Odszedł w nocy z poniedziałku na wtorek pokonany przez nowotwór. Miał 74 lata.
Do końca interesował się tym, co dzieje się w Świeciu. Ostatnio szczególnie obchodziła go rewitalizacja Starego Miasta. Jak wielu, niepokoił się, że w okolicach Dużego Rynku wymiera handel. - Przekształcenie ulicy Klasztornej w deptak sprawi, że już nikomu nie będzie się chciało tu pojawiać - przekonywał.
Dwa lata temu opublikował swoją książkę "Nie ma życia bez pszczół", gdzie dokładnie opisał dzieje pszczelarstwa na terenie ziemi świeckiej. Wielu, którym kojarzył się tylko z fotografią, było zaskoczonych, ale Henryk Sarnecki pochodził z rodziny z miodowymi tradycjami. Jego ojciec Zygmunt Sarnecki po wojnie organizował struktury Powiatowego Związku Pszczelarskiego w Świeciu. Syn był z tego dumny. - Lubiłem korzystać z jego wspomnień, wiedzy i wspaniałego archiwum. Nie znam nikogo, kto z takimi szczegółami opowiadał o wydarzeniach sprzed czterdziestu lat. Miał fenomenalną pamięć - mówi Andrzej Bartniak, nasz fotoreporter.
Oprócz pasji historycznej, Sarnecki przez całe życie fotografował. Jeszcze w zeszłym roku można go było spotkać w trakcie wielu imprez kulturalnych, gdzie dokumentował życie świecian.
W połowie lat dziewięćdziesiątych prowadził drużyny młodzieżowe grające we Wdzie. Miał również epizod medialny - wydawał gazetę "Życie Świecia".
Zasłynął także jako organizator DKF "Klaps'83", który na swoich projekcjach wypełniał salę widowiskową w ośrodku kultury po brzegi. - Pomagałem mu przy tym. Mało kto zdaje sobie sprawę, ile godzin spędziliśmy w aucie jeżdżąc po kopie filmów - wspomina Zdzisław Cel, przyjaciel Sarneckiego.
Społecznik organizował też pomoc humanitarną dla świecian z Holandii w trakcie stanu wojennego. - Był zrównoważonym człowiekiem, pełnym pasji do sportu, fotografii, historii, ale przede wszystkim do Świecia. Nie sposób pogodzić się z tą śmiercią - dodaje Cel.
Jeszcze nie wiadomo, kiedy odbędzie się pogrzeb Henryka Sarneckiego.
Czytaj e-wydanie »