, bo żeby dojechać do szkoły musiałem wstawać o 5:30, a później zdążyć na powrotny autobus. Ale podczas studiów znalazł się i czas na tę przyjemniejszą część studenckiego życia.

- Dojeżdżał pan do ogólniaka z rodzinnych Ludowic?
- Mieszkałem już wtedy z rodzicami w Rychnowie pod Toruniem, w budynku szkolnym, bo rodzice byli nauczycielami.

- Tak samo jak w przypadku Michała Zaleskiego. Mieliście panowie okazję mijać się na uczelni.
- Ale nie znamy się z tamtych czasów, choć prawdopodobieństwo że widywaliśmy się jako studenci jest spore, tym bardziej, że mój studencki życiorys jest dość skomplikowany, bo zacząłem studiować chemię, a skończyłem - polonistykę.

- Toruń miał pan okazję poznać również jako reporter studenckiego radia.
- I poznałem. Również jako dziennikarz realizowałem materiały w Toruniu. Nie zapomnę wycieczki po dachach Starówki w towarzystwie kominiarza. - a więc znam to miasto również od strony, od której większość mieszkańców go nigdy nie widziało.

- Studiował pan w czasach, w których Toruń miał status powiatu.
- O UMK mówiło się, że to jedyny uniwersytet w powiatowym mieście. Nigdy się tego nie wstydziłem, bo uważam, że ukończyłem bardzo dobrą uczelnię. Zresztą miałem okazję być wychowankiem wybitnych uczonych. Promotorem mojej pracy magisterskiej był prof. Artur Hutnikiewicz.

- ...znany z niechęci do Bydgoszczy.
- Ale ten sam profesor Hutnikiewicz, gdy zostałem prezydentem Bydgoszczy napisał do mnie bardzo sympatyczny list, w którym zacytował nie tylko tytuł mojej pracy magisterskiej, ale także pytania, które mi zadał podczas egzaminu magisterskiego. Chłodny stosunek profesora do Bydgoszczy miał swoje powody - tu była siedziba Komitetu Wojewódzkiego PZPR, który próbował zarządzać również uniwersytetem, ustawiać profesorów i ustalać kierunki badań. Więc nie dziwię się tej niechęci tego przecież wielkiego i niezależnego naukowca.

- Dziś, dojeżdżając do pracy, mija pan w Bydgoszczy gmachy UMK - Collegium Medicum. Z jakimi uczuciami?
- Zupełnie mi to nie przeszkadza. Zresztą nie miałem żadnego wpływu na te decyzje, a rozdzieranie szat w sytuacji, gdy decyzję taką podejmuje senat uczelni uważam za śmieszną. Dyskusja na temat celowości połączenia uczelni była burzliwa i co jakiś czas powraca. Teraz powróciła ponownie. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

- Kiedy był pan ostatni raz w Toruniu prywatnie?
- W listopadzie, bo na cmentarzu w Toruniu spoczywają moi rodzice. Mam też rodzinę pod Toruniem, więc bywam w miarę regularnie.

- I jakie wrażenia ze spacerów po mieście?
- Starówka toruńska teraz i przed kilkudziesięcioma laty to dwa różne światy. Kiedyś był to obszar zapuszczony, wiele kamienic było zniszczonych wskutek braku remontów. Dziś to zupełnie inna jakość. Prawie tak, jak być powinno. "Prawie", bo zawsze może być lepiej, jeśli uda się znaleźć jeszcze więcej pieniędzy. Oczywiście, sam jestem gospodarzem miasta, więc widzę pewne mankamenty: jakiś nienaprawiony bruk czy liszaj na murach. Problem w tym, że miasto ma różne potrzeby i nie zawsze można przeznaczyć pieniądze na to, na to, co wskazuje serce. Ale jeśli chodzi o pozyskiwanie pieniędzy, muszę przyznać, że prezydent Zaleski robi to w sposób pokazowy.

- Powiedział mu pan "Michał, odwaliłeś kawał dobrej roboty".
- Tak może nie powiedziałem. Ale spotykamy się dość często i sporo ze sobą rozmawiamy.

- Jesteście panowie na "ty"?
- Od bardzo dawna. Nie ma powodu, żeby było inaczej. Mamy mnóstwo wspólnych tematów, znają się również nasze żony. Nie są to może kontakty na poziomie rodzinnym, ale bardzo je sobie cenię. Nie chcę recenzować Michała Zaleskiego, jednak uważam, że Toruń miał dużo szczęścia co do tego prezydenta.

