- Lekarz rodzinny ma stanąć na "pierwszej linii frontu walki z nowotworami". To jedna z koncepcji ministra zdrowia. Jak się pan na nią zapatruje?
- Brak konkretów - to podstawowy zarzut pod adresem Bartosza Arłukowicza. Poznaliśmy tylko ogólne zarysy. Co do wczesnego wykrywania nowotworów - lekarze rodzinni już dziś to robią. Jeśli dostaną dodatkowe narzędzia - w postaci możliwości kierowania na tomograf czy rezonans - to droga pacjenta do specjalisty znacznie się skróci. Sam pomysł na pewno jest dobry.
- Dziś lekarz rodzinny może dać skierowanie na 50 badań. Ten pakiet ma zostać poszerzony. Jaką diagnostykę minister miał na myśli, nie ujawnił.
- Mówi się o badaniach przydatnych w innych chorobach niż nowotwory. Wprzypadku diagnostyki w kardiologii będzie to próba wysiłkowa, echo serca i Holter. Poza naszymi możliwościami pozostaje również badanie USG - teraz możemy dać skierowanie tylko na ultrasonografię jamy brzusznej. Gdy podejrzewamy chorobę tarczycy, zlecamy badanie hormonu TSH - innych już nie możemy. Nie mamy również prawa kierować na USG tarczycy. Jeśli lista badań zostanie rzeczywiście rozszerzona, to pacjent zyska możliwość szybszej konsultacji u specjalisty. Istotnym jest, by pacjenci nie byli w jednej kolejce do specjalisty, z uwagi na różny stan zaawansowania choroby.
- Minister zapowiedział, że za wczesne wykrycie raka lekarze rodzinni będą premiowani. Szkoda, że nie ujawnił, skąd weźmie na to pieniądze.
- W podstawowej opiece zdrowotnej obowiązuje stawka kapitacyjna (określona kwota za każdego pacjenta zapisanego w danej przychodni - przy. aut.). To zły system i trzeba go zmienić. Zmiany powinny iść w kierunku wprowadzenia systemu mieszanego. Oprócz stawki kapitacyjnej lekarze otrzymywaliby pieniądze za wykonane usługi, np. za przebadanych pacjentów z cukrzycą. W ten sposób można stymulować zachowanie lekarzy do wykonywania dodatkowych czynności. Oby nie było tak, że dociąży się nas nowymi obowiązkami, bez dodatkowych funduszy.
- W planie jest tzw. porada receptowa - pacjent bez pełnej wizyty otrzyma receptę na leki, które przyjmuje w chorobie przewlekłej.
- Taka praktyka już była, ale za kadencji tego ministra to się skończyło. Powodem była ustawa refundacyjna i strach lekarzy przed finansowymi konsekwencjami. Nie ma sensu, by pacjent ze stabilną chorobą przychodził do lekarza tylko po receptę.