- Mama jechała z sąsiadem do sklepu; jego samochodem. On kierował, ona była pasażerką, siedziała obok niego. Kierowca doprowadził do wypadku. Uniknął śmierci, ale moja mama zginęła. Miała wtedy 53 lata, wydarzyło się to cztery lata temu - wspomina Dariusz, obecnie 36-latek. - Tego dnia, gdy mamy życie się skończyło, moje się zmieniło.
Mężczyzna opowiada: - Pochodzę spod Mogilna. Rodzice dwójkę nas wychowywali, moją siostrę i mnie. Mieszkaliśmy we czwórkę na dwóch pokojach w budynku wielorodzinnym. Z mamą zawsze miałem superkontakt, z tatą często się kłóciłem. Dwa silne charaktery. Nastawała kilkudniowa cisza i sytuacja wracała do normy, aż do kolejnej spiny. Siostra raczej potulna była, nie wdawała się w pyskówki.
Darek nigdy nie wyrywał się do dużego miasta, ale do niego trafił. - Wtedy, gdy poszedłem do zawodówki do Bydgoszczy. Po szkole znalazłem tutaj pracę. W Bydgoszczy też poznałem swoją przyszłą żonę. Była samotną matką z dwójką małych dzieci. Mnie to nie przeszkadzało. Uwielbiam dzieci. Zacząłem być ich drugim tatą. Z partnerką wzięliśmy ślub rok później.
Trzecie dziecko
Stan cywilny zmienili, ale mieszkania - nie. - Wciąż wynajmowaliśmy je w Bydgoszczy - mówi Darek. - Pracowałem jedynie ja, żona opiekowała się dwojgiem starszych dzieci i trzecim, czyli najmłodszym, naszym wspólnym. Później zacząłem chorować, i fizycznie, i psychicznie. Przeszedłem na rentę. Nie było opcji, żebyśmy wzięli kredyt i kupili mieszkanie. Siostra natomiast mieszkała z partnerem w domu naszych rodziców. Ona ze swoim facetem na jednym pokoju, mama, gdy jeszcze żyła, z tatą zajmowali drugi.
Darek w rodzinne strony przestał jeździć po śmierci matki. Tym bardziej, że zaraz po pogrzebie wybuchła awantura.
- Ojciec sam zorganizował pochówek - kontynuuje Darek. - Po wyjściu z cmentarza pojechaliśmy na kawę, właśnie do rodzinnego domu. Mocno z tatą się pokłóciłem. Dobrze, że dzieci nie słyszały. Jak stałem, tak wyszedłem. Do teraz nie wróciłem.
Po ostatnim pożegnaniu matki, jeszcze w tym samym tygodniu, Darek odebrał w Bydgoszczy pismo od spółdzielni mieszkaniowej spod Mogilna, zarządzającej budynkiem, w którym mieści się mieszkanie rodziców. - To było powiadomienie o wymeldowaniu mnie stamtąd. Ojciec tak zrobił, bez uprzedzenia.
Okazało się, że dzień, może dwa dni po pogrzebie żony, ojciec Darka pofatygował się do spółdzielni. Zgłosił, że syn od paru lat w tym mieszkaniu nie przebywa. Odbyła się wizja lokalna, zatem wizyta przedstawicieli administracji, żeby potwierdzić wersję starszego pana. No i zgłoszenie się potwierdziło. Wewnątrz nie było żadnych rzeczy i mebli Darka.
Prawo właściciela
Właściciel może złożyć wniosek o wymeldowanie lokatora bez jego zgody, jeśli ten opuścił nieruchomość na stałe. Tak stanowią przepisy dotyczące ewidencji ludności. Tenże właściciel musi jednak udowodnić, że lokator wyprowadził się i nie ma w planach wracać.
Darek zaznacza: - Ojciec z tego prawa skorzystał. Moja siostra z partnerem za tym stoją. Za czasów mamy byłem mile widziany w domu. Po jej śmierci, mojej siostrze oraz jej konkubentowi zaczęła przeszkadzać nawet myśl, że mogę wrócić. Tata miał jeden pokój. Jak tam jeździłem, to spałbym w drugim, praktycznie należącym w połowie do siostry, a w połowie do mnie. Nie zatrzymywałem się na noc, chociaż teoretycznie mógłbym. Siostra ze swoim konkubentem chcieli mnie wyeliminować. Namówili ojca do wymeldowania mnie.
Meldunek jest tylko formalnością administracyjną. Nie gwarantuje praw do mieszkania. - Od wspomnianych czterech lat nigdzie nie mam zameldowania. W dokumentach podaję miejsce pobytu tymczasowego, czyli wynajmowane mieszkanie. Siostra i jej partner powód mieli, żeby mnie wymeldować: wkrótce po pogrzebie mamy wyszło na jaw, że siostra i jej partner spodziewają się dziecka - dodaje nasz rozmówca.
Zero telefonów
Teraz to dziecko ma około trzech lat. - Dokładnie nie wiem, kiedy się urodziło - wskazuje Dariusz. - Nigdy go nie widziałem. Po awanturze z ojcem pewnie bym się z nim pogodził. W momencie, w którym dostałem informację o wymeldowaniu, odciąłem się od niego. Z siostrą i pseudoszwagrem także nie mam kontaktu. Zero telefonów nawet z życzeniami świątecznymi albo na urodziny. Żadnych rozmów na Facebooku czy gdziekolwiek indziej. Od innych ludzi wiem, że mieszkają pod dotychczasowym adresem. Dziadek, siostra z facetem i ich dziecko.
W październiku 2024 roku Darek pomyślał, że chce pogodzić się z ojcem. - Dojrzałem do tego. Zaczyna mi brakować taty. Muszę zadziałać, zanim zabraknie go na zawsze. Mamy już nikt mi nie odda, ale postaram się odzyskać tatę. Co do siostry, nie jestem jeszcze przekonany. Na odnowieniu kontaktów z nią na razie mi nie zależy. Chciałbym pojechać do ojca z żoną i dzieciakami, po prostu pogadać. Niech zobaczy, jak wnuki mu urosły. Wyobrażam sobie, że jest jak dawniej. Zaprosilibyśmy go do nas na obiad, może w gwiazdkę. Wynajmujemy już inne mieszkanie. W nim nie był.
1 listopada Dariusz-rencista z rodziną pojadą pod Mogilno, na cmentarz. - Jeszcze żonie nie powiedziałem, ale planuję czekać tak długo, aż przyjdzie tata, a na pewno przyjdzie. Gdy w ciągu roku odwiedzam grób mamy, leżą świeże kwiaty i palą się znicze. Tata je przynosi. Mijamy się. Teraz mam nadzieję przestać się mijać. Nie zadzwonię najpierw, bo nie mam numeru telefonu taty. Zresztą bałbym się usłyszeć jego reakcji przez telefon. Liczę na to, że skoro spotkamy się na cmentarzu, to dobrze mnie potraktuje.
Darek nie jest jedynym, który zorientował się, że brakuje mu osoby bliskiej, która stała się daleka.
- Śmierć jednej osoby z rodziny czasami zbliża ludzi jeszcze bardziej, ale zdarza się, że to ta osoba, która umiera, była tą, która wszystkich łączyła - wyjaśnia Paulina Perz, psycholog z Bydgoszczy. - Na przykład mama, do której zjeżdżało się całe rodzeństwo na święta Bożego Narodzenia. Potem okazuje się, że albo nie mają o czym rozmawiać, albo nie chcą, bo są sytuacje z przeszłości, powodujące złość. Być może jakieś niewyjaśnione sprawy powodują, że nie mamy ochoty na bliskie spotkania. Oczywiście najlepiej byłoby mówić o swoich emocjach na bieżąco. Trzymanie tej złości w sobie i pielęgnowanie jej powoduje, że nie chcemy racjonalnie i przychylnie spojrzeć na drugiego człowieka. Mijają miesiące, lata. Nagle zdajemy sobie sprawę, że tęsknimy za drugą osobą. Wtedy zamiast zastanawiać się, co się wydarzyło i dlaczego, warto zadzwonić do tej osoby i po prostu porozmawiać, powiedzieć jej: „brakuje mi ciebie”. Potem można się wspólnie zastanowić, co zrobić, żeby sytuacja się nie powtórzyła.
Doniczki z kwiatami
Kłótnie są wpisane w codzienność. Nieco więcej niż co czwarty badany (28 procent) twierdzi, że w jego rodzinie nigdy nie zdarzają się sprzeczki czy awantury, zaś w ponad połowie rodzin (54 proc.) są one niezwykle rzadkie. W co szóstej rodzinie (18 proc.) do kłótni dochodzi przynajmniej parę razy w miesiącu. Oto główne wnioski, jakie płyną z opracowania „Przemoc i konflikty w domu”, przygotowanego przez Centrum Badania Opinii Społecznej. Krzyk podczas kłótni to naturalna reakcja. Trzeba wyrzucić z siebie emocje. Sęk w tym, że każda burza przechodzi. Gniew również powinien przejść.
Święta, zwłaszcza Bożego Narodzenia, sprzyjają pojednaniu. - Wszystkich Świętych też - dopowiada Darek. - Kupiliśmy doniczki z chryzantemami, może orchidee też weźmiemy. Wybieramy się w piątkę na grób mamy. I na spotkanie z tatą.
PS. Na prośbę bohatera jego imię zostało zmienione.
