Były pracownik miejskiej spółki Wrocław 2012 nadzorował - mimo że nie miał wymaganych uprawnień - budowę miejskiego stadionu. Tak twierdzą NIK i prokuratura. Grozi za to rok więzienia. Proces w tej sprawie trwa przed wrocławskim Sądem Rejonowym. Akt oskarżenia trafił w kwietniu.
- Walczę o swoje dobre imię - mówi nam Maciej L. W sądzie przekonuje, że oskarżenie nie ma racji. Uważa, że jako inspektor nadzoru robił to, do czego miał budowlane uprawnienia.
Ta historia to jeden z wątków kontroli Najwyższej Izby Kontroli, która badała m.in. budowę wrocławskiego stadionu na Pilczycach.
Prawo budowlane stanowi jednoznacznie: „Kto wykonuje samodzielną funkcję techniczną w budownictwie nie posiadając odpowiednich uprawnień”... może być skazany na prace społeczne albo nawet rok więzienia.
Zdaniem Najwyższej Izby Kontroli i prokuratury, Maciej L. nadzorował prace „w zakresie architektury”. Choć nie powinien.
Inspektor nadzoru to ważna funkcja. Jest zatrudniony przez inwestora - w tym wypadku przez prowadzącą budowę miejską firmę. To on zatwierdza wykonane prace. To on stwierdza, że wszystko jest w porządku.
- Nie byłem inspektorem nadzoru „w zakresie architektury”. Nadzorowałem prace wykończeniowe. A do tego miałem stosowne uprawnienia - przekonuje Maciej L. - Inspektor NIK w czasie kontroli nie pytał mnie o żadne wyjaśnienia. Tylko spółka Wrocław 2012, mój były pracodawca, poprosił o informacje - o co chodzi.
Sąd - prawdopodobnie już niedługo - ustali, kto ma rację i skaże albo uniewinni oskarżonego budowlańca.
NIK - przypomnijmy - w swoim protokole z kontroli budowy stadionu - opisał bardzo wiele nieprawidłowości. Sprawa Macieja L. to niewielki wątek tych ustaleń. Zawiadomienie - opisujące m.in. niegospodarność na wiele milionów złotych - trafiło do Prokuratury Okręgowej w Opolu. Ta jednak umorzyła śledztwo.