Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

150 lat istnienia fabryki obrabiarek w Bydgoszczy

Jolanta Zielazna
Fabryka Carla Blumwego po 1896 r. Panorama pochodzi z winiety na papierze firmowym.  Widać, że  między budynkiem mieszkalnym (pałacykiem) a halą fabryczną jest szeroki przejazd.
Fabryka Carla Blumwego po 1896 r. Panorama pochodzi z winiety na papierze firmowym. Widać, że między budynkiem mieszkalnym (pałacykiem) a halą fabryczną jest szeroki przejazd.
Fabryka Obrabiarek do Drewna należy do najstarszych bydgoskich firm. Carl Blumwe miał nosa, gdy postawił na maszyny do tartaków.

Była druga połowa XIX w. i tartaków w Bydgoszczy nie brakowało. Rozwijały się znakomicie, więc zapotrzebowanie na urządzenia do obróbki i przerobu drewna, rosło. Fabryka Obrabiarek do Drewna, przez starszych mieszkańców Bydgoszczy nadal nazywana "fabryką Blumwego", świętuje rzadki jubileusz: 150-lecie istnienia. To najstarsza w tej branży firma działająca w Polsce.

Tadeusz Centek jest chyba jedynym żyjącym pracownikiem FOD, który zaczynał w niej pracę jeszcze przed wojną. Od wielu lat na emeryturze, ciągle z zakładem związany. Przygotowywał uroczystości z okazji 100-lecia firmy.

Gdy w 1938 r. ojciec Tadeusza podpisywał z zakładem umowę na naukę, fabryka, po okresie zastoju, nabrała właśnie wiatru w żagle, rozwijała produkcję.

Zaczęło się od maszyn rolniczych

Przenikliwości i przedsiębiorczości Carla Blumwego (urodzony w 1827 r. w Chojnicach) zawdzięcza Bydgoszcz tę fabrykę. Choć zaczęło się od maszyn rolniczych i osi do wagonów. Dziś Blumwe kojarzy się tylko z jednym - maszynami do obróbki drewna.

Zanim fabryka znalazła się pod obecnym adresem (Nakielska 53) zaczęło się od małego warsztatu przy ul. Dworcowej 42. Tam Carl Blumwe mieszkał po przyjeździe do Bydgoszczy z Erfurtu. Pracował jako werkmistrz w nieodległych warsztatach kolejowych.

W 1865 r. założył własną firmę. Zatrudniał 3 pracowników, produkował i naprawiał maszyny rolnicze. Firma szybko się rozrastała, Blumwe przeniósł ją na Wilhelmstrasse (obecnie Jagiellońska 12); tam już zaczął produkować obrabiarki do drewna i "patentowane osie wagonowe". Można więc sądzić, że współpracował z warsztatami kolejowymi, w których wcześniej był zatrudniony.

Rozwijały się i warsztaty kolejowe, i tartaki, których w Bydgoszczy przybywało. Zbyt na produkcję przedsiębiorca miał zapewniony. Nic dziwnego, że szybko i przy Wilhelmstrasse zrobiło się za ciasno.

W 1878 r. Blumwe kupił teren na Wilczaku (wtedy folwark Prinzenthal, który leżał za miastem). Wdowa po właścicielu odlewni żelaza sprzedała teren wraz z zabudowaniami.

Z synem do spółki

Przedsiębiorca przyjął do spółki syna Wilhelma, rozbudował hale fabryczne, wstawił nowe maszyny. Zakład nazywał się C. Blumwe & Sohn Eisengiesserei u. Special-Fabrik für Patentwagenachsen und Holzbearbeitungsmaschinen (C. Blumwe i Syn Odlewnia Żelaza i Specjalna Fabryka Patentowych Osi Wagonowych i Maszyn do Obróbki Drewna).

W 1886 r. firma zatrudniała 100 osób i rozszerzała produkcję. - Najstarsze dziś obiekty zakładu to budynek administracyjny o konstrukcji szkieletowej, który pochodzi z połowy XIX wieku i zabudowania wzdłuż ulicy Stawowej, czyli tokarnia - wyjaśnia Piotr Zieliński, kierownik działu technicznego. - Na końcu budynku była kotłownia i maszyna parowa, która napędzała obrabiarki. Wał napędowy ciągnął się przez całą halę.

W końcu stycznia 1937 r. wybuchł pożar, zniszczył kotłownię i większość hali. "Morze płomieni w fabryce traków Blumwego. Nadludzkim wysiłkiem strażaków udało się część fabryki uratować" - opisywał "Dziennik Bydgoski". Pozostał niewielki fragment hali. Dziś służy jako magazyn.

