Z godnie z ustawą dekomunizacyjną miasto miało czas na rozbiórkę pomnika do końca marca br. Uporało się z tym zadaniem przed czasem. Otrzyma więc od wojewody zwrot poniesionych kosztów (ponad 100 tys. zł). Gdyby ratusz nie podjął się rozbiórki pamiątki po czasach komunistycznego totalitaryzmu, zleciłby ją wojewoda, a kosztami obciążył budżet miasta.
Demontaż pomnika trwał tak naprawdę dwa dni. Wpierw za pomocą specjalnego dźwigu zdjęto z niego ważące 28 ton figury żołnierzy polskiego i radzieckich. Przewieziono je na teren spółki komunalnej przy ul. Toruńskiej, "amputując" po drodze, przy użyciu koparki, rękę jednego z żołnierzy, która mogłaby zniszczyć przewieszony nad jezdnią stelaż z reklamą. Dwa dni później zburzony został cokół pomnika wraz z betonowym postumentem.
Przypomnijmy, ze informacja o tym, że pomnik będzie musiał być zburzony obiegła Inowrocław pod koniec stycznia br. Sprowokowała gorącą dyskusję, w której większość głosów była za pozostawieniem monumentu. Skończyło się jedynie na wymianie zdań. W pierwszym dniu rozbiórki na miejscu nie brakowało dużej grupy gapiów. Nie było jednak transparentów, ani otwartego protestu w obronie pomnika.
Obecnie miejsce po monumencie znaczy jedynie betonowa płyta - fundament. Być może kryje ona pojemnik z aktem erekcyjnym, którego bacznie wypatrywali regionaliści i historycy śledzący prace rozbiórkowe. Ciekawe, czy taki dokument w ogóle tam wmurowano.
W trakcie rozbiórki nikt nie protestował. Są jednak osoby, które nie mogą się z nią pogodzić. Świadczy o tym choćby symboliczny goździk, którego sfotografowaliśmy na tym co z monumentu pozostało.
Otrzymaliśmy maila od osoby (prosi o anonimowość), która położyła goździk na miejscu po pomniku. Oto jego treść:
"Dzień dobry!
To ja jestem osobą, która dopuściła się strasznego czynu złożenia goździka w miejscu zburzonego pomnika. To było absolutnie spontaniczne. Pomijam fakt, że pomnik był charakterystycznym punktem na mapie miasta. Nie kierowały mną pobudki polityczne, nie mnie też oceniać historię. Jestem z pokolenia, które na szczęście nie zaznało wojny, ale wiele o niej słyszałam od rodziców, którzy to piekło przeżyli.
Moją intencją było oddanie hołdu wszystkim matkom, które wypłakały oczy po stracie swoich synów. Nikt ich nie pytał, czy chcą walczyć w nie swojej wojnie. Wcielano do armii i jako mięso armatnie wysyłano na front. Matki czekały, płakały i odchodziły z tego świata nie znając miejsca pochówku swoich dzieci. Kłaniam się wszystkim matkom tym polskim i radzieckim.
P.S. Ja też nigdy się nie dowiedziałam, gdzie spoczywa mój dziadek, (...) wywieziony na Ural i nie jest mi z tym dobrze".
Demontaż Pomnika Wdzięczności w Inowrocławiu [nowe zdjęcia, wideo]