https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Niezdrowy rozsądek

Wasz Makler

     No i doigrałem się! Po ostatnim felietonie o kobietach rozszalał się tajfun, wprawdzie w szklance wody na kilku biurkach, ale zawsze. Telefon dzwonił niemal bez przerwy, a listonosz klął na czym świat stoi. W ogromnej większości dzwoniły i pisały kobiety, urażone w swej męskiej dumie... Cóż, po raz pierwszy od lat przychodzi mi tłumaczyć, co autor felietonu chciał przez to powiedzieć. Jednak - biorąc pod uwagę delikatną materię tekstu - w zasadzie się nie dziwię.
     Po pierwsze więc: nadal utrzymuję, że projekt ustawy zakładający obowiązkowy parytet, czyli równą liczbę kobiet i mężczyzn we wszystkich (sic!) instytucjach rządowych i publicznych, jest zwariowany. Kiedyś - wicie, rozumicie - towarzysze z instancji usiłowali wciągać na członkinie różnych ciał kobiety właśnie, żeby nie wyglądało, że tylko faceci budują socjalizm. Szło to opornie, a symbolem feminizacji polityki była tow. Grzyb Zofia z Biura Politycznego PZPR.
     Jednakoż niezwykle trudno wyobrazić mi sobie państwo, w którym o dostępie do stanowisk administracji publicznej decydować mają nie kompetencje, lecz płeć oraz proporcje. I nawet nie ciała, lecz... matematyczne. Przecież, na litość boską, nikt w tym kraju nie zabrania kobietom awansowania, kandydowania czy obejmowania jakichkolwiek stanowisk! Proszę mi podać chociaż jeden przykład dyskryminacji płci polityka(czki), nauczyciela(ki), robotnika(czki), urzędnika(czki), dyrektora(ki), sędziego(i), wojewody(ódki?), pilota(ki) lub doradcy(czyni). Takich przykładów po prostu nie ma. Hanna Suchocka była premierem, Alicja Grześkowiak marszałkiem Senatu, Hanna Gronkiewicz-Waltz - szefem NBP, Teresa Piotrowska - wojewodą bydgoskim, Irena Eris jest przedsiębiorcą, Elżbieta Krzyżanowska - wiceprezydentem Bydgoszczy, Anna Sobecka - posłanką i tak dalej. W polityce, na urzędach i stanowiskach, kobiet jest mniej, bo po prostu wolą robić co innego. Gdyby iść tym tokiem rozumowania, to należałoby wprowadzić parytet dla mieszkańców wsi, bo na urzędach same miastowe; parytet dla młodych, bo rzadzą drugiej młodości i tak dalej.
     Po drugie: pani poseł Urszula Krupa z LPR naprawdę powiedziała w TVN, że "kobieta ma inny mózg i przeznaczona jest do innych zadań" niż mężczyzna. Palnęła tym samym tak piramidalne głupstwo, że nie odmówiłem sobie przyjemności podworowania zeń. Tylko, na litość, dlaczego wzięłyście Panie to serio?! Moim zdaniem kobiety mają taki sam mózg, jak mężczyźni. Tylko reakcje chemiczne inne.
     Pani Maria Kozłowska z Torunia tak dała mi do wiwatu, że pozostaje tylko intelektualne seppuku. Pisze Pani Maria, że kobieta w moim wieku byłaby już majorem (może, ale najwyżej rezerwy), że wszystko kojarzy mi się z seksem (pewna przesada), że nie rozumiem problemu parytetu (zgadza się - zupełnie), że jestem "nieco podstarzały" (nawet mocno), opowiadam kretyńskie dowcipy, przejawiam agresję wobec kobiet (mój ty Boże, ja i agresja!?) oraz jestem cham i dorożkarz.
     I co ja teraz powiem tym męskim szowinistycznym draniom i - nie bójmy się tego słowa - dewiantom, którzy gratulowali mi zdrowego rozsądku?

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska