Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowy Sącz. Sparaliżowany ojciec żyje dla dzieci, które sąd mu odebrał

Redakcja
Helena i Waldemar Szczepańscy ponownie wystąpili do sądu o ustanowienie ich rodziną zastępczą dla swoich wnuków: Malwinki i Piotrusia. - Chcemy, żeby dzieci były przy sparaliżowanym ojcu. Robimy wszystko, żeby zapewnić im jak najlepsze warunki  - mówią
Helena i Waldemar Szczepańscy ponownie wystąpili do sądu o ustanowienie ich rodziną zastępczą dla swoich wnuków: Malwinki i Piotrusia. - Chcemy, żeby dzieci były przy sparaliżowanym ojcu. Robimy wszystko, żeby zapewnić im jak najlepsze warunki - mówią Alicja Fałek
Helena i Waldemar Szczepańscy walczą o całkowitą opiekę nad dziećmi sparaliżowanego syna. Malwinka i Piotruś od dwóch lat są w rodzinie zastępczej. Do opiekunów mówią już: mamo i tato.

Helena i Waldemar Szczepańscy podejmują ostatnią próbę otworzenia rodziny zastępczej dla swoich wnucząt - siedmioletniej Malwinki i pięcioletniego Piotrusia. To dzieci ich 41-letniego syna Rafała, który pięć lat temu w wyniku nieszczęśliwego wypadku został sparaliżowany.

Nad wnioskiem dziadków w środę miał się pochylić sąd. Do rozprawy jednak nie doszło, bo nie udało się doręczyć wezwania matce dzieci.

- Obawiamy się, że była synowa celowo będzie unikać wezwań i przedłużać postępowanie. A nam chodzi o dobro wnuków, żeby mieszkały razem z kochającym je tatą i nami - mówi Waldemar Szczepański. - Nie mamy wiele czasu. Oboje jesteśmy już po sześćdziesiątce. Jeśli proces będzie się ciągnął latami, to sąd może uznać, że jesteśmy za starzy.

Co drugi tydzień u taty

Rafał Szczepański ma ograniczone prawo do opieki nad dziećmi, bo - jak uznał sąd - po wypadku nie jest w stanie się nimi zajmować. Spadając z drzewa złamał kręgosłup u podstawy czaszki i otarł się o śmierć. I choć początkowo lekarze nie dawali mu szans, walczył dzielnie. Dzięki ogromnej pracy rehabilitantów zaczął samodzielnie oddychać i mówić. Jest w pełni świadomy, ale nie może się poruszać. Jest całkowicie sparaliżowany.

- Moją egzystencję trudno nazwać życiem, ale chcę żyć dla moich dzieci. Ich obecność w domu, to jedyne szczęście jakie mi zostało - mówi Rafał. - Dzieci nie ma ze mną od grudnia 2012 roku. Wyczekuję każdego drugiego i czwartego weekendu miesiąca. Bo wtedy spędzają czas ze mną i dziadkami - dodaje.

Szczepański marzy o tym, żeby Malwinka i Piotruś mieszkali z nim pod jednym dachem. Tego chcą także jego rodzice. Podkreślają, że żona zostawiła ich syna, bo nie poradziła sobie z jego kalectwem. Dzieci zabrała ze sobą. A kiedy sąd w 2013 roku ograniczył prawa rodzicielskie ich byłej synowej, od razu złożyli wniosek o ustanowienie ich spokrewnioną rodziną zastępczą dla wnuków.

- Sąd uznał wtedy, że nie możemy zapewnić dzieciom odpowiedniej opieki, bo nie mamy wystarczająco dobrych warunków mieszkaniowych - przypomina Waldemar Szczepański.

Na przeszkodzie stanął także wiek dziadków: pani Helena ma 67 lat, a jej mąż 64 lata.

Mimo to Szczepańscy postanowili jeszcze raz zawalczyć o całkowitą opiekę nad wnukami.

- Od tamtego czasu wiele się u nas zmieniło. Dzięki pomocy Fundacji Renovo wymieniliśmy nieszczelne okna, wymalowaliśmy cztery pomieszczenia i zrobiliśmy podłogi, tam gdzie ich nie było - wylicza Helena Szczepańska. - Mamy też nową kuchnię. Warunki bytowe znacznie się poprawiły, choć nie mamy osobnego pokoju dla wnuków.

Według nich dzieci mogą spać w pokoju razem z ojcem albo dzielić go z ciocią, która jest pedagogiem. Tym bardziej, że u rodziny, która się nimi opiekuje również nie mają swoich pokoi. Malwinka śpi w jednym z córką zastępczych rodziców, a Piotruś w drugim z ich synem.

- Jest wiele rodzin, które mają dużo gorsze warunki bytowe, niż moi klienci, a są w stanie wychować dzieci - podkreśla Aneta Grzegorzek, radczyni prawna, która przed sądem reprezentuje Szczepańskich. - Tak też stwierdził kurator sądowy, który sporządzał opinię na temat moich klientów - dodaje.

Najważniejsze są dzieci

Malwinką i Piotrusiem od dwóch lat opiekuje się małżeństwo Potońców z Nowego Sącza. To ich sąd ustanowił rodziną zastępczą dla dzieci Szczepańskiego.

- Dla nas najważniejsze jest dobro tych maluchów, które miały ciężkie dzieciństwo - zaznacza Kinga Potoniec, która jest nauczycielką w jednej z sądeckich szkół. - Jesteśmy za tym, żeby wychowywały się w swojej biologicznej rodzinie. I jeśli sąd tak postanowi, to zaakceptujemy to.

Potońcowie zwracają jednak uwagę, że Piotruś i Malwinka dzieci przez te dwa lata bardzo zżyły się z nimi i ich dziećmi.

- Coraz częściej mówią do nas mamo i tato. Słowa ciociu i wujek padają coraz rzadziej - mówi Maciej Potoniec. - Może przez to, że naprawdę jesteśmy dla nich rodzice. Traktujemy ich na równi z naszymi dziećmi i wkładamy wiele pracy w ich wychowanie.

Potońcowie przyznają, że metraż ich mieszkania nie pozwala na to, żeby każde z czwórki dzieci miało własny pokój. Dlatego dziewczynki dzielą jeden, a chłopcy drugi. Za to każde ma osobne biurko do nauki.

- Budujemy dom i wkrótce będziemy w stanie zapewnić dzieciom jeszcze lepsze warunki - zapewnia Maciej Potoniec. - Przeprowadzkę planujemy już na początku nowego roku.

Rodzice zastępczy mówią szczerze, że bardzo trudno będzie się im rozstać z Malwinką i Piotrusiem.

- Jednak decydując się zostać rodziną zastępczą liczyliśmy się z tym, że dzieci które do nas trafią, mogą w każdej chwili nas opuścić - przyznaje Kinga Potoniec. - Nie zamierzamy walczyć za wszelką cenę z dziadkami. Dobro dzieci powinno być najważniejsze - dodaje.

Sąd wyznaczy termin kolejnej rozprawy i ponownie wezwie matkę dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nowy Sącz. Sparaliżowany ojciec żyje dla dzieci, które sąd mu odebrał - Gazeta Krakowska

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska