Marek Florkowski nie należy do świata wielkiego biznesu, nawet na gospodarczym rynku powiatu brodnickiego. Z szacunkiem jednak trzeba podejść do tego, co robi. Jego firma należy do kategorii małych przedsiębiorstw, ale to dopiero pięć lat działalności.
W domu przy ul. Długiej zainstalował dwie maszyny, zatrudnił jednego pracownika i zaczął szyć
plecaki turystyczne
Taki był początek prywatnej firmy "Bomas". Po roku miał już trzech zatrudnionych i pięć maszyn. W niewielkiej hali przy ul. Podgórnej pracowało dwunastu fachowców, precyzyjnie rzecz ujmując były to panie, wykwalifikowane szwaczki. Zmienił też profil produkcji - "Bomas" zaczął szyć dla szwajcarskiej "Helvetii" obicia do mebli tapicerowanych.
Trzy lata temu przestał się bawić w manufakturę i na Ustroniu zbudował halę produkcyjną,
w tempie ekspresowym
W marcu zaczęła się budowa, w czerwcu zakład już funkcjonował. Pracę znalazło, łącznie, czterdzieści pań. I taki jest skład personalny do dziś.
Już na Ustroniu w tajniki zarządzania firmą zaczął wprowadzać syna - Marcina. Dziś Marcin ma osiemnaście lat, o firmie wie sporo, nadal się uczy, ale plany Marka Florkowskiego są bardzo precyzyjne. - Nie ukrywam, że Marcin będzie moim następcą, dlatego staram się, aby poznał w praktyce wszystkie meandry zarządzania, organizacji produkcji, handlu, negocjacji. Przede wszystkim,
żeby miał głowę otwartą
- mówi szef "Bomasu".
Plany rozwojowe? Oczywiście są. Trzy lata temu, gdy ustawiono maszyny w hali na Ustroniu - 650 m kw. - wydawało się, że jest za duża, że tyle wolnych powierzchni. Tak wspomina dziś właściciel. Myśli o dokupieniu działki, w sąsiedztwie. Jest jeszcze drugie rozwiązanie, poważnie rozważane, ale na razie Marek Florkowski o tym nie mówi. Nie ukrywa natomiast, że rozszerzy produkcję o nowy akcent. Próbki materiałów dżinsowych już leżą na biurku. - Powoli wchodzimy w temat odzieży dżinsowej. Myślę, że niebawem to nastąpi - mówi szef "Bomasu".
