- Z blondynki przeistoczyłaś się w szatynkę. Czy ta zmiana wiąże się z zakończeniem zdjęć do "Kasi i Tomka"?
- Nie. Po prostu właśnie zaczynam kolejną kampanię reklamową. Będę wprowadzała na rynek nowy produkt Garniera - naturalny kolor włosów, a więc i ja postanowiłam zbliżyć się do natury.
- Jeszcze do wakacji pojawiać się będą premierowe odcinki "Kasi i Tomka". A potem?
- Niestety, nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, a to z prostej przyczyny: sama nie wiem, czy powstaną kolejne odcinki. Na razie zamknęliśmy trzecią serię. Sprawa nie jest ostatecznie przesądzona. Zależy to zarówno od stacji, jak i od producentów.
- Rola Kasi to przełom w twoim życiu...
- W zawodowym - owszem. W prywatnym - właściwie nie, bo - tak, jak wcześniej - wiodę je w sposób dość uregulowany. Spotykam się z tymi samymi przyjaciółmi, jadam w tych samych restauracjach, nie zmieniłam też swoich zainteresowań
- Powiedz, jak to jest, gdy co tydzień otwierasz jakąś gazetę i czytasz o swoim nowym narzeczonym?
- Na moje szczęście czytam nie te gazety, które drukują tego typu rewelacje. W "Forum", "Polityce" czy "Gazecie Wyborczej" nie spotkałam plotek na swój temat.
- Akurat "Polityka" napisała, że Paweł Wilczak ostatnio wyniósł Ci śmieci.
- No, to może nie czytałam tego numeru.
- Scenarzystka Ilona Łepkowska od początku zapowiadała, że "Nigdy w życiu" to film ku pokrzepieniu kobiet.
- Zgadzam się w pełni. Zresztą - wbrew stereotypom - współczesna Polka po czterdziestce niekoniecznie musi być kurą domową, która - po porzuceniu przez męża - załamuje się i już nigdy się nie podnosi. Z własnych obserwacji wiem, że kobiety uczestniczą w kursach językowych, w ogóle stale się dokształcają, biorą kredyty, aby wyruszyć na wakacje za granicę czy jeździć na nartach. Słowem, realizują swoje marzenia i nie przerasta ich nawet wybudowanie domu bez pomocy męża. Owszem, wydaje się to trudne, ale tylko do momentu, gdy nie spróbuje się przystąpić do działania. Jestem przekonana, że historia Judyty z filmu "Nigdy w życiu" jest jak najbardziej prawdopodobna. Tym bardziej że osobiście przeżyła ją przecież autorka książki Katarzyna Grochola. Kobietom, które przyjdą do kina, ten film może dać wiele do myślenia. Że warto podjąć próbę jakiejś odmiany w swoim życiu. Niekoniecznie trzeba zaczynać od budowy domu, najpierw można - dajmy na to - wymienić doniczki czy narzutę na kanapie.
W każdym razie wierzę w pozytywne działanie takich filmów jak nasz. Ludzie, którzy oglądają jakąś historię na ekranie, potem wcale nie muszą przekładać jej na swoje życie. Lecz w głowach zaczynają kiełkować im takie pomysły, które sprawią, że ich codzienność zyska lepszą jakość. I o to przecież chodzi.
- Danuta Stenka złości się, gdy słyszy porównania Judyty do Bridget Jones. A ty?
- Aż tak ostro nie reaguję na te porównania. Istotny jest dla mnie fakt, że "Nigdy w życiu" to nie polska wersja "Dziennika Bridget Jones". Judyta ma inną konstrukcję psychiczną niż Bridget, obraca się w trochę innym świecie i kieruje się zupełnie innymi wartościami. Pomijam już to, że obie żyją w różnych krajach i ich sytuacje życiowe są odmienne. Dostrzegam jednak elementy wspólne obu tych historii. Tym, co je łączy, jest na pewno humor, dystans i sposób komentowania rzeczywistości, który sprawia, że i Bridget, i Judycie łatwiej przejść trudności.
- W filmie grasz Ulę, przyjaciółkę Judyty, a w wywiadach wspominałaś, że chciałabyś zaprzyjaźnić się z Danutą Stenką. Czy między aktorkami przyjaźń jest w ogóle możliwa?
- Pewnie, że tak! Choć na pewno nie jest to łatwe. Działa czynnik zazdrości i inne demony złożone z tak zwanych grzechów głównych
- Byłabyś lepszą Judytą niż Stenka?
- Bardzo cieszę się, że mogłam być filmową przyjaciółką Danusi. Sądzę, że z rolą Judyty poradziła sobie świetnie. Tutaj nie mam najmniejszych wątpliwości: nie byłabym lepszą Judytą!
- Wyobrażasz sobie świat bez mężczyzn?
- Widziałyśmy "Seksmisję", prawda? Nie ma mowy! Poza tym kto by wbijał gwoździe, przytulał, dokarmiał, woził na wakacje, pokazywał nowe miejsca?
- Kobiety są silniejsze od mężczyzn?
- Nie lubię kategorycznych poglądów. Myślę, że na świecie są bardzo silne kobiety i bardzo słabi mężczyźni, ale nie generalizowałabym tego w ten sposób. To piękne, że mężczyźni przyznają się do swoich słabości, bo to sprawia, że są nam bardziej bliscy. I to piękne, gdy mówią, że kobieta w ich otoczeniu jest silna - przez to wydają się bardziej ludzcy.
- A ty jesteś silna?
- Nie wiem, nie jestem obiektywna na temat mojego ja. O sobie - wbrew pozorom - wie się najmniej. Wydaje mi się, że jestem osobą wytrzymałą i dość odporną psychicznie. Jednocześnie tkwią we mnie takie rejony, które są wyjątkowo słabe. Jak u każdego człowieka. Ale nie dam się naciągnąć na zwierzenia na temat swoich słabości.
