- Sam byłem świadkiem takiej sytuacji. A to przecież tylko rodzi niechęć - argumentuje. Zastępca komendanta Arkadiusz Megger mówi: - Ten medal ma dwie strony.
- Czy Straż Miejska jest tylko po to, żeby na każdym kroku zbierać pieniądze za mandaty? - pyta nasz Czytelnik. Opowiada o sytuacji, której był świadkiem: dwa auta nieprawidłowo zaparkowały niedaleko skrzyżowania Młyńskiej i Strzeleckiej. Zauważyli to strażnicy miejscy. - Kierowca, który miał chojnickie blachy, odjechał wolno, a starsze małżeństwo, które przyjechało z daleka, musiało zapłacić - mówi. - A pani jedynie weszła do piekarni po chleb.
Przeszkodził w śledztwie
Mężczyzna podszedł do strażnika i poprosił o odstąpienie od ukarania. - Zapytałem go, czy swoich rodziców też by tak potraktował. W odpowiedzi usłyszałem, że przeszkadzam w śledztwie i jeśli nie odejdę, to zostanę postawiony przed sądem grodzkim - mówi oburzony.
Dodaje, że gdy sam był w Krakowie i zatrzymał auto w niedozwolonym miejscu, też podszedł do niego funkcjonariusz. - Widział, że jestem z daleka, pokazał, gdzie jest parking i jeszcze pomógł odnaleźć adres, którego szukałem. O mandacie nie było mowy - pyta.
Uparł się, więc zapłacił
Arkadiusz Megger, zastępca komendanta Straży Miejskiej, mówi, że ten medal ma dwie strony. - Strażnik pytał kierowcę, czy rozumie, że popełnił wykroczenie. Mężczyzna jednak uważał, że mógł w tym miejscu zaparkować. W związku z tym strażnik nie mógł jedynie upomnieć kierowcy - mówi Megger. - Z doświadczenia wiem, że taka kara nie przynosi żadnego skutku, skoro sprawca nie widzi swojej winy.
Według relacji funkcjonariusza drugi kierowca zatrzymał się na chwilę, bo źle się poczuł.
Od czego zależy, czy strażnik upomni, czy wlepi mandat? - On sam podejmuje decyzję, oceniając okoliczności. Każda sytuacja jest inna i strażnik nie będzie o tym dyskutował z postronnymi obserwatorami. Ma też prawo skierować sprawę do sądu grodzkiego, jeśli ktoś utrudnia mu czynności służbowe - mówi Megger.