- Ale gdy gawędzicie sobie panowie przy kawie, są pewnie takie tematy, w których się nie zgadzacie?
- Oczywiście, choćby dlatego, że gospodarujemy zupełnie innymi miastami, żeby nie powiedzieć - innymi firmami. Bo każde z tych miast jest swego rodzaju firmą. Problemy Torunia, miasta jednak o innym obszarze, w dziedzinie wodociągów, komunikacji, budownictwa są zupełnie inne niż problemy Bydgoszczy, która rozciąga się na przestrzeni 35 kilometrów - droga ode mnie z domu do Fordonu jest niemal taka sama, jak z Fordonu do Torunia. Inna jest lokalizacja, struktura gospodarcza. Dlatego często krzywię się, gdy porównuje się Bydgoszcz z Toruniem, Poznaniem czy Wrocławiem, bo te porównania bywają zupełnie nieracjonalne. Nie mamy takich problemów jak Toruń z mostem, bo mostów mamy ponad 30, ale z kolei problemem Bydgoszczy jest "pocięcie" miasta przez rzeki i kanały.

- I kiedy już dopijacie kawę, prezydent Zaleski, mówi - "wiesz Kostek, mamy tak różne problemy, że z tą metropolią chyba nic nie wyjdzie"?
- Ależ temat metropolii nigdy nie był dla nas tematem drażliwym! I nie jest drażliwy nadal. To zostało rozdmuchane na zewnątrz. Wiem, że jest w Bydgoszczy grupka osób, która "hałasuje" w tej sprawie. W Toruniu pewne też by się znalazło takie osoby - przecież gdy powstawały województwa, była grupka ludzi, której bliżej było do Gdańska niż do Bydgoszczy. Sądzę, że gdyby taki scenariusz został zrealizowany, Toruń byłby dziś bardzo poszkodowany. Metropolia jest potrzebna zarówno Toruniowi, jak i Bydgoszczy. To przecież prawie 600 tys. mieszkańców nie licząc najbliższych miejscowości.

- Łabiszyna, Mroczy, Dobrcza...
- Myślę raczej o pasie pomiędzy obydwoma miastami. Jestem przekonany, że w ciągu maksymalnie dziesięciu lat będzie to obszar o ciągłej zabudowie. Może zabrzmi to obrazoburczo, ale w przyszłości trzeba będzie wyznaczyć bezpośrednią granicę pomiędzy Toruniem a Bydgoszczą.

- Czyli pomysłu na metropolię bydgosko-toruńską nie odłożył pan do szuflady?
- Wręcz przeciwnie, w praktyce już prowadzimy takie "metropolitalne" działania. Najlepszym przykładem jest bydgoska spalarnia śmieci, w której utylizowane będą również śmieci z Torunia, bo śmieci z Bydgoszczy jest za mało do funkcjonowania takiej instalacji. Innym wspólnym przedsięwzięciem jest szybka kolej, która połączy miasta. Właśnie na tym wspólnym koordynowaniu przedsięwzięć polega idea metropolii. Wspólnie możemy planować również zagospodarowanie przestrzenne czy sprawy edukacyjne. W projekcie ustawy nie najszczęśliwiej zarysowana została jednak rola marszałka. Bo marszałek powinien troszczyć się o cały region, ale nie powinien wtrącać się w sprawy metropolii.

- A wtrąca się?
- Próbuje. Zresztą to zakusy wielu marszałków w Polsce, którzy próbują przejąć kontrolę nad metropoliami. Najbardziej rozsądna była zresztą pierwsza wersja ustawy zakładająca powstanie 12 metropolii. Uważam, że tej wersji należało się trzymać, natomiast - nic nie ujmując Kielcom czy Olsztynowi, to jednak nie ośrodki metropolitalne. Metropolia musi dysponować zasobami gospodarczymi, kulturalnymi i intelektualnymi. A Bydgoszcz z Toruniem, to takie ogromne zasoby mają.

- Ale pierwszy projekt zakłada obligatoryjną siedzibę metropolii w największym mieście. Proszę spróbować naszych czytelników z Torunia, że ulokowanie siedziby metropolii w Bydgoszczy jest z korzyścią dla nich.
- To racjonalne rozwiązanie. Trzeba pamiętać, że metropolia nie ogranicza samodzielności obu miast. Wiem, że wybuchają w tej sprawie różne dyskusje, że padają argumenty o "stłamszeniu" i "zaanektowaniu", ale wynikają one z niezrozumienia. W układzie metropolitalnym i tak niezbędny będzie kompromis, tyle że razem możemy zagrać o większą stawkę. To nie ma być dwumiasto rządzone przez jednego nadprezydenta , ale dwa współpracujące ze sobą miasta.

- Prezydent Bydgoszczy miałby być głową tej metropolii. Czuje się pan na siłach koordynować pracę tych dwóch różnych "firm"?
- Przy dobrej współpracy - dlaczego nie? Ja nie wiem, czy w przyszłym roku będę prezydentem, choć, owszem, będę startował w wyborach. Nie jest też moja ambicją być na siłę szefem metropolii. Sądzę, że za siedzibą w Bydgoszczy przemawia zwykła sprawiedliwość. Gdyby Bydgoszcz uparła się, byłaby w stanie samodzielnie, przy udziale sąsiednich mniejszych miejscowości, spełnić warunki, jakie wymaga się pod metropolii.

- Czy jednak rozważa pan możliwość utworzenia możliwość utworzenia metropolii wespół z Mroczą, Sicienkiem i Rogowem również pan dopuszcza.
- Rogowo nie wchodzi w grę, bo jest za daleko...

- Deklaracja, pod którą podpisała się między innymi Grażyna Ciemniak przewiduje związek z odległymi satelitami.
- Przepraszam, ale pani Ciemniak, podobnie, jak inne samozwańcze komitety, występują samodzielnie. Niech sobie istnieją, niech redagują kolejne deklaracje, my nie zamierzamy kierować się ich wskazówkami. Ale, odpowiadając na pytanie: jeśli jakieś miejscowości wchodzą w grę, to raczej Koronowo, Solec i Nakło. To wystarcza do spełnienia parametrów ludnościowych, jednak oczywiście lepszym rozwiązaniem jest związek z Toruniem. Mamy dobrego sąsiada za miedzą i chcemy z nim współpracować. Powtarzam, powstanie metropolii w oparciu wyłącznie o Bydgoszcz mija się z zasadniczym celem, bo m. in. nie przyniesie dodatkowych pieniędzy.

- Rzecz w tym, ze najgłośniejsze deklaracje, które napływają z Bydgoszczy sygnowane są nazwiskiem szefa Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy, pana Derendy.
- TMMB kojarzy mi się jak najlepiej za sprawą wydawanych przez siebie świetnych książek i publikacji. Ale niektóre hasła, którymi szermuje Towarzystwo są dyskusyjne. Nie chcę brać udziału w tych kampaniach. Pan Derenda to człowiek aktywny, robi wiele dobrego dla Bydgoszczy, choć na pewno nie w dziedzinie stosunków z Toruniem i tego aspektu działalności nie pochwalam. Powtórzę, za konfrontacyjnymi hasłami w internecie stoi po kilkanaście, może kilkadziesiąt osób w każdym mieście, nie więcej. Rozumiem dziennikarzy, że to nagłaśniają, bo wypowiedź jest medialnie nośna. Ale chciałbym podkreślić - nie ma konfliktu pomiędzy mną a panem Zaleskim i nie ma konfliktu pomiędzy zwykłymi mieszkańcami Torunia i Bydgoszczy. Ci ludzie robią zakupy w sąsiednich miastach, przyjeżdżają na spektakle. Czasem słyszy się, że niektórzy bydgoszczanie chcieliby mieć takiego prezydenta, jak Toruń; a bywa że odwrotne głosy słyszę od torunian. Jak to zwykle w życiu.

- Czy dziś w 2010 roku jesteśmy realnie przygotowani na związek dwóch miast? Ale proszę o odpowiedź w języku faktów, a nie dobrych życzeń.
- Tak. Oczywiście, niektóre klocki trzeba jeszcze poukładać, na przykład współpracę w dziedzinie kultury. Popieramy starania o uzyskanie przez Toruń miana Europejskiej Stolicy Kultury. Może jednak obu miastom łatwiej byłoby uzyskać ten tytuł? Jeśli taka propozycja będzie, jesteśmy na to otwarci.

- A nie lepiej odłożyć ten proces w czasie? Może miasta powinny naturalnie zacząć się zrastać?
- Są różne szkoły w tej sprawie. Jeśli coś odwleka się w czasie, łatwo zapomnieć o co właściwie chodziło. Ja jestem zwolennikiem działania - albo coś robimy, albo dajmy sobie spokój. Nic na siłę. Dyskusja na temat metropolii trwa od kiedy jestem prezydentem, czyli siedem lat i nie wiadomo kiedy się skończy. Dość sensowny projekt został w tym czasie całkowicie "rozjechany", a tymczasem pieniędzy, które mogłyby spływać na rozwój metropolii nadal nie ma. Trzeba przerwać dyskusje i podjąć decyzje. Naprawdę życzyłbym sobie tej wspólnej metropolii, bo uważam Toruń za fajne miasto, z którym można wiele zrobić.

- Ludzie z różnych części Polski wybierają sobie Toruń jako miejsce na spędzenie lat emerytalnych. Pana nie kusi przeprowadzka?
- Raczej nie, bo jestem bardzo związany z moim domem w Bydgoszczy, który budowałem własnymi rękoma. Lubię Toruń, ale przywiązałem się do Bydgoszczy. Na studiach mówiłem sobie, że mógłbym pracować wszędzie, tylko nie w Bydgoszczy. Ale to było dawno i - jak widać - nieprawda.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska