https://pomorska.pl
reklama
II tura wyborów - pasek artykułowy

Ogródek profesora

dariusz knapik [email protected]
Jacht "Orion” został skasowany. Ale jak widać gołym okiem tylko na papierze. Na szczęście pracownikom katedry udało się go wytropić i odzyskać.
Jacht "Orion” został skasowany. Ale jak widać gołym okiem tylko na papierze. Na szczęście pracownikom katedry udało się go wytropić i odzyskać. Fot. tytus żmijewski
Jeden z asystentów strzygł profesorowi włosy. Inni kupowali mu dresy, leki, kąpielówki.

Odstawiali szefowi auto na przegląd, przewozili meble, reperowali wędki. I nosili jego teczkę.

Wieść niesie, że pierwszy zbuntował się dr Krzysztof Napieraj. Było tajemnicą poliszynela, że od lat prowadzi zajęcia za prof. Stanisława Borsuka, kierownika Katedry Kształtowania i Ochrony Środowiska. Szef własnoręcznym podpisem potwierdzał, że zrobił swoje i kasował pieniądze, ale jakoś się nie palił, by podzielić się nimi z podwładnym. Kończyło się tylko na obiecankach. W końcu Napieraj powiedział: dość!

W tym roku akademickim doktor kazał przepisać na siebie jeden z przedmiotów, które rzekomo wykładał prof. Borsuk. Podziałało to zaraźliwie na innych jego kolegów, którzy postanowili, że nie będą już dłużej milczeć. Wkrótce wieści o tym, co się wyprawia w katedrze, dotarły do prof. Zbigniewa Skindera, rektora Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy.

Na jego polecenie dziekan Wydziału Budownictwa i Inżynierii Środowiska prof. Tomasz Szczuraszek spotkał się z pracownikami katedry. Pierwszy wszedł na salę prof. Borsuk. - Ja pana nie prosiłem - oświadczył dziekan. Profesor nie chciał jednak wyjść, nie pomogło nawet polecenie służbowe wydane przez Szczuraszka. Rad nie rad dziekan urządził więc pokój zwierzeń w swoim gabinecie. Trójkami przewinęli się przez niego pracownicy katedry, rozmowy zostały nagrane.
Finał był taki, że 15 października ubiegłego roku rektor zawiesił Stanisława Borsuka jako szefa katedry. Powołał też specjalną komisję do wyjaśnienia stawianych mu zarzutów. Jej raport otoczony jest na razie ścisłą tajemnicą, ale my przeprowadziliśmy własne śledztwo.

Pora na doktora
W 1976 roku Stanisław Borsuk został doktorem ekonomii. Od tego czasu związał się z bydgoską ATR, dziś - UTP. W 1990 roku habilitował się z geografii na Uniwersytecie im. Łomonosowa w Moskwie. Rektor Zbigniew Skinder i prorektor Tomasz Topoliński podkreślają jego duże zasługi wniesione w tworzenie i rozwój katedry, pozyskanie sporych funduszy na wyposażenie czy badania.

Do dziś nie powstała jednak pod jego kierunkiem żadna praca doktorska. W 2006 roku miał być współpromotorem, ale rada Wydziału Rolniczego UTP nie wyraziła na to zgody. W swym dorobku Stanisław Borsuk wymienia jednak aż 5 doktorantów. Jak wyjaśnił mi osobiście, nigdy bowiem nie zdobyliby tych tytułów, gdyby nie pozyskane przez niego granty, które im przydzielał.

Na razie Borsuk dorobił się stanowiska profesora nadzwyczajnego UTP. Ale jest publiczną tajemnicą, że przechowuje w szufladzie pieczątkę profesora belwederskiego. Nieraz przybijał ją na wykonywanych na zlecenie opracowaniach czy ekspertyzach. Ma też pokaźną kolekcję pieczątek biegłego różnych specjalności. Wszystkie opatrzone są bezprawnie tytułem: prof. dr hab.

Magazyn u sołtysa
Od minionej jesieni katedra bezskutecznie usiłuje odzyskać sprzęt, który wypożyczył sobie profesor. Wysyłanych na jego adres domowy pism nikt nie odbierał. Wreszcie w minionym miesiącu osobiście wręczył mu je dziekan. Chodzi m.in. o zwrot silnika spalinowego oraz elektrycznego do łodzi, telewizora, łódzi pontonowej.
Prof. Borsuk przyznaje się jedynie do prywatnego użytkowania uczelnianej przyczepy campingowej. Jak twierdzi, reszta wyliczonego sprzętu stanowi wyposażenie należącej do katedry stacji terenowej w Tleniu. Ponieważ były włamania, oddał to na przechowanie miejscowemu sołtysowi. Profesor ma w Tleniu dom po rodzicach. Jego podwładni nie kryją, że wiele razy widzieli ten sprzęt na daczy u szefa. Nieoficjalnie wiemy, że potwierdził to także uczelniany audytor.

Na szczęście w katedrze zachowały się podpisane przez Borsuka rewersy na wszystkie wypożyczone rzeczy. Ale co ma robić kwestura, gdy z majątku uczelni wyparuje gdzieś tajemniczo kuter motorowy?

Okręt flagowy
W 1994 roku katedra prowadziła studia podyplomowe dla oficerów z całego Pomorskiego Okręgu Wojskowego. Armia postanowiła się zrewanżować. Decyzją szefa sztabu POW ofiarowano katedrze kuter rozpoznawczy, który miał jej służyć podczas badań. Według dokumentów jego wartość, wraz z przyczepą do przewozu, wynosiła 230 tys. zł.

Na polecenie Borsuka jednostki nie wpisano do księgi inwentarzowej. Po dwóch miesiącach przyjechał ciągnik, kierowca oświadczył, że profesor kazał mu zabrać kuter do Stopki, gdzie zostanie wyremontowany. Podwładni nie kryli zdumienia, jednostka była bowiem w idealnym stanie. Od tego czasu po kutrze zaginął wszelki ślad.

Profesor tłumaczy, że jednostka została przez niego przekazana burmistrzowi Koronowa. Wymarzył on sobie, że zrobi z niej okręt flagowy i będzie na niej woził VIP-ów. Obiecał łożyć z kasy miasta na jej utrzymanie, a w razie potrzeby miała być do dyspozycji katedry. Pytam o remont. Prof. Borsuk twierdzi, że chodziło o zainstalowanie lodówki, miejsc do spania. Pracownicy katedry nie kryją zdumienia. To było technicznie niemożliwe, po prostu brakowało na to miejsca.
Jak twierdzi profesor, burmistrz planował wielką uroczystość wodowania okrętu flagowego, wtedy miał podpisać wszystkie dokumenty. Kuter stał podobno kilka lat w Stopce, co się z nim stało, tego Borsuk nie wie. Burmistrza nie można już zapytać, bo zmarł ładnych kilka lat temu.

Flota odpłynęła
Katedra posiadała też 6-osobową, luksusową łódź motorową "Dorota". Minionej wiosny wśród pracowników rozeszły się pogłoski, że szef zamierza ją przekazać w nieodpłatne użytkowanie Bydgoskiemu Klubowi Żeglarskiemu. Plany te wywołały wzburzenie i protesty, motorówkę wywieziono więc z hangaru późnym popołudniem, gdy wszyscy rozeszli się już do domów.

