Robotnicy naprawiający drogę w Dworzysku mogą czuć się dość niezręcznie, bo ich pracę bacznie obserwuje kilkoro mieszkańców wsi. Jedni im dopingują, inni twierdzą, że zostały złamane podstawowe zasady prowadzenia tego typu inwestycji. Droga zamiast łączyć, podzieliła sąsiadów. - Nie mogę spokojnie patrzeć, jak pracownicy poszerzają ją o dobre pół metra kosztem mojej łąki - denerwuje się Małgorzata Szwankowska. - Jak tak można? Wszystko robione jest na wariata, bez żadnych papierów, pomiarów - denerwuje się kobieta. - Nie jestem przeciwna samemu remontowi, ale zasadom, na jakich się to odbywa. Trudno nie reagować, gdy widzi człowiek, że zabiera mu się ziemię.
Nikt na tym nie zyska
Używanie takich argumentów strasznie denerwuje Eugeniusza Zakrzewskiego, który od dawna walczył o to, aby utwardzić i poszerzyć dojazd od jego gospodarstwa. - Co za bzdury! - podkreśla. - Są przecież słupki graniczne, które wyraźnie pokazują, jak biegnie granica. Nie ma o czym dyskutować. Jeśli pani Szwankowskiej ubyło gdzieś kawałek łąki, to tylko na zakręcie.Ale ile tego jest? Kilka metrów. W przypadku reszty, droga biegnie w granicach, a to, że komuś wydaje się inaczej, to już inna sprawa. Zamiast się cieszyć, że będzie można wygodnie dojechać do domu, sąsiadka szuka dziury w całym. Zupełnie niepotrzebnie.
Nikt na tym nie zyska.
Przy okazji Zakrzewski przypomina, że nikt inny, tak jak on, nie dbał o to, aby samochody nie grzęzły w błocie. - Dziś już nikt nie pamięta, jak załatwiłem dwa tysiące ton gruzu na utwardzenie - wspomina. - Nie było zbyt wielu chętnych do pomocy.
Są jednak tacy, którzy uważają, że Zakrzewski zrobił to z myślą przede wszystkim o sobie, bo ciężkie samochody dostawcze miały problem z dojazdem do jego posesji.
Drugie dno
Daniel Kapłanek, inspektor Wydziału Rolnictwa, Ochrony Środowiska i Gospodarki Komunalnej, odpowiedzialny w gminie Świecie za drogi, jest nieco zaskoczony konfliktem w Dworzysku. - Jakiś czas temu rozmawiałem z państwem Szwankowskim i wydawało się, że nie będzie żadnych problemów - podkreśla. - Niebawem pojawi się na miejscu geodeta, który dokona powykonawczych pomiarów i wtedy będzie dokładnie wiadomo, jak biegną granicę. Nie planowaliśmy wcześniejszego wykupu, bo może się okazać, że wcale nie będzie on konieczny lub też będzie to niewielki skrawek - kilka metrów kwadratowych.
Jak przekonuje Kapłanek, nie o zabraną ziemię tu chodzi, tylko o racje zwaśnionych sąsiadów, którzy od lat prowadzą ze sobą utarczki, a ostatnie wydarzenia były tylko pretekstem do rozpoczęcia kolejnej kłótni.