Pewnego dnia, przeglądając prasę, zobaczyłam ogłoszenia matrymonialne. Zainteresowała mnie jedna z ofert. Odpowiedziałam na nią. Nie kryłam zaskoczenia, gdy jakiś czas później nadszedł list, trudno mi było uwierzyć, że moja skromna osoba naprawdę kogoś zainteresowała.
Pan obiecywał opiekę,
bezpieczeństwo i szczęście. Proponował nawet, żebym u niego zamieszkała, co nawet mi odpowiadało. W czarujący sposób zaprosił mnie do siebie, zaznaczając to drukowanymi literami. Podał numer telefonu, z którego chętnie skorzystałam. Gdy w słuchawce usłyszałam jego zmysłowy głos, serce zabiło mi mocniej. Poczułam się jak nastolatka. Umówiliśmy się, że odwiedzę go w najbliższą sobotę. Szczerze mówiąc uważałam, że pierwsza randka powinna odbyć się na bardziej neutralnym gruncie, na przykład w kawiarni, ale on gorąco zapraszał mnie do swego domu. Nie kryję:
zrobiłam się na bóstwo,
założyłam seksowną sukienkę i udałam się w podróż do odległego o 120 kilometrów miasta. On miał czekać na dworcu, ale nikogo tam nie było. Wyglądałam na niego, wreszcie zniecierpliwiona poszłam do budki telefonicznej i zadzwoniłam pod jego numer na "komórkę". Powiedział, że pomylił środki transportu i jest w innej części miasta. Pojechałam pod adres podany w liście, drzwi otworzył syn. Zdziwił go mój widok, on również nie wiedział, gdzie jest ojciec. Znów telefonowałam. - Zaraz będę - powiedział. Ponad godzinę czekałam pod blokiem, wreszcie wykonałam kolejny telefon. Jego"komórka" milczała.
Zła, zdenerwowana, upokorzona, wróciłam na dworzec. Droga powrotna zajęła mi sporo czasu, bowiem w soboty nie kursują wszystkie pociągi. Po dwunastogodzinnej nieobecności i kilku przesiadkach dotarłam do swojego domu. Próbowałam z "wielbicielem" wyjaśnić tę sprawę, jednak on zachowywał się dziwnie. Wreszcie wytłumaczył, że nie jest gotowy na nowy związek, że wrócił do kobiety, z którą był wcześniej...
Jestem zła sama na siebie,
do dziś nie rozumiem, co mnie skłoniło do podjęcia tak szybkich i zupełnie nieprzemyślanych decyzji? Czyżby jego czarujący głos? Trudno mi będzie zaufać innemu mężczyźnie. Chyba dalszą część życia spędzę w fotelu, robiąc swetry na drutach...