Jacht "Orion" początkowo użytkował Akademicki Klub "Arius", potem na polecenie Borsuka przez wiele lat stacjonował w Srebrnicy nad Zalewem Koronowskim, gdzie profesor ma drugą daczę. Jego podwładni nie kryją, że prywatnie użytkował go sam szef. Jakieś trzy lata temu na jego polecenie przewieziono jacht na plac magazynowy przed katedrą i przeznaczono do kasacji. Uczelniana komisja podpisała odpowiednie papiery i nakazała złomowanie jednostki. A kilka miesięcy później przyjechał syn profesora z kolegami i wywiózł gdzieś "Oriona" w siną dal.
Jesienią tego roku któryś z podwładnych profesora wykrył, że jacht stoi sobie w zakładzie szkutniczym pod Bydgoszczą i czeka na remont. Zawiadomiono audytora UTP, który kazał przewieźć go do katedry i ponownie wpisać do ksiąg inwentarzowych. Przy okazji w warsztacie odnalazła się też należąca do UTP, 2-osiowa przyczepa do przewozu jachtu, warta ok. 3 tys. zł.

Wersja profesora jest całkiem inna. Wrócił do pracy po długiej chorobie i zarządził przegląd wysłużonego sprzętu. Bije się w pierś, za bardzo wierzył ludziom, a po operacjach nie miał jeszcze sił, by sam wszystkiego dopilnować. Któregoś dnia wypatrzył "Oriona" i uznał, że można go jeszcze wyremontować. Zaczął szukać sponsorów. Ponieważ trafił do sanatorium, polecił więc synowi, by przewiózł jacht do warsztatu. I gdy tak czekał sobie na remont, przyjechał audytor.

Faktura od szwagra
- Momentami traktował tę katedrę jak swój folwark - mówi jeden z pracowników. - Od lat przekraczaliśmy telefoniczne limity, bo pan profesor wciąż dzwonił w prywatnych sprawach. Latem zawsze zarządzał katedrą ze swojej daczy w Tleniu. Kazał wtedy sekretarce dzwonić na prywatny numer lub komórkę.
Borsuk podkreśla z oburzeniem, że zawsze płacił za te rozmowy z prywatnej kieszeni. Ale jest też faktem, że od jesieni, gdy rzadko pojawia się w katedrze, raptem skończyło się przekraczanie limitów.

Powołana przez rektora komisja wzięła też pod lupę niektóre dostarczane przez profesora delegacje i faktury. Według jednej z nich Borsuk kupił cztery wkłady do drukarek komputerowych, które jak oświadczyli odpowiedzialni za sprzęt pracownicy, nigdy nie trafiły do katedry. Tylko czemu profesor kupował je aż w Koszalinie i akurat w firmie swojego szwagra? On sam temu nie zaprzecza - po prostu były tanie.

Kontrowersje budzą też dwa rachunki za modernizację sprzętu informatycznego. Profesor przyniósł je i kazał rozliczyć. W pierwszym przypadku po cichu zbojkotowano polecenie, w drugim faktura kilka razy wracała z kwestury, ale w końcu wypłacono Borsukowi pieniądze. Według pracowników żaden z kilkunastu znajdujących się na stanie katedry komputerów nie był w tym czasie naprawiany. Na fakturze nie ma zaś numeru inwentarzowego sprzętu ani listy wymienionych części.

Profesor twierdzi, że chodziło o komputer w jego gabinecie. A że czegoś nie wpisano, to przecież nie jego wina.

Naukowa biesiada
Ostatnio katedra przędła coraz bardziej cienko. Po bardzo chudym roku 2005 w kolejnych latach kompletnie wysechł strumień pieniędzy płynących na badania czy zlecenia. Brakowało dosłownie na wszystko, nawet na delegacje. Mimo to, w lipcu minionego roku, z wielką pompą zorganizowano w Tleniu uroczystości 25-lecia katedry.

Ponieważ kasa świeciła pustkami, profesor wyciągnął rękę do sponsorów. Do różnych firm i instytucji rozesłano prośbę o dofinansowanie konferencji naukowej pn. "Kompleksowe badania i ochrona środowiska naturalnego". W sumie zebrano ok. 7 tysięcy złotych. Jesienią katedra jeszcze raz poprosiła sponsorów o wsparcie konferencji. Wlelu z nich nie bardzo się do tego jednak paliło, mówiąc, że przecież już raz dali.

Sęk w tym, że z pieniędzy na konferencję opłacono jubileuszową fetę. Kosztowała blisko 4 tysiące złotych. Był bankiet z alkoholem, grill, przemówienia. Goście dopisali jednak średnio. Dwóch prorektorów UTP wpadło na kilka godzin i po południu opuściło imprezę. Jedynym gwoździem programu był stary znajomy Borsuka, wiceminister środowiska Krzysztof Zaręba. Tylko nieliczni pracownicy katedry zasiedli za stołami. Większość podawała gościom dania z grilla, woziła VIP-ów motorówkami. Nie boczyli się, bo przyzwyczaili się już do bardziej szokujących rzeczy.

Lista zleceń
Usankcjonowanym od lat zwyczajem podwładni profesora służyli szefowi w różne sposoby. Mało kto boczył się na prośby o kupno papierosów, bułek, kiełbasy. Ale bywały bardziej niecodzienne zlecenia.
- Któregoś dnia wezwał mnie. Masz tu 200 złotych i kup dresy, kompielówki i jakieś sandały. I właśnie z nimi miałem największy cyrk, żadna para mu się nie podobała, musiałem kilka razy jeździć i wymieniać - wspomina jeden z asystentów.
Gdy przychodziło odstawić auto szefa do przeglądu, zbierano dwuosobową ekipę. Jeden podwładny jechał jego wozem, drugi własnym, bo z powrotem trzeba było zabrać kolegę. Później obaj wracali odebrać auto z serwisu. Szef prosił też o wymianę opon, wykupienie lekarstw na recepty, przewóz mebli czy rowerów na jego działkę do Tlenia. Kiedy indziej przynosił do naprawy nożyce do żywopłotu, szuszarkę, wędki, narty itd.

Od lat jeden z pracowników regularnie strzygł profesora. Zawsze szli do laboratorium, bo tam łatwiej sprzątnąć włosy z płytek.

Sami chcieli
Jak twierdzi profesor, jego fryzjer sam przychodził do niego i przypominał, że już pora na strzyżenie. Ale strzygł też innych kolegów, także na obozach dla płetwonurków.

Nie zaprzecza, że wysyłał podwładnych po sprawunki typu papierosy, herbata, bułki. Ale nigdy alkohol, bo wydał surowy zakaz picia na terenie katedry. Auto do przeglądu? Raz. Opony? Możliwe, nie pamięta. To nie było "na rozkaz", a on jest schorowanym człowiekiem i ma trudności z poruszaniem.
A przecież załatwia tu setki spraw, dwoi się i troi. Jak to się ma do milionów, które włożył w tę katedrę? Zdaniem profesora jego podwładni często poczytywali sobie za zaszczyt, że mogli mu pomóc. Bo żywił ich, oczywiście nie z uczelnianych pensji, ale grantów i zleceń, które pozyskiwał dla katedry.

Wielu podwładnych ma jednak na ten temat inne zdanie. To nie były prośby, ale "propozycje nie do odrzucenia". Kto się boczył, wykręcał, musiał się liczyć z reprymendą, a nawet groźbami. Pracownicy złożyli już w tej sprawie pisemne oświadczenia.

Gdy dzwoni minister
Na liście zleceń było również prowadzenie zajęć za szefa. Z zasady nieodpłatnie. Profesor miał swoisty stosunek do wykładów i ćwiczeń. Już wcześniej do prodziekan Marzenny Wiśniewskiej wpływały skargi studentów, że prof. Borsuk nie w pełni wywiązuje się ze swych obowiązków dydaktycznych. Pani prodziekan była w niezręcznej sytuacji, jest bowiem pracownicą katedry i podwładną Borsuka.
Zarzuty potwierdzają pracownicy. Profesor nieraz odwoływał zajęcia, często je skracał. Non stop podobno dzwonili do niego ministrowie, wojewodowie i inne VIP-y. Cóż więc miał robić, szedł do gabinetu odebrać telefon i już nie wracał.
Profesor nie zaprzecza. Jak stwierdza, kiedyś tworzył bydgoską ATR i dziś jest "osobą rozrywaną". Kiedy po długiej chorobie wrócił do pracy, wydzwaniają do niego różne ważne osobistości. Ministrowie też, bo on kiedyś z wieloma ludźmi współpracował. Ma także swoje zasady dotyczące wykładów. Po prostu mówi tak długo, aż wyczerpie temat i wtedy kończy zajęcia.

Kto nie lubi profesora
Co sprawiło, że większość ludzi, którzy kiedyś byli najbliższymi współpracownikami profesora, obróciło się dziś przeciw niemu? Stanisław Borsuk podkreśla, że od podstaw stworzył katedrę, która jeszcze niedawno była największą na ATR, przodowała też w liczbie pozyskiwanych grantów, zleceń i badań, ale w 2000 roku uległ ciężkiemu wypadkowi, przeszedł wiele operacji i na długo zerwał kontakt z katedrą. Gdy wrócił, zastał tu kompletne rozprzężenie. Zaczął więc dyscyplinować ludzi, wydawał wiele zarządzeń. Przestali więc go lubić.

- Nie wiem, ile jest osób, którym ta uczelnia zawdzięcza tyle co mi. Polskie piekło sprawiło, że zniszczono mnie i zrobili to ludzie, którzy wszystko mi zawdzięcają.
W miniony poniedziałek komisja, badająca postawione Stanisławowi Borsukowi zarzuty, przedstawiła swoją opinię rektorowi UTP prof. Zbigniewowi Skinderowi. Podjął on decyzję o skierowaniu sprawy do komisji dyscyplinarnej.

Komentarze 16

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Chciałbym zwrócić uwagę zainteresowanych na:
/home/grzegorz/Pulpit/art.jpg
s
szelest
Wykłady z profesorem wyglądały niemal zawsze tak samo - tłum ludzi przed salą, bo niby dziś maja się w końcu odbyć, a lepiej na nich być..., oczekiwanie, a potem już tylko zniechęcenie i powolny marsz w stronę wyjścia, do autobusów, do późno-popołudniowej męczącej podróży do mieszkanek... wyjątkowo od czasu do czasu się pojawiał, bezsprzecznie człek wyjątkowy, jednak pozytywnego oddziaływania (głównie pewnie przez brak kontaktu) na studentów nie zauważyłem... zmiana zarządu powinna mieć tutaj miejsce już dawno temu, jeszcze na pierwszym roku nie mogłem pojąć tej parodii. Wierzę że zachodzą tam zmiany. Zmiany na lepsze.
ż
żenada
"Jak zaczął się Borsukowi palić grunt pod nogami to namówił grupę studentów żeby złożyli oświadczenie, że jego wykłady odbywają się systematycznie i są jednymi z najciekawszych na wydziale. Obiecywał załatwienie pracy po studiach za ten akt poparcia."

Jeżeli Ktoś nie ma pojęcia co znalazło sie w piśmie skierowanym do komisji dyscyplinarnej to proszę żeby tego nie komentował. zarzuty związane z załatwieniem pracy są śmieszne, nie po to ludzie studiują 5 lat żeby prosić o wstawiennictwo. A jeżeli ten Ktoś pisze że w oświadczeniu znalazły się kłamstwa to szkodzi całej Katedrze Kształtowania i Ochrony Środowiska. Pozdrawiam.
s
steff
przyznam ze pan borsuk jest sympatyczny ale jest niełuszne oskarżanieto że tylko pan borsuk nie pojawiał się na wykladach z panem napierajem tez było się ciężko spotkać na wykładzie (dziwne bo inni potrafili sie pojawić na wykładzie albo informowali że ich nie będZie i zajęcia obędą się w innym czasie) Tych dwóch panów powinno się postawić na równi bo dużo się od siebie nie różnią tylko pięknie gadają a nic z tego nie wychodzi a z wykładów to nic nie wiem bo na 14 wykładów w semestrze odbywały się 2 góra 5 Fakt jest taki ze powinno się to ukrucić wszystkim wykładowcą
G
Gość
Każdy kto trochę lepiej zna prof. Borsuka wie że to może człowiek trochę roztrzepany, ale o żadnej mani wielkości nie ma co tu mówić. Jako studentka pisałam u niego prace magisterską i nigdy nie sprawiał wrażenia człowieka trudno dostępnego, ani wyniosłego a wręcz przeciwnie. Zawsze szanował studentów i na siłę nie próbował zatrzeć swoich kompleksów w porównaniu z innymi pracownikami tej katedry. Wykłady nieraz rzeczywiście nie trwały pełnych 90 min. ale nietrudno byłoby usiąść i kazać studentowi przepisywać pół książki na wykładzie co było częstą praktyką na moim kierunku. Proponuje poczekać aż sprawę wyjaśni komisja, a większość pracowników katedry tu piszących serdecznie pozdrawiam;)
a
absolwent 74
Do wypowiedzi absolwenta 73,
Profesor Borsuk nosił na swych ramionach płaszcz w zdecydowanym, bo czerwonym kolorze jako sekretarz PZPR na uczelni. W tamtych komunistycznych czasach był VIP-em. Komu pomógł, a komu zaszkodził wiedzą sami zaiteresowani. Dla czasów współczesnych utrudnieniem jest to, że zatrzymał się na pewnym etapie rozwoju. Nie przyjmuje do wiadomości, że te czasy to już przeszłość i jego mania wielkości jest nie na miejscu.
l
logiczny
Krótko pisząc, okradł nawet własnego syna.
S
Student
Jeżeli chodzi o wykłady prof.Borsuka to potwierdzam, że mówił tak długo az wyczerpał temat. Twalo to ok. 10-15 minut i polegalo na opowiaadaniu o własnych zaslugach. Osoba o tak długim stażu dydaktycznym nie była w stanie lepiej przygotować się do zajęć? Autor tylu publikacji nie mógł zebrać materiału na sensowne wykłady? A może te publikacje to też wykonali pracownicy katedry, którzy dostąplili "zaszczytu" odwalenia roboty za profesora Borsuka. Jak zaczął się Borsukowi palić grunt pod nogami to namówił grupę studentów żeby złożyli oświadczenie, że jego wykłady odbywają się systematycznie i są jednymi z najciekawszych na wydziale. Obiecywał załatwienie pracy po studiach za ten akt poparcia.
S
Stef25
Treść tego artykułu budzi jedynie niesmak. Niech każdy zastanowi się nad swoim postępowaniem a potem wydaje opinie na temat innych ludzi. I tak się sprawdza zasada Homo homini lupus est... Przykre, ale prawdziwe.
d
donia
a ja tam bardzo lubie pana Borszuczka;) złego słowa powiedziec nie mozna:)
B
Bolek
Drogi obrońco profesora podpisany Sefar.
Jak łatwo się domyśleć niewinny pan Profesor to Pana Tatuś. Pisze pan, że posiada dokument zakupu jachtu Orion. Myślę, że niebawem zajdzie potrzeba okazania go przed prokuratorem - będzie z tym duży problem. Wyjdzie na jaw, że Tatuś jest człowiekiem zdolnymi okantować własnego syna. Pobrał od pana kasę, którą przebalował. Oczywiście jak zawsze to robił, wszystkiego sie wyprze - może będzie mówił wyjątkowo prawdę, ale niech wtedy pokaże dowód wpłaty. Zapewniam, że wpłata na konto Uczelni nie miała nigdy miejsca.
s
spostrzegawczy
Prawie wszyscy uczestnicy forum, broniący profesora piszą swoje opinie na jego polecenie. Wynika to z treści informacji, wielu szczegółów i emocjonalnego nastawienia do problematyki artykułu. Oczywistą nieścisłością jest fragment wypowiedzi uczestnika o nicku "sefar". Jakbyś chłopcze przeczytał dobrze fragment artykułu dotyczącego żaglówki Orion to byś się dowiedział, że Twój ojciec mówi o zawiezieniu łódki do szkutnika jako sprzętu będącego nadal własnością Uczelni. Ty natomiast twierdzisz, że masz akt kupna tego sprzętu. Skoro chcesz ojca bronić to uzgodnijcie najpierw w domu wspólną wersję wydarzeń, bo najwyraźniej ktoś tu kłamie!!!!!!.
Dziwi mnie również fakt, że syn profesora taki chętny do pomocy przy załatwianiu służbowych spraw ojca (wożenie dużej żaglówki- ciężka robota), nie miał czasu wykupić ojcu lekarstwa, pojechać po dresy, laczki i inne rzeczy. Musiał profesor korzystać z pomocy asystentów podtrzymując stosunki feudalne panujące w tej katedrze od lat.
S
Sefar
Informacje sa niescicle, po pierwsze jesli chodzi o posiadlosc nas Zalewem Koronowski to juz jej dawno nie ma bo sprzedal ja w zeszlym roku. Jest jednak co innego , byla tam tez terenowa stacja badawcza i czemu nikt nie pisze ze jego pracownicy jezdzili sobie tam na urlopy!!!!!!!!. Co do jachtu ORION albo tego co z niego zostalo to akurat ja go zakupilem , mam pismo w ktorym jest mowa o zakupie tylko @jachtu@ bez przyczepy, jednak po przewiezieniu go do szkutnika cena remontu przewyzszyla jego wartosc, wiec nie wiem o co tyle krzyku. Zaglowka ponad rok stala u szkutnika bo koszt remontu wyszedl powyzej 5000 zl nie wliczajac zagli etc.. Zreszta dopoki wszyscy inni go wykorzystywali byl ok, a jak zaczal byc mniej przydatny to jest BE, nie ladnie
p
przypadkowy czytelnik
Artykuł pokazuje typowe "polskie piekiełko". Kiedy były pieniądze i profesor Borsuk załatwiał granty, wszyscy byli najlepszymi "przyjaciółmi króliczka".
Kiedy nadeszły gorsze czasy , profesor okazuje się jest "be". Dr Napieraj na pewno bardziej nadaje się na szefa magla niż na pracownika naukowego.
Władze uczelni powinny równocześnie z wyjaśnieniem zarzutów w stosunku do osoby profesora Borsuka, ocenić przydatność do prowadzenie zajęć dydaktycznych przez pana Napieraja.
Co do autora artykułu, to wyraźnie nie umie albo nie chce oddzielić informacji istotnych od zwykłych plotek i pomówień.
m
malgorzata-4
Drogi Redaktorze - zapraszam na UKW w sprawie "stosunków" pani Kanclerz, a szczególnie gdy będą wybory elektorów pośród pracowników administracji. Proszę przejrzeć "kontrakty" jakie ta Pani pozawierała a nowo- zatrudnianymi przez siebie (czt. swoimi) ludźmi. Prosze zobaczyć ostatnie zatrudnienia - kogo popierał np. Dziekan i dlaczego a kogo zatrudniła ta pani. Ta pani odeszła skompromitowana z dawnej AMB.( obecnie zmieniła nazwisko). Zapewniam minimum 2 artykuły.Pozdrawiam

Wybrane dla Ciebie

Rozsypuję to wokół piwonii i bujnie kwitną. Sprawdzony trik na mnóstwo pąków

Rozsypuję to wokół piwonii i bujnie kwitną. Sprawdzony trik na mnóstwo pąków

Nieważne czy pochodzą bezpośrednio od rolnika, czy z marketu - truskawki trzeba myć

Nieważne czy pochodzą bezpośrednio od rolnika, czy z marketu - truskawki trzeba myć

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska