Problem w związku z nieudzielaniem informacji przez telefon o stanie zdrowia pacjenta miała Czyteniczka ze Świecia, która od 15 lat porusza się na wózku inwalidzkim.
- Na początku kwietnia mąż przeszedł tomografię, potem trafił na oddział intensywnej terapii. Próbowałam się do niego dodzwonić, bo miał przy sobie telefon komórkowy, ale na tym oddziale nie wolno z niego korzystać. Dosłyszałam tylko, jak pielęgniarka każe mu się rozłączyć - relacjonuje kobieta.
Nikt nie chciał rozmawiać
Dlatego informacji o stanie zdrowia małżonka próbowała zasięgnąć u personelu. - Ale nikt nie chciał ze mną rozmawiać. Byłam zrozpaczona, bo obaj moi synowie mieszkają w Norwegii, żaden z nich nie mógł się stawić w Świeciu natychmiast. Bałam się, że mąż kona, a mnie nie będzie dane się z nim pożegnać - tłumaczy kobieta.
Problem wrócił 13 kwietnia, kiedy mężczyzna zmarł. - Sama jestem bardzo chora. Gdy miałam 16 lat, złamałam nogę. Podczas operacji zostałam zarażona gronkowcem. Przez to musiałam przejść kolejnych 40 operacji; w efekcie - gdy skończyłam 50 lat - trzeba mi było tę nogę amputować. W międzyczasie doszły inne schorzenia, także serca. W każdej chwili mogę trafić do szpitala i co wtedy będzie? Nikt z rodziny nie dowie się, w jakim jestem stanie? - pyta kobieta.
Podawali się za kogoś innego
Tomasz Ławrynowicz, dyrektor Nowego Szpitala w Świeciu przyznaje, że odmawiają udzielania informacji przez telefon, nauczeni doświadczeniem.
- Bardzo trudno jest zweryfikować, czy dzwoni ta osoba, za którą się podaje - stąd nasza ostrożność. Zdarzało się bowiem, że to pracodawca, a nie zatroskany ojciec chciał poznać stan chorego - wyjaśnia dyrektor lecznicy w Świeciu. Przyznaje on jednak, że sytuacja naszej Czytelniczki jest wyjątkowa. - Pani ta powinna dołączyć do swoich dokumentów oświadczenie, kogo i pod jakim numerem telefonu mamy powiadomić o jej stanie zdrowia. Omówię z personelem zasady postępowania w równie nietypowych okolicznościach - deklaruje dyrektor.
Czytaj e-wydanie »