Kasa, ochronka, medale

Carl Blumwe zmarł w w 1887 roku (miał 60 lat), a fabrykę przejął i rozwinął jego syn Wilhelm. Zaczął dokupować sąsiednie działki i wtedy, w 1896 r., powstała hala montażowa wzdłuż ulicy Nakielskiej, odlewnia żelaza, wprowadzono elektryczne oświetlenie.

Wilhelm Blumwe dbał o pracowników. Zainicjował powstanie zakładowej kasy chorych i kasy pogrzebowej, w 1900 roku utworzył ochronkę, w której diakoniski zajmowały się dziećmi pracujących rodziców. Przeznaczył na to willę niemal po sąsiedzku (obecnie to Nakielska 47 - mieści się tam przychodnia).

Skupiano się już tylko na maszynach do obróbki drewna, sprzedawano je w Europie, w Chinach, Ameryce.

Wilhelm cieszył się firmą jeszcze krócej, niż ojciec. Zmarł w 1903 r. mając 50 lat. Spółką kierował prokurent, inż. Gustaw Zschalig i handlowiec Bernard Nauman. I Carl, i Wilhelm mogli za to cieszyć się nagrodami i wyróżnieniami, które zdobywały produkowane przez nich maszyny. M.in. w 1885 r. dostali złoty medal na Międzynarodowej Wystawie Przemysłowej w Królewcu, 1881 r. złoty medal na Wystawie Przemysłowej w Palermo.

Sto złotych na próbę

Przyszedł 1920 r. Bydgoszcz wróciła do Polski, niemieckie zakłady były przejmowane przez Polaków. "Traki" kupiła Pomorska Fabryka Maszyn SA w Grudziądzu, później Unia SA. Ale w lipcu 1928 r. bydgoski oddział Unii się usamodzielnił i zaczął działać jako "Fabryka Traków i Maszyn do Obróbki Drewna, dawniej C. Blumwe i Syn".

Koniunktura w okresie międzywojennym zależała od sytuacji politycznej i gospodarczej. Około 1900 r. "u Blumwego" pracowało 300 osób, w 1932 roku - 50. To były skutki kryzysu, spadku koniunktury i wojny celnej z Niemcami. Ale w końcu karta zaczęła się odwracać. W drugiej połowie lat 30. wytwarzano około 300 rodzajów maszyn, narzędzi stolarskich: dla stolarni budowlanych, zakładów meblarskich, producentów skrzynek, beczek, parkietów, itd.

To był naprawdę dobry czas dla firmy. I wtedy, już po pożarze w 1937 r., do "Blumwego" zgłosił się 16-letni wtedy Tadeusz Centek. Chciał się uczyć na tokarza, ale został gońcem. Ponieważ odbierał także pieniądze z kasy kolejowej, firma testowała jego uczciwość. Któregoś razu wysłano go z czekiem na 5 tys. zł do Banku Związku Spółek Zarobkowych przy pl. Teatralnym. Kasjer wydał mu o jeden 100-złotowy banknot za dużo. Centek się tego doliczył od razu przy okienku. - Przez te kilkadziesiąt sekund za sto złotych "objechałem" w myślach pół świata, byłem w Gdyni, w Afryce i gdzie to jeszcze - śmiejąc się opowiada pan Tadeusz.

Wahał się: oddać, nie oddać? W końcu poprosił kasjera, by sprawdził, czy kwota się zgadza. - On po prostu wziął jeden banknot i wrzucił do skrzyneczki - wspomina Tadeusz Centek. Później dowiedział się, że sytuacja była ukartowana.

Jednak po kilku miesiącach poszedł z ojcem prosić dyrektora Niewiadomskiego, by mógł uczyć się zawodu, a nie tylko być gońcem. Chciał zostać tokarzem. Dyrektor jednak powiedział, że zrobi z niego handlowca. W sierpniu 1938 r. Izba Przemysłowo-Handlowa w Gdyni zatwierdziła umowę o naukę zawodu. Od września 1938 r. Tadeusz Centek poszedł do szkoły handlowej. Zdążył skończyć I klasę, wybuchła wojna.

Niemcy i... Niemcy

Wojenną i powojenną historię zakładów szczegółowo opisał inż. Wilhelm Kamiński, główny konstruktor, gdy przeszedł na emeryturę. "Historia i teraźniejszość Fabryki Obrabiarek do Drewna w Bydgoszczy 1865-1980" istnieje podobno w czterech egzemplarzach (w postaci maszynopisu).

Po zajęciu Bydgoszczy przez Niemców fabryka coraz więcej produkowała na potrzeby wojska. Polscy pracownicy byli prześladowani przez gestapo, wywożeni do obozów.

Centek jeszcze rok uczył się w szkole handlowej przy pl. Wolności. Spoliczkowany za mówienie po polsku więcej tam nie poszedł. Ale "u Blumwego" pracował. Choć niektórym Niemcom bardzo przeszkadzał i chcieli się go pozbyć. Nie raz miał sytuacje, które mogły skończyć się tragicznie. Ciągle był gońcem, ale jeden z szefów chciał go wysłać na roboty do Niemiec. "Przechował" go inny Niemiec, lokując w odlewni. Z powodu brudu i smrodu, kierownictwo tam nie zaglądało.
Chłopak odbierał też karty żywnościowe i według listy rozdzielał pracownikom. Ponieważ była duża rotacja, kart zostawało. Zamiast oddać je do urzędu - rozdawał tym, którzy potrzebowali. Któregoś dnia na kontrolę przyszli SS-mani. Na szczęście była zapowiedziana. Poszedł po radę do Antoniego Krajewskiego, który organizował w firmie mały sabotaż. Ten wziął dokumenty i spalił.

Gdy przyszła kontrola i Centek nie mógł znaleźć papierów, dyrektor dostał polecenie usunięcia chłopaka z pracy. Nie zrobił tego, co więcej, wobec całej załogi oświadczył, że polega na jego pracy. Takich historii związanych z fabryką traków Centek ma więcej.

W 1943 r. uciekł do armii gen. Władysława Andersa. Do Polski wrócił w 1947 r.

Pracownicy bronią fabryki

W styczniu 1945 r. pracownicy fabryki "Blumwego", mieszkający w domu fabrycznym przy Nakielskiej 59, zorganizowali się i bronili zakładu przed rozgrabieniem.
Najpierw uruchomili kotłownię, która była nieodzowna do rozpoczęcia pracy. W tej grupie - pisze Wilhelm Kamiński - byli: Bernard Wróblewski (to jak do tej pory pracownik z najdłuższym stażem 61 lat), Bronisław Skrzypiński, Edmund Łepak, Bernard Pawlicki. Inna grupa zajęła się organizacją produkcji.

Ale produkować specjalnie nie było co i z czego, więc początkowo naprawiali czołgi i samochody dla armii polskiej i radzieckiej. Później przyszło zamówienie na śruby do odbudowywanego mostu w Fordonie. Potem stopniowo wracali do swej właściwej produkcji. Szybko się okazało, że zapotrzebowanie na ich maszyny jest ogromne. Pod koniec 1945 r. zakład zatrudniał 250 osób, rozwijał się. W dużej mierze byli to przedwojenni pracownicy.

Z eksportu na emeryturę

Gdy Centek w 1947 r. zgłosił się w "obrabiarkach" do pracy - nie chcieli go przyjąć. To znaczy chcieli, jeśli wstąpi do PPR. Nie chciał. W końcu powiedziano mu, że musi uzupełnić wykształcenie. Skończył Technikum Mechaniczne, mógł iść na studia, ale założył rodzinę i co innego mu było w głowie.

W fabryce trafił do działu planowania, a w latach 70. został kierownikiem zbytu i pełnomocnikiem dyrektora do spraw eksportu. Był nim do przejścia na emeryturę w 1982 r. Legitymacja do odznaki Zasłużony Pracownik FOD" ma nr 8.

Fabryka obrabiarek rozwijała się, modernizowała. W latach 70. wyspecjalizowała się w maszynach dla tartaków, a produkcję innych urządzeń przejmowały inne zakłady. - Zatrudnialiśmy wtedy 600-700 osób - mówi Piotr Zieliński.

1 kwietnia 2000 r. zakład przekształcił się w spółkę. Produkuje, ma zysk, ale zatrudnia niecałe 50 osób. Produkcja wraca do starej hali montażowej. Fabryka Obrabiarek do Drewna znalazła się na Szlaku Wody, Przemysłu i rzemiosła TeH2O w Bydgoszczy.

Panu Piotrowi Zielińskiemu z FOD dziękuję za udostępnienie archiwalnych materiałów i zdjęć.

Korzystałam z "Fabryka Carla i Wilhelma Blumwego na bydgoskim Wilczaku" Iwony Brzozowskiej i Bogny Derkowskiej-Kostkowskiej w: "Materiały do dziejów kultury i sztuki Bydgoszczy i regionu", R.2.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska